Koronawirus w Polsce. Ile jest dziś zakażeń? [25 SIERPNIA 2020]

i

Autor: Paweł Skraba / Super Express

Koronawirus na Śląsku. Dramatyczny apel ratownika medycznego. Ma WAŻNĄ WIADOMOŚĆ!

2020-04-14 11:32

W rozmowie z „SE" ratownik medyczny z województwa śląskiego mówi o swojej pracy w czasie epidemii koronawirusa. Ma ważną wiadomość do mieszkańców regionu. - Proszę, nie okłamujcie nas. Wielu medyków zostało poddanych kwarantannie, ponieważ pacjent zataił przed nimi, że ma gorączkę lub członek rodziny niedawno wrócił z zagranicy - apeluje. Zwraca jeszcze uwagę na wiele innych, istotnych kwestii.

Pan Radosław, mieszkający na co dzień w Katowicach, od wielu lat pracuje jako ratownik medyczny w jednym z miast w województwie śląskim. W rozmowie z „SE" opowiada o tym, jak bardzo zmieniła się jego praca od czasu wybuchu epidemii koronawirusa w Polsce. Woli pozostać anonimowy, ponieważ - jak mówi - "rozmowa z mediami o aktualnej sytuacji nie jest mile widziana przez kierownictwo".

Za przykład podaje ostatnie zwolnienia pracowników, którzy publicznie wypowiadali się na temat przygotowania ich miejsc pracy na pandemię koronawirusa. - Rządowi zależy na niewiedzy obywateli, a kierownictwu na uciszaniu naszego wołania o rozsądek i pomoc - komentuje ostro.

Pan Radek relacjonuje, że sytuacja jest bardzo poważna, a do listy wielu problemów, z którymi do tej pory borykała się służba zdrowia, doszedł kolejny: koronawirus. - Ten okręt jeszcze nie utonął tylko dlatego, że są ludzie, którzy pracują w tej branży z powołania i robią wszystko, co mogą, by pomagać. Zastanawiam się tylko, jak długo jeszcze wytrzymamy? - mówi ratownik medyczny.

Pan Radek zapewnia, że środki ostrożności muszą być w jego pracy zachowane i te obostrzenia są przez ratowników przestrzegane. - Jeśli coś się stanie nam, nikomu więcej nie pomożemy, a do tego nie można dopuścić. Problem w tym, że nasza praca często wymaga działania poza schematami, dlatego procedury nie zawsze dają odpowiedź na wyzwania stawiane przez życie - podkreśla.

Ratownik wylicza, jakie działania zwiększyły się w ratownictwie medycznym od czasu wybuchu pandemii: - Częsta dezynfekcja miejsca pracy, minimalizowanie kontaktu z większą liczbą osób, dodatkowy wywiad telefoniczny, dodatkowy wywiad po przybyciu na miejsce zdarzenia, środki ochrony osobistej (rękawiczki, maseczka, okulary, przyłbica, kombinezon), pomiar temperatury u pracowników, maseczki ochronna dla pacjentów.

Jak dodaje, zmieniło się podejście ludzi do służb medycznych. - Zaczynają zauważać pracowników medycznych wśród swoich sąsiadów, znajomych, rodziny. Jedynym pozytywem tego zjawiska jest odzew większości ludzi. Starają się nam pomóc, wykazują się życzliwością. Spotkałem wiele miłych gestów, zwykłych pytań o to jak sobie radzimy, propozycje darmowych posiłków, stacje benzynowe zapraszają na darmową kawę, wiele osób szyje maski, lokalni przedsiębiorcy wspomagają nas, na ile w tej ciężkiej sytuacji mogą. Za to wszystko jesteśmy bardzo wdzięczni. Takie sytuacje mają miejsce w całej Polsce. To bardzo budujące, do tej pory było o nas słychać tylko po medialnej akcji ratunkowej, rażącym błędzie czy akcie przemocy wobec ratownika - podkreśla ratownik.

Pan Radosław nie ukrywa, że praca w dobie epidemii jest o wiele trudniejsza, choć już wcześniej ten zawód nie należał do prostych. - Obecna sytuacja epidemiologiczna wymusza stosowanie dodatkowych środków ostrożności, co z kolei wydłuża czas naszego działania. Przykładem może być ubiór kombinezonu ochronnego. Trzeba go dobrze założyć i zabezpieczyć miejsca połączeń poszczególnych elementów. Bardzo ważne jest odpowiednie zdjęcie kombinezonu po wykonaniu medycznych czynności ratunkowych oraz zabezpieczenie zużytego sprzętu. Niestety, ilość kombinezonów w karetce pozwala na użycie ich podczas jednego zdarzenia. Oznacza to konieczność pokonania nawet kilkudziesięciu kilometrów, by uzupełnić zużyte ubrania ochronne, po każdym przypadku związanym z koronawirusem - mówi.

Zaplecze socjalne, gdzie ratownicy spożywają posiłki i spędzają czas w przerwach między zdarzeniami, muszą być częściej dezynfekowane. Ratownicy nie witają się uściskiem dłoni, starają nie skupiać się też w jednym miejscu. - Nikt nie szkolił nas ze stosowania środków ochronnych, osobiście robiłem to na własną rękę za pomoc materiałów zdobytych w internecie. Moim zdaniem to niepoważne, aby nie udostępniono nawet prostego schematu np. fachowego rozbierania kombinezonu - zwraca uwagę mężczyzna.

Środki ochrony osobistej są w tej pracy obowiązkowe. - Nie spotkałem się, aby pomijano zasady. Naszym obowiązkiem jest chronić siebie i swoich pacjentów - mówi pan Radosław. - Na początku pandemii słyszałem jednak o zakazach noszenia masek na niektórych oddziałach, co było uzasadnione jako zapobieganie panice wśród pacjentów. Niektórzy utrudniali również pomoc dostarczaną medykom w różnych miejscach pracy. Absurd - podkreśla.

Ratownik zdradza, że na początku pandemii nieoceniona była pomoc ludzi, bo pracodawca nie zawsze był w stanie w pełni zabezpieczyć pracowników. - Najpierw były to braki sprzętowe, a teraz, wraz z rozwojem pandemii, zaczyna brakować rąk do pracy. Coraz częściej moi koledzy i koleżanki są poddawani kwarantannie. W tej chwili mamy możliwość spędzenia jej samotnie w domu bądź w ośrodku przygotowanym do tego celu. Proszę sobie wyobrazić, że na wynik badania często czeka się dwie doby, czasem sytuacja wymaga powtórnego testu. Lekarz w jednym z miast nie opuścił oddziału, w którym pracuje od dwóch tygodni! Był objęty kwarantanną a teraz nie ma kto go zastąpić. To jest człowiek, nie jesteśmy maszynami. Pracownicy mający dzieci mają możliwość wzięcia opieki, to również powoduje, że ludzi ubywa, bo najzwyczajniej w świecie muszą zająć się swoimi rodzinami. Słyszałem o próbach wspomagania służby zdrowia przez inne służby i instytucje. Jak będzie, zobaczymy z upływem czasu - mówi.

Jakie są aktualnie największe problemy, z jakimi przyszło mierzyć się ratownikom medycznym?

- Największym problemem jest okłamywanie ratowników na temat objawów, kwarantanny czy powrotów z innych państw. Wielu medyków zostało poddanych kwarantannie, ponieważ pacjent zataił przed nimi, że ma gorączkę lub członek rodziny niedawno wrócił z zagranicy. Nie bez powodu wszczęto medialną akcję „Nie kłam medyka" - mówi pan Radosław.

Kolejna trudność to walka z... alkoholem. - Obostrzenia i utrudnienia życia codziennego spowodowały, że ludzie podupadają psychicznie, mają dużo czasu i często spędzają go pijąc alkohol. Pijany pacjent to kolejne utrudnienie, ponieważ wywiad z nim jest utrudniony. To niepotrzebne komplikowanie trudnej dla nas sytuacji - podkreśla ratownik ze Śląska.

Pan Radek nie ukrywa, że boi się o swoje zdrowie. - Brakuje pewności, że wrócę z dyżuru po 12 godzinach, czy może po 14 dniach kwarantanny. Brakuje zapewnienia, że kiedy to wszystko się skończy, będziemy godnie traktowani, że nasze wynagrodzenie będzie współmierne do tego, co od siebie dajemy. Szkolimy się, codziennie ratujemy życie i zdrowie, narażamy się, poświęcamy swój prywatny czas, widzimy wiele cierpienia i śmierci oraz ludzi w stanach, których nie potrafię opisać słowami - mówi ratownik.

Jednocześnie pan Radosław zapowiada, że jest przygotowany na pracę w warunkach podwyższonego ryzyka. - Robiliśmy, robimy i będziemy robić to codziennie. Urodziłem się po to, żeby ratować ludzi. Dziękuję wszystkim, którzy zachowują się jak trzeba - podkreśla.

Imię ratownika zostało zmienione. Jego dane osobowe pozostawiamy do wiadomości redakcji.

Rozmowa z lekarką z Gliwic o pracy w czasach pandemii

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki