Ksiądz ze Śląska umierał przy ołtarzu. DRAMATYCZNA reakcja wiernych [WIDEO]

"To najpiękniejsza śmierć dla kapłana", mówią dziś osoby bliskie księdzu, który zmarł podczas mszy w jednej z wsi w województwie śląskim. 58-letni Mieczysław Grabowski w trakcie nabożeństwa doznał rozległego zawału. Upadł przy ołtarzu, reanimowali go wierni. Niestety, nie udało się. Cała wieś pogrążona jest w żałobie.

Ksiądz Mieczysław Grabowski (58 l.) zmarł przy ołtarzu. Jego ostatnie słowa, które skierował do wiernych, brzmiały: "ciało Chrystusa". Jego śmierć była symboliczna. Parafianie mówią, że dla księdza umrzeć w taki sposób to najpiękniejsza śmierć dla kapłana. Kiedy szedł odłożyć kielich z chlebem eucharystycznym do tabernakulum, upadł na podłogę, eucharystia rozsypała się obok niego. Parafianie podbiegli do niego i Krzysztof Kliś zaczął księdza reanimować. Kiedy przyjechała karetka pogotowia jeszcze długo prowadzili dalszą reanimacje pasterza, ale nie przyniosła ona skutków. Lekarz powiedział, że w chwili, gdy upadał na podłogę już musiał nie żyć. Tak rozległy to był zawał. Cała parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w kościele w Słotwinie, którą tworzył od 2006 roku na początku jako administrator, a później jako proboszcz, przeżywa wielką tragedie i nie wie, jak sobie bez kochanego proboszcza poradzi. Cała wieś jest pogrążona w żałobie.

Jak mówią nam mieszkańcy, ksiądz był człowiekiem otwartym i uczynnym, ponad podziałami politycznymi. Działał dla ludzi chcąc ich zjednoczyć. - Zawsze mówił, że następny przyjdzie na gotowe. Tak o wszystko dbał. W środę (21 października) będziemy mogli go pożegnać, pomodlić się w jego intencji. Przez COVID nie możemy księdza godnie pożegnać. Tylko 40 osób może być na miejscu. Mamy czerwoną strefę. Będzie firma, która przeprowadzi transmisję w internecie na żywo. Proboszcz był człowiekiem wrażliwym i skrytym. Mało jest takich księży z powołania. Będziemy chcieli godnie go pochować - mówi Tadeusz Semik, wiceprzewodniczący Rady Parafialnej. - Prowadził stronę internetową, tak to skrupulatnie redagował, nawet kronika jest. Doprowadził w zeszłym roku do konsekracji kościoła! Tego dnia rano była msza, później pojechał na pogrzeb wójta Lipowej, przyjechał i zrobił różaniec. Po udzielonej komunii upadł. Lekarz z karetki stwierdził, że jak upadał, to już nie żył. Rozległy zawał z zatorem płucnym, widać było, że zsiniał. Strata wielka. Zżył się z nami, był nietuzinkowy, inteligentny. Nie ma takiego drugiego. Nie można mu nic zarzucić. Integrował nas, wspólne inicjatywy, wydawał kalendarze. Naprawdę ze świecą szukać takiego drugiego - mówi z łamiącym głosem Maria Binda-Sapeta.

- Ksiądz nie tylko materialnie dbał o kościół, w sensie wystroju, ale bardzo dbał o ten kościół duchowy. Bardzo mocno kładł nacisk na eucharystię, żeby nie była tak "odklepana", ale żebyśmy ją przeżywali razem z nim. Wszystko skrupulatnie notował, stąd ta książka została wydana. Święcenie kościoła było tak zwaną wisienką na torcie, tego jego dzieła, które dokonywał od 2006 roku. Wszyscy przeżyliśmy informacje o śmierci naszego drogiego proboszcza. Był jak członek rodziny, dał się tak traktować. Jak mój tata chorował, przyjeżdżał co niedzielę z Panem Jezusem do niego. Gdy leżał już w szpitalu to jeździł ze mną do szpitala do Katowic. Nigdy się nie odwracał, zawsze pomagał dobrym słowem, wspierał każdego. Czujemy jakbyśmy stracili członka naszej rodziny - mówi ze smutkiem w głosie pan Krzysztof Kliś (37 l.) - Dbał o to, by integrować parafian ze sobą, dlatego angażował się w parafiady rodzinne, odpusty parafialne. Gromadziliśmy się ze swoimi rodzinami. Był tym motorem napędowym do działań - dodaje.

Adwokat o sytuacji prawnej. Kto ma liczyć wiernych w kościele podczas nabożeństwa?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki