Sprawa Mirelli ze Świętochłowic nie daje spokoju. Co działo się w jej domu przez prawie trzydzieści lat?
Wstrząsająca historia 42-latki ze Świętochłowic nie przestaje zaskakiwać. Wychudzona, z głębokimi ranami i opuchlizną stóp trafiła do szpitala po tym, jak sąsiedzi wezwali do jej mieszkania policję. Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie głośna awantura, która zaniepokoiła mieszkańców bloku. Kobieta w karetce wyznała ratownikom, że od ponad 20 lat nie opuszczała swojego domu.
Mirella nie posiada nawet dowodu osobistego. Do 1997 r. kontynuowała edukację. Potem nagle zniknęła z życia. — W księdze ewidencji uczniów znaleźliśmy wpis, że taka osoba istotnie chodziła do naszej szkoły. Rozpoczęła naukę 1 września 1997 r. w klasie Ic i została skreślona z listy uczniów 6 stycznia 1998 r. W notatce dodano „skreślona na prośbę rodziców” — mówi w rozmowie z „Faktem” Jolanta Daniluk, dyr. I LO w Świętochłowicach. Tłumaczy przy tym, że w tamtych czasach nie było obowiązku edukacji powyżej szkoły podstawowej i sprawą nikt się nie zainteresował.
Mirella po niemal dwóch miesiącach w szpitalu wróciła do mieszkania rodziców. Reporterzy portalu skonfrontowali się z jej matką. Kobieta wpuściła ich do swojego mieszkania, ale córce nie dawała dojść do słowa. Pokój 42-latki wygląda, jakby zatrzymał się w nim czas. Na półkach nadal stoją zabawki z dzieciństwa. — My już mamy dość tego wszystkiego, niczego od nikogo nie potrzebujemy — zarzeka się starsza kobieta. Twierdzi, że zabierała córkę na działkę i do znajomych. Nie potrafi jednak powiedzieć, kiedy to było. Na to samo pytanie Mirella odpowiedziała: — Ojej, no jakiś czas temu, nie pamiętam... Dawno nie wychodziłam, nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
Jej matka szybko zaczęła tłumaczyć, że córka jest „ogłupiała” po pobycie w szpitalu. Dlaczego nigdy nie wyrobiła dowodu osobistego? – Chciałam jej wszystko załatwić, wniosek wypisać... ja ładnie piszę, ale ona się zacięła i koniec było. Sama nie wiem, czemu – tłumaczy matka Mirelli. 82-latka zarzeka się, że nie potrzebują żadnej pomocy, ani finansowej, ani materialnej. Wraz z mężem utrzymują się ze swoich emerytur.
Ich sąsiedzi nie kryją emocji. Ci, którzy zdecydowali się mówić, wspominają Mirellę jako 15-letnią grzeczną i bardzo ładną dziewczynę. — Wciąż pamiętam, jak jej matka mi prawie 30 lat temu powiedziała, że Mirella zaginęła. Rzekomo ktoś miał ją porwać. To był szok, ale co mieliśmy robić, oni nie chwalili się tym. Kiedyś spotkałam nawet jej ojca i pytam: co z Mirelką? Myślałam, że może się odnalazła, a on mi powiedział „pani córki też nie widać”. Nie podejmowałam więcej tego tematu — mówi reporterom „Faktu” pani Urszula Knapczyk (83 l.). Dodaje, że od tamtej pory ani razu nie widziała Mirelli.
Rodzice przetrzymywali Mirellę w pokoju? Wstępne ustalenia policji „nie potwierdzają doniesień medialnych”
Świętochłowicka policja wydała w tej sprawie komunikat. – Świętochłowiccy policjanci prowadzą czynności w sprawie 42-letniej mieszkanki miasta. Wstępne ustalenia nie potwierdzają dotychczasowych doniesień medialnych, jakoby kobieta przez wiele lat była przetrzymywana wbrew swojej woli – czytamy. Sprawę objęła nadzorem Prokuratura Rejonowa w Chorzowie.
Dlaczego w takim razie nie opuszczała domu i nigdy nie rozpoczęła normalnego życia? Dlaczego nikt przez tyle lat nikt nie widział jej na zewnątrz? Sprawę oprócz śledczych badają też pracownicy Opieki Społecznej.
W sieci cały czas trwa zbiórka pieniędzy na nowy start dla wykluczonej z życia kobiety. – Witam i serdecznie dziękuję za każdą, nawet drobną wpłatę. Mirella została odwieziona karetką do domu i na ten moment podejmujemy wszelkie próby by z niego wyszła. Sprawa ma już charakter medialny więc liczymy, że nie potrwa to długo. Robimy wszystko by zapewnić jej rehabilitację i kontakt z ludźmi, bo pozostanie nadal w jednym miejscu zagraża trwałym kalectwem. Prawdopodobnie szpital wystawi rachunek, bo Mirella nie ma nawet ubezpieczenia zdrowotnego. Pokryjemy go również ze środków uzyskanych ze Zbiórki – napisano w aktualizacji zbiórki.