Wstrzącająca zbrodnia

Szczątki Doroty znaleźli po 7 latach. Śledczy odkryli prawdę, choć ważny dowód mieli od dawna

Manfred G. przez siedem lat wodził śledczych za nos. W tym czasie musiał przenosić zwłoki swojej żony Doroty w różne miejsca... Szukali jej bliscy, przyjaciele, niemiecka Polonia i prywatny detektyw, prawdę odkryto dopiero teraz, choć śledczy mieli ważny dowód w tej sprawie od dawna...

Dorota zaginęła w nocy 18 października 2016 r. w niemieckim Selfkant w Nadrenii-Westfalii, gdzie mieszkała z mężem Manfredem. W ich małżeństwie nie układało się dobrze od jakiegoś czasu. Dorota poznała innego mężczyznę, do którego planowała się wyprowadzić wraz z synem. Manfred podejrzewał zdradę żony, dlatego umieścił w jej torebce nadajnik GPS, który kobieta znalazła.

Później, jak twierdził Manfred, Dorota miała wyjść z domu po kłótni i już nie wrócić. Rodzina Doroty od razu zauważyła, że coś się nie zgadza w historii, którą przedstawił jej mąż. Kobieta zostawiła bowiem w domu okulary, bez których się nigdzie nie ruszała, torebkę, a przede wszystkim swojego ukochanego syna 7-letniego wówczas Konrada, który dopiero następnego dnia miał wrócić z obozu.

Policja zatrzymała wtedy Manfreda i przeszukała dom, ale nie znaleziono nic i mężczyzna został zwolniony. Tymczasem po latach potwierdziło się, że to on ma na sumieniu życie Doroty...

Los Doroty wstrząsnął tamtejszą społecznością. W poszukiwani najbardziej zaangażowała się Joanna Balla (49 l.), choć zaginionej wcześniej nie znała.

- Szukałam jej, bo zawsze myślę, że gdyby takie coś mnie spotkało, też chciałabym żeby mnie szukano. Postanowiłam sobie też, że muszę odnaleźć mamę tego chłopca - mówi nam pani Joanna.

- Mogę dziś powiedzieć, że Dorotę poznałam już po zaginięciu - rozmawiałam z ludźmi którzy ją znali, chodziłam tam, gdzie ona lubiła bywać, poznałam jej syna i męża oraz całą rodzinę - dodaje kobieta.

Z Manfredem rozmawiała wiele razy. Wspomina, że jego wersja zdarzeń była bardzo precyzyjnie przemyślana. - Miał tamten dzień wyuczony na pamięć. Zawsze mówił to samo, nigdy się nie pomylił ani zająknął. Jeszcze kilka miesięcy temu proponował, że da pieniądze na detektywa - opowiada pani Joanna.

Feralnego dnia Manfred bez wiedzy Doroty zajrzał do jej telefonu i odkrył, że wysłała swoje roznegliżowane zdjęcia nowej sympatii.

- O to była kłótnia. On twierdził, że się zdenerwował i kazał jej wypier... Ona miała powiedzieć "jestem duża dziewczynka, poradzę sobie" i opuścić mieszkanie. A ponieważ on miał gorączkę, to zaraz po jej wyjściu zasnął i nie wychodził już z domu - relacjonuje kobieta.

Detektyw Andała dostarczył niemieckim śledczym ważny dowód

Gdy poszukiwania na własną rękę zawiodły, pani Joanna postanowiła zwrócić się o pomoc do detektywa. Wyzwanie podjął Arkadiusz Andała z Chorzowa. Przyjechał z ekipą na miejsce i od razu zabrał się do roboty. Szybko przyłapał Manfreda G. na matactwie.

- Udało nam się wejść w posiadanie nagrania z monitoringu, na którym widać, że samochód Manfreda G. wyjeżdżał z posesji w dniu zaginięcia kobiety już po godzinie 23, po której miał on nie opuszczać domu - wspomina detektyw Andała.

Chorzowianin podzielił się swymi ustaleniami z policją, ale ta najwyraźniej uznała, że to zbyt mało, by ponownie zatrzymać męża Doroty i spróbować go oskarżyć. Przecież jej ciała wciąż nie udało się znaleźć.

- Teraz wszyscy mówią, że od razu podejrzewali Manfreda, ale wtedy była to jedna z wersji. Ja zakładałem, że mógł udusić kobietę, a ciało ukrył. Dziś wiadomo, że miałem rację. Jednak wtedy to był jeden z kilku tropów. A trzeba też wiedzieć, że informacji o losie zaginionej Doroty otrzymywaliśmy mnóstwo. Że została sprzedana do burdelu, że widziano ją tam, a tam, wreszcie, że uciekła od Manfreda do swego kochanka. Ta ostatnia hipoteza była też ochoczo powtarzana przez samego Manfreda G. Najgorsze jest, że on wmawiał to małemu synkowi. "Mama cię zostawiła i poszła sobie" - kręci głową detektyw.

Zdaniem Andały do morderstwa doszło w domu w Selfkant, a potem zabójca wywiózł ciało w sobie tylko znane miejsce. - Myślę, że wywiózł je tego samego wieczora, prawdopodobnie było w samochodzie, który nagrały kamery monitoringu. To dlatego podczas przeszukania policja niczego nie znalazła - przekonuje detektyw.

Ta opinia pokrywa się z ustaleniami niemieckich śledczych, którzy także od samego początku podejrzewali, że Dorota nie opuściła domu żywa. W 2016 roku komisarz Fritcha -Hörmanna, powiedział Manfredowi, gdy musiał go zwolnić z aresztu, że "wcześniej czy później go dopadnie i udowodni mu ze zabił Dorotę". Obietnicy dotrzymał. Jak ustalili śledczy, Manfred udusił żonę a jej ciało zostało spakowane do worka budowlanego, który nie przepuszczał zapachów. Nie wiadomo, gdzie Manfred G. ukrył zwłoki żony, śledczy są jednak pewni, że przenosił je wielokrotnie. Zdaniem pani Joanny, ciało Doroty wróciło do domu w którym mieszkała z mężem.

- Byłam kilka razy w tym domu i myślę, że ciało musiało być tam na strychu. On nigdy nikogo nie wpuścił do góry. Podobno policja teraz znalazła tam jakaś plamę. A wywiózł zwłoki znowu, gdy się wyprowadził do drugiego mieszkania - przekonuje kobieta.

Zabrał szczątki żony do nowego domu i ukrył w szopie

Około dwóch lat temu, Manfred wraz z synem przeprowadzili się do nowego domu w pobliskim Geilenkirchen-Gillrath. Manfred nie sprzedał jednak starego domu, mimo dużych trudności finansowych wciąż opłacał dwie nieruchomości i właśnie to szczególnie zwróciło uwagę niemieckich śledczych.

Pod koniec sierpnia br., policja na terenie posesji w Geilenkirchen-Gillrath przeprowadziła nalot i mundurowi odnaleźli wór, w którym były szczątki ludzkie. Badania genetyczne potwierdziły, że to zwłoki Doroty.

- Niemiecka policja wiedziała, że mąż zaginionej ma kłopoty finansowe. Dlaczego zatem ponosił wydatki za dwa mieszkania - pyta Arkadiusz Andała. - Myślę, że mając taką wiedzę objęli go dyskretną obserwacją - dodaje detektyw.

Manfred G. został aresztowano tuż po odkryciu szczątków jego żony Doroty. Postawiono mu zarzut zabójstwa. Mężczyzna konsekwentnie milczy. Prokurator nie odpowiedział na pytanie mediów, czy mężczyzna przyznał się do winy. Po aresztowaniu ojca, jego syn, 14-letni Konrad trafił pod opiekę Urzędu ds. Młodzieży w Geilenkirchen, gdzie jest pod opieką psychologów.

- Jego najbardziej szkoda. Najpierw stracił mamę, teraz okazało się, że to tata ją zamordował, który był idealny dla niego przez te siedem lat... - konkluduje Joanna Balla.

Manfred G. do więzienie może tracić na resztę życia. Jego proces odbędzie się w Niemczech. Przed domem, gdzie została zamordowana Dorota ludzie przychodzą zapalać znicze. Kobieta zostanie pochowana w rodzinnym Radlinie na Górnym Śląsku. 

Karl Pfeffer stanął przed sądem. Opowiadał jak udusił i poćwiartował własną matkę
Sonda
Czy zdarzyło Ci się pomóc policjantom w poszukiwaniach?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki