Trzeba mieć także... wyleczone zęby, by zostać specjalsem straży pożarnej [ZDJĘCIA]

2019-08-08 15:15

To elitarne grupy strażaków. Sama nazwa to potwierdza: Specjalistyczna Grupy Ratownictwa Wodno-Nurkowego Państwowej Straży Pożarnej. Jedną z nich jest Grupa Komendy Miejskiej PSP w Bytomiu. To jedyny taki „pododdział”, używają terminologii wojskowej, w województwie śląskim.

To nie tak, że cała ich służba dotyczy „ratownictwa wodno-nurkowego”. Do tego są wyszkoleni, ale oprócz tego, że są nurkami, są też strażakami. Pożary też gaszą. Zresztą, w służbie strażaka statystycznie rzecz biorąc tylko 35 proc. akcji związanych jest z gaszeniem ognia. Żeby zostać strażakiem-nurkiem, trzeba się sporo natrudzić. – Przede wszystkim trzeba mieć końskie zdrowie, żadnych dziur w zębach, o umiejętności pływania nie wspomnę. Kandydat na strażaka-nurka zaczyna od początku, choćby miał cywilne stopnie płetwonurka. One nie liczą się. Trzeba więc przejść przez kurs organizowany wyłącznie w Bornem-Sulimowo. Trwa dwa tygodnie. Potem przechodzi się w Gdyni badania oraz testy ciśnieniowe w komorze hiperbarycznej. Jak się przez to wszystko przejdzie, to mamy egzamin, z teorii – przez jeden dzień. I z praktyki, również przez jeden dzień – wyjaśnia st. ogniomistrz bytomskiej Grupy Marcin Błoński (38 l.); w służbie od 15 lat.

Na początku jest się młodszym nurkiem. Można schodzić na głębokość do 20 m. Następnemu w hierarchii – nurkowi można zanurzać się na 30 m. Kierownik prac podwodnych może nurkować do 30 m, ale w asyście najwyższego w hierarchii – nurka-instruktora nawet do 50; tyle, ile wynosi „norma” dla instruktora. Grupę obecnie tworzy 49 strażaków. Jeszcze kilka lat temu do tej pracy mogły skłaniać 2 proc. do emerytury po 10 latach służby. Teraz tego już nie ma. „Strażacy podwodni” najczęściej kojarzeni są z poszukiwaniami topielców i zatopionych samochodów, co łatwe nie jest.

– Zimą pod wodą widoczność jest jeszcze jako taka. Latem często nie widać wyciągniętej ręki. Kiedyś szukało się prawie po omacku z pomocą echosondy, bardzo niedokładnej, sprawdzając ej się raczej w wędkarstwie niż w naszych akcjach. To przeszłość. Mamy teraz nowoczesny sonar, kosztował chyba 250 tys. zł, który bardzo ułatwia poszukiwania – podkreśla st. ogniomistrz Błoński. Grupa dysponuje specjalnym wozem ze sprzętem do akcji na wodzie. Nie licząc szkoleń prowadzonych przez jej członków, w akcjach ratowniczych i poszukiwawczych uczestniczą kilkadziesiąt razy w ciągu roku. Na koniec dodajmy, że nurkowie penetrują to co pod wodą wyłącznie w kombinezonach suchych, a zapas powietrza starczy im na ok. 1,5 godziny nurkowania.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki