Wypadek przy zabawie dzieci czy zbrodnia? Mama: przysięgam, jestem niewinna

To była wstrząsająca śmierć. Mały Marek (+2 l.) zmarł w jednym z mieszkań na blokowisku w Mysłowicach. Zdaniem śledczych to matka - Magdalena W.-S udusiła chłopczyka. Kobieta utrzymuje jednak, że spała, gdy doszło do dramatu, a dwuletni Marek został pozbawiony dostępu powietrza przez niemal dwa latka starszego braciszka Wiktorka, który zamknął go w wersalce. Dziś zakończył się proces kobiety. Wyrok wkrótce.

Koniec procesu Magdaleny W.-S.Wypadek przy zabawie braciszków czy zbrodnia? Dwuletni Marek nie żyje. Mama: przysięgam, jestem niewinna

To była wstrząsająca śmierć. Mały Marek (+2 l.) zmarł w jednym z mieszkań na blokowisku w Mysłowicach. Zdaniem śledczych to matka - Magdalena W.-S udusiła chłopczyka. Kobieta utrzymuje jednak, że spała, gdy doszło do dramatu, a dwuletni Marek został pozbawiony dostępu powietrza przez niemal dwa latka starszego braciszka Wiktorka, który zamknął go w wersalce. Dziś zakończył się proces kobiety. Wyrok wkrótce.

Magdalena W.-S. Mieszkała wraz z partnerem i dwójką dzieci w mieszkaniu w bloku przy ul. Wielka Skotnica w Mysłowicach. Dzień zaczął się od ich kłótni. Partner miał pretensje do kobiety, że ta obudziła go zbyt późno. Potem wyszedł z mieszkania. Co się stało później, musi rozstrzygać sąd. Pewne jest, że Magdalena W.-S. ok. godz. 10 zadzwoniła do partnera do pracy i powiedziała mu, że Marek nie oddycha. Ten natychmiast przyjechał do domu. Okazało się, że kobieta nie zadzwoniła na pogotowie, więc zrobił to dopiero on. Instruowany przez operatora numeru ratunkowego prowadził reanimację Mareczka aż do przyjazdu pogotowia. Niestety chłopca nie udało się uratować. Był 17 maja 2022 r.

Podczas zabawy wówczas 4-letni Wiktor miał zamknąć młodszego Marka w pudle wersalki

Po kilku następnych dniach u drzwi mieszkania Magdaleny W.-S. zjawili się policjanci. Zatrzymali ją, by doprowadzić do prokuratury, gdzie usłyszała zarzut zabójstwa. Trafiła także do celi aresztu. Przebywa tam do dziś. Do winy się nie przyznaje. Kobieta od początku utrzymuje, że po wyjściu partnera do pracy położyła się ponownie spać. Wówczas miało dojść do tragedii. Zdaniem matki obaj jej synowe się zbudzili i zaczęli bawić się razem w mieszkaniu. Podczas zabawy wówczas 4-letni Wiktor miał zamknąć młodszego Marka w pudle wersalki. I chłopiec udusił się. Jak przekonuje Magdalena W.-S. Wiktor miał jej o tym sam powiedzieć dopiero, gdy się zbudziła z drzemki.

Magdalena W.-S. w pierwszej instancji została uznana za winną i skazana na 15 lat pozbawienia wolności

Jednakże śledczy wersję wydarzeń matki uważają za nieprawdopodobną. Zdaniem prokuratury matka zatkała usta i nos chłopczyka czym doprowadziła do jego uduszenia. Przemawiają za tym dowody zebrane w śledztwie – m.in. opinie biegłych medycyny sądowej oraz z zakresu histopatologii. Magdalena W.-S. w pierwszej instancji została uznana za winną i skazana na 15 lat pozbawienia wolności. Jednakże od tego werdyktu odwołały się obie strony – obrońca kobiety złożył apelację, twierdząc, że skazanie jest niesłuszne. Z kolei Prokuratura Okręgowa w Katowicach odwołała się, bo uważa, że choć rozstrzygnięcie sądu jest prawidłowe, to jednak wymiar kary zbyt niski.

Dziś zakończył się proces apelacyjny Magdaleny W.-S. Zarówno obrońca jak i prokurator przedstawili mowy końcowe. Nim to się stało, sąd odczytał jeszcze wnioski z opinii biegłego psychologa Bogdana Lacha. To opinia, którą sporządzono już w procesie odwoławczym, kiedy obrona Magdaleny W.-S. poprosiła o możliwość powtórnego przesłuchania małego Wiktora. - Kolejne przesłuchanie Wiktora nie przyniesie nic, doprowadzi tylko do wiktymizacji dziecka, do jego wtórnych urazów. Byłoby sprzeczne z jego dobrem, po tego typu doświadczeniach jest niewskazane, mając na uwadze proces odzyskiwania przez niego równowagi psychicznej - przedstawiał konkluzje biegłego psychologa przewodniczący składu sędzia Witold Mazur.

Wobec tego proces zakończono i rozpoczęły się mowy końcowe. Pierwszy głos zabrał mecenas Grzegorz Skraburski, obrońca oskarżonej matki. - Wysoki sądzie, sam proces jawi się niewątpliwe jako poszlakowy. Nie ma żadnych bezpośrednich dowodów na winę oskarżonej. Oskarżona konsekwentnie twierdzi, ze do śmierci doszło w wyniku wypadku w czasie zabawy jej dzieci, a ona sama w tym czasie spała. Tymczasem sad pierwszej instancji twierdzi, że w sposób nie budzący wątpliwości okoliczności faktyczne zostały ustalone, ale zastanówmy się na podstawie jakich dowodów sąd doszedł do do takiego przekonania. Nie było przecież świadków tego wydarzenia. W mieszkaniu znajdowały się tylko trzy osoby - oskarżona i dwójka jej dzieci. Sąd oparł się w głównej mierze na opinii biegłej, która to opinia, zdaniem sądu pierwszej instancji, miała być jednoznaczna. Jednak w tej opinii są same rozbieżności. Niejasne sformułowania. Biegła wskazała, że jest mało prawdopodobne, żeby jedno dziecko mogło udusić drugie. Biegła nie wskazuje, że obrażenia powstały w wyniku działania ręki, a dalej wskazuje na niewielkie zadrapania. Znowu nie ma wskazania z czego powstały obrażenia albo na co mogą wskazywać. Nie ma tam, czy to ręka dziecka czy dorosłego, znowu są tylko domysły. Nie wiemy, jaki był mechanizm śmierci, czy użyto ręki, przedmiotu, poduszki… Nie wiemy, czy Marek miał być w pojemniku na pościel - przemawiał mecenas Skraburski. -Żaden z dowodów nie przesądza o winie oskarżonej, są poszlaki, ale powinny tworzyć logiczną całość, łańcuch zdarzeń, a takiego przekonania mieć nie możemy. Nie było dla mnie łatwo prowadzić te sprawę, mając dziecko w tym samym wieku, w którym zginął Marek, ale nie chciałbym, żeby wyrok zapadł na podstawie opinii psychologa, który widział Wikora, brata zmarłego Marka, przez godzinę. Dlatego wnoszę o uniewinnienie – zakończył swą mowę obrońca.

Potem przyszedł czas na końcowe słowa prokuratora Aleksandra Dudy. - Wbrew twierdzeniom obrońcy oskarżonej Sąd Okręgowy w Katowicach zgromadził pełny materiał dowodowy. I przeprowadził prawidłową jego ocenę. Ocena opierała się na wiedzy doświadczeniu życiowym i zasadach prawidłowego rozumowania. Wbrew twierdzeniom obrońcy z całości badań pośmiertnych wynika zarówno przyczyna jak i mechanizm zgonu. Mechanizm ten został określony jako zatkanie otworów oddechowych. Opinia została wydana prze Zakład Medycyny Sądowej w Katowicach, a następnie podtrzymana i rozszerzona przez biegłą z zakresu medycyny sądowej. Umyka obrońcy okoliczność, iż biegli posługują się kategorią prawdopodobieństwa. Jest to zupełnie normalne. To sąd ostatecznie ocenia wiarygodność dowodów. Biegła wskazała, że dziecko nie byłoby w stanie udusić swojego młodszego brata. Nie mógł tego zrobić Wiktor. Wbrew temu, co twierdzi oskarżona i jej obrońca. Niespełna czteroletnie dziecko nie mogło zabić młodszego brata - mówił prokurator. - Biorący udział w eksperymencie procesowym na miejscu zdarzenia biegły, w sposób kategoryczny wykluczył wersję oskarżonej, co do prezentowanego przebiegu zdarzenia. To znaczy tego, że znalazła dziecko z głową przewieszona przez krawędź pojemnika na pościel. Do takiej sytuacji dojść nie mogło. W taki sposób do zgonu dojść nie mogło - dodawał prokurator Duda.

Aleksander Duda zwrócił tez uwagę na zeznania policjantka, która była na miejscu zdarzenia oraz ratowniczki pogotowia. - Policjantka twierdzi, że reakcje oskarżonej wydawały się jej być teatralne. Ratowniczka medyczna w żaden sposób nie wskazała, by oskarżona podała jej miejsce znalezienia zwłok, by był to ten pojemnik na pościel, dziecko miało leżeć na podłodze. Dopiero na samym końcu pojawiła się wersja, że odpowiedzialny za tę śmierć jest starszy syn oskarżonej. Wreszcie zeznania Wiktora zostały ocenione przez biegłego jako niewiarygodne. Fragmenty wyrwane z przez obrońcę z kontekstu nie mają znaczenia. Co więcej dziecko nie chciało brać udziału w przesłuchaniach, bo sąd oraz biegła psycholog były kobietami. Wiktor bał się kobiet. To się nie wzięło znikąd. Znajduje to odzwierciedlenie w zeznaniach obecnej opiekunki Wiktora. Zresztą to w rodzinie zastępczej Wiktorek przekazał w spontaniczny sposób, że mama zrobiła krzywdę Mareczkowi, nikt go o to nie pytał, po prostu czuł się bezpiecznie i coś na ten temat powiedział - zauważył prokurator, a potem poprosił sąd o wymierzenie Magdalenie W.-S. Kary dożywocia.

Wreszcie głos zabrała Magdalena W.-S. Po raz kolejny zaprzeczyła, że zabiła Marka. - Wysoki sądzie, wiem, jak sytuacja wygląda, jakie są dowody, ale przysięgam, że jestem niewinna, że krzywdy nigdy bym nie zrobiła synowi. Straciłam wcześniejszego syna Nataniela. Krzywdy mu nie zrobiłam. To była śmierć łóżeczkowa. Jestem osobą nerwową, mam skłonności do agresji, ale nie pozbawiła bym życia syna - zarzekała się matka. - Nie jestem mamą idealną, ale kocham i kochałam swoje dzieci, chociaż Marka już nie ma. Nie jestem pozbawiona empatii i osobą teatralną, po prostu mnie to wszystko dużo nerwów kosztuje. Zrobiłam, co mogłam w tej sprawie. Powiedziałam, zgodnie z prawdą, jak zapamiętałam 17 maja 2022 r. Chciałam być przebadana przez wariograf, ale nie dostałam takiej szansy. I wiem, że choć na tej sali tatusiowie, mamy, ciocie, babcie, myślą o mnie źle, że jestem zwyrodnialcem, ale to nie jest prawda. Po prostu nieprawda.

 - Co było przyczyną zgonu Marka – dociekał sędzia Mazur. - Tylko tyle wiem, że syn mi umarł, kiedy spałam i nikt mi nie chce w to uwierzyć – opowiadała oskarżona. Ale sędzia spytał ponownie, co było przyczyną śmierci. - Zatkanie dróg oddechowych odparła z niepewnością kobieta. - Kto to zrobił - drążył temat przewodniczący składu. - Ja spałam. Nie wiem, co się stało, zapytałam starszego syna, syn mi powiedział, że bawił się z bratem i że zamknął brata w narożniku. I to się stało. Przysięgam. Przysięgam, że tak było. Nie chcę, żeby wina spadła całkowicie na synka Wiktora. To jest tylko dziecko. To mój syn. To nie jest tak, że będę go winiła o coś. Oni się bawili. Ja spałam. Proszę o uniewinnienie - zakończyła Magdalena W.-S. Sąd Apelacyjny ogłosi wyrok w tej sprawie w następny wtorek.

Super Express Google News
Adam zabił Mariusza. Poszło o dziecko
Siła Kobiet
Nie widząc przeszkód, czyli o byciu NIEWIDOMĄ SPEEDCUBERKĄ. SIŁA KOBIET

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki