Nerwy pod kontrolą

2009-10-05 7:10

Nigdy nie wiadomo, co wymyśli mały człowiek. Jedno jest pewne: dorosły musi wtedy zapanować nad nerwami. W trudnych sytuacjach staram się odruchowo zdławić w sobie myśl, że nie dam rady.

Czy można z uśmiechem spojrzeć na sytuacje, w których chce się płakać?

Warto przynajmniej spróbować. W pamięci mam taką scenę: odwiedzam M., która właśnie wróciła z dzidziusiem ze szpitala. Dzieciaczek spokojnie śpi, a my gadamy. Po godzinie ni stąd ni zowąd zaczynamy ryczeć jak bobry, a za chwilę jesteśmy bardzo rozbawione. Dopadł nas baby blues, choć nic konkretnego nie zakłóciło odczuwanej jednocześnie błogości. Śmiech przez łzy to świetny sposób na odreagowanie stresów. Przeżywałam to nieraz.

Po urodzeniu bliźniaczek, gdy pierwszy raz wyszliśmy wieczorem na koncert, zostawiliśmy trójkę dzieci z dwiema opiekunkami. W tym czasie od kąpania do zasypiania można się było porządnie zmęczyć. Żeby umilić dziewczynom pracę, zostawiłam w lodówce pyszną sałatkę. Wróciliśmy do domu – sałatka nietknięta, za to nasze opiekunki z wypiekami na twarzy, bo oczywiście maluchy się przebudziły. Dziewczyny sobie poradziły, ale już po wszystkim dopadła je głupawka. Opowiadając, co się działo, na przemian śmiały się i płakały.

Czasami mogą się zdarzyć sytuacje dramatyczne, w których naprawdę chce się płakać, choć kiedy później relacjonujemy zdarzenie, wydaje się ono wszystkim bardzo zabawne.

Na przykład: K. odpoczywa na balkonie z dzidziusiem i 2,5-latką. Nagle starsza wraca do mieszkania i zamyka mamę i siostrę na balkonie, przekręcając klamkę. Nadciąga burza. K. nie ma przy sobie telefonu. Krzyczy z trzeciego piętra do przechodnia. Ten, spłoszony, zerka na nią jak na wariatkę i mówi, że się spieszy. K. nie daje za wygraną i go przyciska... Na szczęście, nie zamknęła mieszkania i nie trzeba było wzywać ślusarza.

Czytaj więcej na

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki