Córeczki umarły mi na rękach

i

Autor: reprodukcja Piotr Lampkowski/SUPER EXPRESS Córeczki umarły mi na rękach

Córeczki umarły na moich rękach. Dramatyczne wyznanie po pożarze kamienicy w Inowrocławiu

2019-10-30 17:42

Ociera łzy, mówi urwanymi zdaniami. Ciągle na nowo przeżywa te straszne chwile, kiedy patrzył i czuł jak uchodzi życie z jego córeczek. - Kilka godzin wcześniej mówiły do mnie „kocham cię tatusiu”, a ja też zapewniałem, że je kocham. Już zacząłem kupować zabawki na Mikołajki, bo chciały dostać lakę Elzę, która mówi – łkanie odbiera głos Łukaszowi R. (33 l.).

Jak spomiędzy kłębów dymu wyłaniają się kolejne okoliczności pożaru kamienicy w Inowrocławiu (woj. kujawsko-pomorskie), w który zginęły matka i trzy dziewczynki.

Okazuje się, że kiedy zaczęło się palić, Monika S. (+31 l.) zadzwoniła do Łukasza R., ojca swoich dwóch starszych córek, z którym rozstała się jakiś czas temu. Ten ruszył na ratunek, rzucił się w płomienie. To on powiedział strażakom, że w mieszkaniu są dzieci.

Łukasz R. jest ojcem Zuzi (+4 l.) i Oliwi (+5 l.). Dziewczynki miały jeszcze przyrodnią siostrę Lenkę (+3 mies.). W poniedziałek koło południa wszystkie były z mamą |Moniką w mieszkaniu na poddaszu kamienicy przy ulicy Orłowskiej. Pożar wybuchł w lokalu obok, który zajmuje Eugeniusz S. (61 l.). - Wszyscy wiedzieli, że stanowi on zagrożenie. Kradł prąd. Z gazem też nie wiadomo jak u niego było. Ja sam osobiście składałem skargi na niego! – wykrzykuje Łukasz R. Mężczyzna przerywa, zaczyna płakać.

- Monika zadzwoniła do mnie. Powiedziała, że się pali. Byłem wtedy na mieście. Pobiegłem pod jej dom. Paliło się. Przed kamienicą stał tłum gapiów. Wbiegłem na górę. Dym był straszny. Otworzyłem drzwi od mieszkania. Wtedy wyszedł strażak. Był w masce. - Matka odkręciła wodę w łazience, by ratować dzieci – powiedział – wspomina Łukasz R.

Ratownicy znieśli nieprzytomne matkę i trzy dziewczynki. - Córeczki umarły mi na rękach. Teraz nie wiem, po co mam żyć – ojciec odwraca się i odchodzi.
Po pożarze policja zatrzymała Eugeniusza S.. Biegły nie miał wątpliwości, że to w jego mieszkaniu wybuchł pożar. Prokuratura postawiła mu zarzut nieumyślnego spowodowania pożaru, w którym zginęły cztery osoby. Grozi mu za to do 8 lat więzienia. Na razie sąd zdecydował, że trafi do aresztu tymczasowego na dwa miesiące.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki