Pracowała w komendzie policji, teraz pokazuje mroczny Toruń

2025-08-30 10:42

Dziennikarz "Super Expressu" zaprasza na pierwszą część wywiadu z Kamilą Cudnik. Mieszkająca w Grabowcu pod Toruniem kobieta pisze książki, łączące w sobie nutkę kryminału, romansu i ducha dawnych czasów. Jednym z głównych bohaterów jest... Toruń! Pikanterii dodaje fakt, że autorka swego czasu pracowała w komendzie policji i zna klimat sądowych ław.

  • Kamila Cudnik to była pracownica komendy policji, a do tego doświadczona ławniczka. W 2019 roku pokazała światu swoją pierwszą książkę. Choć w jej publikacjach pojawiają się zbrodnie, nie są to typowe kryminały.
  • Autorka spotkała się z dziennikarzem "Super Expressu" w kawiarni Malowana Chatka w Złotorii, która dobrze oddaje klimat jej trylogii. Wywiad trwał niespełna godzinę, więc podzieliliśmy go na dwie części!
  • W pierwszej z nich Kamila Cudnik opowiada nam o swojej przeszłości, przygodach komisarza Bukowskiego i artystki Izy oraz o spacerach po Toruniu. Zapraszamy na se.pl.

Kamila Cudnik, była pracownica komendy policji i znawczyni prawa

Malowana Chatka to popularna kawiarnia i galeria w Złotorii koło Torunia. Kamila Cudnik ma tu status gwiazdy. Większość mówi jej "dzień dobry". Autorka książek, była pracownica komendy policji i doświadczona ławniczka uśmiecha się, gdy przegląda swoje książki. Można je znaleźć w jednym z pomieszczeń Malowanej Chatki. Cudnik jest zadowolona zarówno z trylogii o Twierdzy Toruń z początku XX wieku, jak i z dwóch książek, których akcja dzieje się we współczesnym grodzie Kopernika. Pierwszą część naszego wywiadu poświęcamy autorce oraz "Zgadnij, kim jestem" i "Wybacz". 

Wywiad znajduje się pod galerią ze zdjęciami ze Złotorii koło Torunia!

Konrad Marzec, "Super Express": Na początek coś łatwego. Chciałbym, żebyś powiedziała nam, jak to się stało, że zaczęłaś pisać książki z wątkami kryminalnymi. Jesteś przecież osobą w przeszłości związaną z organami ścigania i środowiskiem prawniczym. Jak to się stało i jak wiele czerpiesz z dawnych czasów?

Kamila Cudnik: Czerpię, ile się da. To jest wiedza nabyta i jednocześnie niezwykle cenny research zrobiony od wewnątrz. Byłoby frajerstwem, gdybym z tego nie czerpała. Natomiast wiesz, że już minęło trochę czasu odkąd nie pracuję w policji. Wiadomo, że mimo wszystko pewne rzeczy się zmieniają, więc zawsze trzeba ten research zrobić. Dlaczego pojawiają się wątki kryminalne? Nie mam pojęcia. Nigdy nie chciałam pisać kryminałów, natomiast od pierwszej książki gdzieś tam zawsze nieboszczyk się trafił. 

- Ostatecznie poszłam w tę stronę, chociaż teraz nie napisałam kryminału. Będzie książka o średniowieczu, nie będzie kryminałem, ale uwaga - trupów więcej niż kiedykolwiek - uśmiecha się nasza rozmówczyni.

Od kiedy zajmujesz się pisaniem książek i jak długo kiełkowało w Tobie, aby zmienić branżę? Z mojej perspektywy to spora zmiana od policji, przez prawo, do zupełnie innego środowiska.

To jest tak, że zamiast słuchać siebie, robiłam inne rzeczy. Gdy miałam 10 lat, bardzo lubiłam czytać książki. Już wtedy, gdy myślałam o tym, co bym chciała robić, to pisanie książek we mnie siedziało. Potem przyszło życie, czyli szkoła średnia. Coś tam pisałam, ale nie jest tak łatwo napisać książkę, czyli jakąś tam opowieść od początku do końca. Opowiadań nie lubię, nigdy nie lubiłam i nie poszłam w tę stronę. Poezję bardzo lubię czytać, ale nie potrafię jej uprawiać. 

A jak w Twoim życiu pojawiło się prawo?

Przyszły studia, była moda na prawo, więc skończyłam ten kierunek, no czemu nie? Potem zaczęłam pracować, urodziły się dzieci, przestałam pracować, a potem zaczęłam pisać książki. No i cała zagadka się wyjaśniła, prawda? To jest obecnie moje główne zajęcie.

Kamila Cudnik i praca w policji

A mogłabyś zdradzić naszym czytelnikom, czym się zajmowałaś jeszcze w czasach policji i jak wygląda Twoja przygoda z prawem, że to tak ładnie ujmę?

Skończyłam studia prawnicze i zawsze mówię, że mnie to prawo prześladuje. Nie poszłam, nie robiłam żadnej aplikacji. Poszłam pracować do policji z myślą, że przejdę na etat. Okazało się, że kiedy w październiku 1997 roku zatrudniałam się w policji, już dwa tygodnie byłam w ciąży. Totalna niespodzianka dla mnie, dla wszystkich. Urodziło się jedno dziecko, potem drugie, plany się odsunęły i kiedy już mogłam przejść na etat, stwierdziłam, że wystarczy tego dobrego. Młodość upłynęła, mam ponad 30 lat. W międzyczasie myślałam o doktoracie z prawa, jednak zrezygnowałam. Do dzisiaj jestem ławnikiem sądowym. To już trwa ponad 10 lat. 

W międzyczasie napisałam książkę. Gdy powstawały "Historie miłosne", to ja czerpałam z doświadczeń mojej bohaterki, a nie odwrotnie. Moim marzeniem było nie prawo, tylko ukończenie polonistyki albo psychologii, żeby mi się dobrze pisało książki. Okazało się, że w tamtym czasie, kiedy moja bohaterka jest doktorantką na polonistyce, ja mogę zrobić taki doktorat. Rzeczywiście, rozpoczęłam taką procedurę. Po tym prawie, już nie musiałam polonistyki kończyć. Na "dzień dobry" usłyszałam, "Pani jest po prawie, Pani pracowała w policji, to Pani napisze o kryminałach".

Znowu kryminały?!

Nie wiem, czy kryminał jest moją ulubioną grupą książek, moim ulubionym gatunkiem. Podeszłam do tego tematu, ale pewnym momencie stwierdziłam że odpuszczam, bo robiłam też inne rzeczy, pisałam książki. Już powstawało "Zgadnij, kim jestem", już była redakcja pierwszej książki. Zrobiło się tego za dużo. Poza ambicją doktorat nie był mi do niczego potrzebny. 

Pociągnę jeden wątek - możesz zdradzić, czym się zajmowałaś w policji?

Wiesz, byłam pracownikiem, nawet nie chcę powiedzieć, że cywilnym. Byłam urzędnikiem. Pracowałam w Komendzie Wojewódzkiej, w Wydziale Prewencji. Kiedy zlikwidowano KW, przeszłam do Komendy Miejskiej, do kadr. Kiedy wróciłam z urlopu macierzyńskiego, zaproponowano mi sekretariat na komisariacie. To było straszne, bo tak naprawdę, to ujma na honorze, tak? "Ja jestem prawnikiem i w ogóle i w ogóle". No i okazało się, że to były najlepsze lata mojego życia.

Dlaczego?

Ja się tam więcej napatrzyłam, więcej nauczyłam niż kiedykolwiek. To było fantastyczne! Wiesz, gdy zaczynałam pracę w Komendzie Wojewódzkiej, to ja znałam wszystkich od kapitana wzwyż, czyli od nadkomisarza. Potem gdzieś tam widziałam takich, np. z czterema gwiazdkami na szpilce i w ogóle nie wiedziałam kto to jest. To byli aspiranci. No więc tym razem miałam okazję poznać osobiście aspirantów. Mogłam rzeczywiście zajrzeć do akt, do tej pracy policyjnej, do spraw m.in. niejawnych. To wszystko przechodziło przez moje ręce. Później pracowałam też dla Wydziału Kryminalnego, jako osoba zajmująca się archiwizacją i tak dalej. Nie będąc policjantką, pracowałam w wielu ciekawych miejscach, napatrzyłam się <uśmiech>.

Mroczna strona Torunia w książkach Kamili Cudnik

Przejdźmy do części poświęconej "Zgadnij, kim jestem" i "Wybacz". Ile prawdziwego życia toruńskiej komendy jest na tych z Twoich książek?

100%.

Naprawdę? I nikt nie miał pretensji, że wyszły "tajemnice" komendy?

Nie ma przełożenia realnego policjanta na książkę. Tego bym nikomu nie zrobiła, prawda? Natomiast jest bardzo, bardzo dużo. Wszystkie te przestępstwa, które pojawiają się w fabule, np. scena gwałtu przy lotnisku, ona jest opisana bardzo dokładnie. Pamiętam moment zgłoszenia, po prostu cały garnizon, który był ruszył, bo wiadomo, że gwałciciela trzeba dorwać jak najszybciej. To są bardzo emocjonalne momenty. Jeśli pytasz, czy miałam telefony z pretensjami o to, że "za dużo zdradziłam z życia komendy", to nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło. Mam nadzieję, że się nie zdarzy. Bardzo się pilnuję, żeby pewne rzeczy były opowiedziane ze smakiem, chociaż nie jesteśmy naiwni, tak? Wiemy, że zawód policjanta wymaga tego, czego wymaga, czyli ogromnej odporności psychicznej. To są tacy ludzie. Naprawdę.

Wróćmy do "Zgadnij, kim jestem". Ma ona coś w sobie z Hitchcocka, czyli trzęsienie ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. Jest Most Piłsudskiego, potencjalna próba samobójcza bohaterki, a potem akcja gęstnieje. Czy dobrze to odbieram, czy patrzysz na to zupełnie inaczej?

Wiesz co, ja nie wiem. Nie wiem, po prostu książka powstała w mojej głowie. Jeżeli tak jest, to super. Nie miałam w głowie takiego schematu. Co ciekawe, dostałam z wydawnictwa feedback od sekretarza redakcji, że osobiście bardzo tej dziewczynie książka się podobała i jakoś tak, że czuje się tę policję właśnie, że to wydarzenie jest pokazane bardzo realistycznie. Główny bohater dostał bardzo dużo z tego, co ja sama przeżyłam. Nie dziewczyna, tylko właśnie tylko policjant. To fajny zabieg, wejść w czyjąś głowę, w tym przypadku mężczyzny.

Poświęćmy chwilę bohaterowi. Komisarz Robert nie jest postacią jednoznaczną. Zakładam, że większość czytelników mu kibicuje, bo to główny bohater książki. Niemniej, swoje za uszami ma. Czy taki był cel, aby to nie była postać zero-jedynkowa?

Ja osobiście Roberta bardzo lubię, ja go stworzyłam, on jest moją postacią. Pamiętam jednak, gdy moja koleżanka powiedziała, że jest jakiś taki małomówny i w ogóle. Z pewna osoba z mojej rodziny, która prowadzi niewielki bank mówi, że od razu poznaje policjanta. Po czym? Funkcjonariusz wchodzi, siada i nic nie mówi. Coś w tym jest, prawda? Ja się nad tym nie zastanawiałam, ale stworzyłam go tak, aby oddawał realia. Zdarzają się policjanci gadatliwi, ale również świetni manipulatorzy, którzy operują słowem, aby naprowadzać itd.

Oprócz pana Roberta mamy Izę, artystkę z krwi i kości. Mam wrażenie, że osoby nie związane z tym środowiskiem, nie do końca będą w stanie ją zrozumieć w wielu kwestiach.

Tak wyszło, ale wiesz, łatwiej mi było stworzyć policjanta, więc mam nadzieję, że ta Iza wyszła w miarę realnie. Widywałam różnych artystów w życiu i rzeczywiście są czasami trochę "odjechani". Ona też taka jest. Przede wszystkim bardzo otwarta i wydaje mi się, że bardzo odważna. Oni są przeciwieństwami. On lubi porządek, ona to z kolei bałaganiara. Uzupełniają się, a o to chodzi w takich relacjach. 

Spacer po Toruniu ważniejszy od kryminału?

Zapytam jeszcze raz o "Zgadnij, kim jestem". Ja miałem wrażenie, czytając tę książkę, że Ty bardziej chcesz nas zabrać na spacer po Toruniu i czułem, że to jest ważniejsze od warstwy kryminalnej. Zabrałaś nas m.in. do kościoła Najświętszej Marii Panny, czy na Podgórz. Dobrze to odbieram?

Gdy napisałam pierwszą wersję tej książki, rozmawiałam z inną wydawczynią i ona podsunęła mi myśl, żeby było w niej więcej Torunia. I to chyba stąd się wzięło. Ja oczywiście kocham Toruń, więc "hulaj dusza piekła nie ma". Dałam go, ile się dało, aby nie popsuć przy tym akcji. Jednak ja tego w ogóle nie dostrzegam, a przy tym w ogóle bardzo lubię tę książkę. Ona jest dla mnie esencją tego, co w powieściach lubię najbardziej. Druga część, tj. "Wybacz" to już rasowy kryminał, prawda?

Tak.

Zdradzę, że moim marzeniem jest napisanie romansu wszech czasów...

... historia, kryminał, lecisz w skrajności. To już Ci tylko horroru brakuje. 

Horroru raczej nie napiszę, a napisanie dobrego jest bardzo trudne wbrew pozorom. Trzeba mieć dar, trzeba to umieć. Czytam czasem porywające książki, typu "Przeminęło z wiatrem" i wiem, że porwałabym się na głęboką wodę. Niemniej, dla mnie w "Zgadnij, kim jestem" jest głównie romans.

Właśnie! Wróćmy do tego wątku. Powtórzę się - kryminalna warstwa schodzi tutaj na plan dalszy. To może dojdziemy do wniosku, że to w ogóle nie jest kryminał? Mnie w "Zgadnij, kim jestem" najbardziej fascynowała relacja Izy i Roberta oraz spacery po Toruniu - być może z racji lokalnego patriotyzmu.

Ja w ogóle nie myślałam tutaj o kryminale. Miało być o policjantach, bo o lekarzach na przykład, nie odważyłabym się pisać. Mój warsztat na tamten czas mi na to nie pozwalał. Bardzo chciałam pokazać jacy są policjanci, jak żyją, jak funkcjonują, jak funkcjonuje policja w środku i też pokazać tę historię Izy i Roberta. Jeśli już, to jest bardziej thriller niż kryminał. Podczas jednego spotkania autorskiego powiedziałam, że to romans, ale prowadzący, który czytał tę książkę i uparł się, że nie. Gdy pisałam "Wybacz", to oczywiście musiałam ją kolejny raz przeczytać, ponieważ od wydania jednej książki do drugiej minęły cztery lata. Postanowiłam sobie przypomnieć i znów wyszło mi, że to romans.

"Wybacz", czyli rasowy kryminał o morderstwie na Dworcu Północnym

"Wybacz" jest już - w mojej opinii - rasowym kryminałem. Mamy morderstwo, ale nie o nim teraz. Fascynuje Cię Dworzec Północny? Miałem wrażenie, że chcesz oddać każdy najmniejszy detal tego miejsca.

Ja tam byłam dwa razy i trzeci po to, aby jeszcze raz obejrzeć i sprawdzić, w jakim jest w danym momencie stanie. Pisałam właściwie w czasie rzeczywistym. Akcja tej książki dzieje się w momencie, gdy pandemia się kończy. Trwa niespełna pół roku, więc to też spełnia realia dobrze prowadzonego śledztwa. Im szybciej rozwiążemy zagadkę, tym większa szansa, że to się uda. Śledztwo ma trwać miesiąc, czasem się przedłuża do dwóch. Musi zadziać się szybko, bo inaczej wszystko nam umyka. Do dzisiaj nie wiemy, co się stało z Iwoną Wieczorek, czy generałem Papałą. 

Wróćmy na Dworzec Północny.

Tutaj zrobiłam to w ten sposób i rzeczywiście - Dworzec Północny jest dokładnie opisany, bo ja tam pojechałam i robiłam sobie dokumentację fotograficzną. Teraz to miejsce wygląda inaczej. Ja tak podchodzę do researchu. To jest naprawdę mnóstwo przeczytanych książek i opracowań. W momencie, gdy piszę o średniowieczu, udaję się na Maltę, żeby obejrzeć średniowieczne fortyfikacje, budowane z kamienia, nie z cegły, jak nasze północne zamki. 

Do tego zapewne dochodzą konsultacje z historykami i przewodnikami? Jak dużo czasu trzeba było spędzić na spacerach z ekspertami i analizie materiałów źródłowych? Myślę tutaj przede wszystkim o pracy nad trylogią o Twierdzy Toruń z początku XX wieku.

Bardzo dużo, trzeba tym żyć. Pamiętam, jak czegoś tam szukałam i Marcin Orłowski - na moją prośbę - wysłał mi taką aplikację, gdzie mogłam przeszukiwać książkę adresową z roku 1904. No dla mnie raj! Ja tam po prostu siedziałam non stop i wszystko dokładnie analizowałam. Miałam stare mapy, ale mapy są niedokładne, więc wzięłam sobie taką mapę z lat 80., rozłożyłam, gdzieś tam znalazłam i sama sobie narysowałam to miasto. Z reklam zaczerpnęłam informacje, jakie były firmy w tamtym czasie. Jeżeli w książce pojawia się firma ubezpieczeniowa, to ona taka wówczas była. Jeżeli pociąg wyjeżdżał o tej porze, to był taki. Taksówki dzieliły się na cztery kolory, więc one tam są. Każdy detal się zgadza.

Mój ulubiony wokalista Kazik Staszewski niespecjalnie chciał odpowiadać na pytanie, jak powstają jego teksty. Mimo to zaryzykuję. Jak powstają Twoje teksty? Czy siedzisz sobie w fotelu i nagle na coś wpadasz? A może nawet na prywatnych spacerach, spotkaniach, analizujesz otoczenie pod kątem książek?

Wydaje mi się, że książka sama pcha się na świat, że historia jest gdzieś w głowie. Mówi się, że autor powinien mieć plan. Plan wygląda w ten sposób, że wiemy, jak się skończy. A skoro wiemy, jak się skończy, no to wiemy jaki ma początek, tak? Chociaż w przypadku wspominanej wyżej trylogii dziejącej się w średniowieczu stało się inaczej. Ostatecznie powstały jeszcze dwie części wstecz. Co do "zboczenia zawodowego" i analizy pod kątem przyszłych treści - nie będę czarowała, że jest inaczej.

Tutaj kończymy pierwszą część wywiadu z Kamilą Cudnik, byłą pracownicą komendy policji, ławniczką i autorką książek z Grabowca pod Toruniem. W drugiej opowie m.in. o:

  • Trylogii o Twierdzy Toruń,
  • Życiu pod zaborami,
  • Planach na przyszłość.
Super Express Google News
Brady Kurtz wygrywa i naciska na Zmarzlika. Mistrz świata podsumował rundę Grand Prix w Rydze

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki