Karetka pogotowia [zdjęcie ilustracyjne]

i

Autor: ESKA INFO

Gdynia: Pan Jerzy umierał na przystanku, choć dwie godziny wcześniej zabrała go karetka [UWAGA! TVN]

2021-06-30 22:00

Pan Jerzy miał gorączkę już od kilku dni, a jego skóra lekko zmieniła barwę. Zaraz po konsultacji z lekarzem, który zalecił test na COVID-19 oraz kontrolne badania, mężczyzna ruszył z wnuczką do punktu pobrań. - Bardzo ciężko mu się szło. Niemal się zataczał, stracił równowagę, uderzył w samochód, upadł na twarz, po czym stracił przytomność - opowiada dziennikarzom programu "UWAGA! TVN" Zuzanna, wnuczka pana Jerzego. Jak się okazało, był to początek wstrząsającej serii zdarzeń, która do tej pory nie daje spokoju bliskim zmarłego 71-latka.

Karetka pogotowia zabrała zdezorientowanego pana Jerzego do szpitala. - Ratownicy usadzili dziadka w karetce i zaczęli pytać, jaki mamy dzień tygodnia, miesiąc, rok. Dziadek powiedział, że mamy 29 sierpnia 2001 roku. Powiedział, że jesteśmy pod naszym domem. Kiedy prosili go o dowód, podawał kartę do sklepu. Nie mógł później niczego włożyć. W jego oczach było widać panikę - opowiada Zuzanna. Jak dowiadujemy się z reportażu wyemitowanego w programie "UWAGA! TVN", o godzinie 13:40 w karcie medycznej pana Jerzego napisano, że "pacjent jest splątany, niezorientowany co do miejsca oraz czasu". Pani Joanna zostawiła swój kontakt, jednak nikt się nie odzywał. W końcu zaczęła sama dzwonić na SOR. - Jak zaczęłam dzwonić, byłam 36. w kolejce oczekujących. To połączenie trwało około półtorej godziny. Tata miał telefon, próbowaliśmy się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. W końcu jego telefon odebrał lekarz, który nas poinformował, że tata jest reanimowany i przed chwilą został przywieziony z przystanku autobusowego w centrum miasta - wspomina Joanna, córka pana Jerzego. - To było absurdalne! Z jakiego przystanku? Myśleliśmy, że dziadek jest w szpitalu pod opieką lekarzy. Nikt nie zakładał, że w momencie oczekiwania na jakąkolwiek informację o stanie zdrowia dziadka, on umiera na przystanku - dodaje wnuczka.

Szpitalny monitoring zarejestrował pana Jerzego o 14:00 w pomieszczeniu SOR. Siedział na krześle i czekał na lekarza. Niedługo później wszedł w towarzystwie specjalisty do pomieszczenia obok, a 25 minut później... wyraźnie chwiejnym krokiem opuścił budynek. - Jeśli ktokolwiek powiadomiłby mnie, że mój tata opuścił szpital, oddalił się, nie ma go tam, wyszlibyśmy z domu i szukali. Ja w tym czasie siedziałam w domu i wykonywałam bezsensowny telefon na SOR - tłumaczy Joanna. Pana Jerzego znaleźli na przystanku strażnicy miejscy. Senior trafił do szpitala, jednak nie udało się go uratować.

Ze szpitalnych dokumentów wynika, że pacjent był pod wpływem alkoholu. Czy rzeczywiście tak było? - Dziadek nie był pijany. Nie wiem, czemu taka informacja pojawiła się w karcie. Po upadku miał brudne ubranie i twarz, więc mógłby omyłkowo zostać wzięty za pijaka - twierdzi wnuczka pana Jerzego. Brak alkoholu w organizmie potwierdzają również wyniki badań wykonanych, gdy 71-latek w stanie krytycznym ponownie trafił od szpitala.

Jak dowiedzieli się dziennikarze "UWAGA! TVN", sprawą zajęła się już prokuratura. - Śledztwo zostało wszczęte w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci mężczyzny. Prokurator zabezpieczył monitoring z SOR-u. Musimy wyjaśnić, co się stało, dlaczego ten mężczyzna opuścił szpital - mówi Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Sonda
Czy ufasz lekarzom?
Emeryt z Kańczugi mieszka w tragicznych warunkach. Potrzebuje wszystkiego

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki