Mieszkał w Polsce, pojechał na Białoruś i dostał pałą w twarz. Wstrząsająca relacja

2020-08-10 21:00

Białorusini walczą na ulicach o długo wyczekiwane zmiany na scenie politycznej w swoim kraju. Według oficjalnych danych w niedzielnych wyborach prezydenckich z ponad 80-procentowym poparciem wygrał urzędujący od 26 lat Alaksandr Łukaszenka. Drugie miejsce przypadło głównej kandydatce opozycji. Swiatłana Cichanouskaja jest jednak przekonana, że wyniki wyraźnie sfałszowano. Tysiące popierających ją obywateli postanowiło dołączyć do demonstracji w wielu miastach. Redakcji Biełsatu udało się porozmawiać z Jauhienem Zajczkinem, który przez rok mieszkał w Gdańsku, a wczoraj został brutalnie pobity podczas tłumienia protestów przez białoruskie służby. Relacja mężczyzny jest wstrząsająca.

Wielu myślało, że nie żyje! Na szczęście Jauhien Zajczkin został "tylko" ranny podczas wieczornej manifestacji w Mińsku, stolicy Białorusi. Na podstawie zdjęć pomylono go z innym demonstrantem, którego trafiły odłamki granatu hukowego. Po zakończeniu niedzielnych wyborów starcia OMON-u z protestującymi trwały do późnej nocy. Funkcjonariusze w wielu przypadkach byli bezwzględni i brutalni. Jak podaje zajmujące się obroną praw człowieka centrum "Wiasna", w wyniku poniesionych obrażeń zmarł potrącony przez milicyjną więźniarkę mężczyzna.

Redakcja telewizji Biełsat dotarła do Jauhiena Zajczkina, który na Białoruś wrócił zaledwie kilka miesięcy temu, gdy w Europie Środkowej rozwinęła się pandemia koronawirusa. Wcześniej mieszkał w Polsce i na Litwie, a rok spędził w Gdańsku. Dlaczego udał się na protest? - Tak jak wszyscy, chciałem się cieszyć z wygranej Cichanouskiej. Myślałem, że oficjalne wyniki będą inne - tłumaczy w rozmowie z Biełsatem. A jak doszło do pobicia? W końcu nie każdy kończy demonstrację z zakrwawioną twarzą i wstrząśnieniem mózgu. Jak się okazuje, w Mińsku minionej nocy mogło paść na kogokolwiek, a rannych zostało wielu manifestujących poparcie dla opozycji. - Z bratem i dziewczyną poszliśmy pod Obelisk. Przyjechał autobus OMON-u i pięć lub sześć osób zaczęło zatrzymywać ludzi z użyciem siły - tłumaczy Jauhien Zajczkin. Zapewnia przy tym, że nie stawiał żadnego oporu. - Gdy zrozumiałem, że do mnie biegną, uklęknąłem i podniosłem ręce. Widziałem zamach i uderzyli mnie pałą. Najpierw w twarz, pociekła krew. Potem bili po ciele - mówi ranny mężczyzna, którego z więźniarki karetka zabrała do szpitala.

Dziś kontynuowane są manifestacje w wielu Białoruskich miastach. Służby nadal stosują bezwzględne metody wobec demonstrantów. Słychać strzały oraz dźwięk hukowych granatów. Doszło do licznych zatrzymań. Na celowniku są nie tylko politycy, aktywiści, działacze czy protestujący obywatele, ale również dziennikarze. Niektórych "uciszano" na wszelkie sposoby jeszcze przed wyborami, a kolejni mogą czuć się zagrożeni właśnie teraz. W poniedziałkowy wieczór redaktor naczelny Naszej Niwy przekazał, że ranna dziennikarka Natalla Ludnieuskaja jest w drodze do szpitala. Pracującej dla Biełsatu Alenie Dubowik jeden z mundurowych miał natomiast powiedzieć "zaraz cię zastrzelę".

Solidarność z Białorusinami wyrażają też Polacy. W kilku większych miastach organizowane są dziś wiece poparcia dla walczącej opozycji. Poniżej załączamy nagranie z Warszawy.

Zamieszki na Białorusi po wyborach prezydenckich

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki