Do zdarzenia doszło około godziny 14:40 na ulicy Zamoyskiego w Warszawie. Jak wynika ze wstępnych ustaleń policji, 4-letnia dziewczynka, podczas wysiadania z autobusu została przytrzaśnięta nogą przez zamykające się drzwi. Kierowca, nieświadomy sytuacji, ruszył z miejsca. Na szczęście, pasażerowie natychmiast zareagowali.
– Zgłoszenie otrzymaliśmy o 14:40. Policjanci z ruchu drogowego ustalili, że czteroletnia dziewczynka, będąca pod opieką 25-letniej ciotki, wychodziła z autobusu. Drzwi autobusu zamknęły się i przytrzasnęły jej nogę. Kierowca tego nie zauważył i ruszył. Został poinformowany przez pasażerów, gdy pojazd przemieścił się o około półtora metra, ciągnąc dziecko za sobą. Kierowca był trzeźwy, opiekunka również – potwierdził "Super Expressowi" mł. asp. Jakub Gontarek z Komendy Stołecznej Policji.
Dziewczynka z podejrzeniem złamania nogi została przetransportowana do szpitala. Policja poinformowała, że zarówno kierowca autobusu, jak i opiekunka dziecka byli trzeźwi. Na miejscu zdarzenia pracowała załoga wypadkowa Wydziału Ruchu Drogowego oraz Nadzór Ruchu Miejskich Zakładów Autobusowych.
Tragiczna historia z przeszłości. Czy Warszawa wyciągnęła wnioski?
W związku z tym incydentem, mieszkańcy Warszawy z niepokojem przypominają sobie podobne, tragiczne wydarzenie, które miało miejsce kilka lat temu na ulicy Jagiellońskiej. W sierpniu 2022 roku, 4-letni chłopiec został przytrzaśnięty przez drzwi tramwaju i ciągnięty przez pojazd po torowisku na dystansie kilkuset metrów. Dziecko zginęło na miejscu.
Sprawa motorniczego, Roberta S., który usłyszał zarzuty w związku z tym tragicznym wypadkiem, wciąż znajduje się w sądzie.
Prokuratura oskarża go o umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym i nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. − Oprócz tego po zamknięciu drzwi nie upewnił się odpowiednio, czy ruszenie pojazdem nie spowoduje krzywdy wysiadającym pasażerom oraz osobom znajdującym się na przystanku. Na ocenę sytuacji wokół tramwaju poświęcił zbyt mało czasu − mówiła na jednej z rozpraw prokurator Aleksandra Krasuska-Szewczak.
Zgromadzone dowody wskazują, że motorniczy podczas jazdy korzystał z telefonu i słuchawek. Robert S. nie przyznaje się do winy. Kolejna rozprawa w tej sprawie odbędzie się w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Pragi Północ w Warszawie.