Piekło Arkadiusza K. wciąż trwa

Angelika zginęła z Aniołkami pod kołami pociągu. „Boję się tamtędy jeździć”

2023-05-24 10:10

Wypadek na przejeździe kolejowym w Manach pod Tarczynem wstrząsnął całym Mazowszem. Zginęła w nim Angelika (28 l.), jej nienarodzony jeszcze syn Jaś i 2-letnia córka Anielka. Auto prowadził Arkadiusz K., który jako jedyny przeżył wypadek, a piekło rodzinnej tragedii ciągnie się u niego już ponad rok. Grozi mu 8 lat więzienia. Przed sądem świadkowie udowadniają, że feralne skrzyżowanie wąskiej drogi z torami jest wyjątkowo niebezpieczne.

Arek stracił w wypadku żonę i dzieci

We wtorek, 23 maja, w sądzie rejonowym w Grójcu odbyła się kolejna rozprawa przeciwko Arkadiuszowi K. Mężczyzna oskarżony jest o umyślne naruszenie przepisów ruchu drogowego i spowodowanie śmierci pasażerów, z którymi jechał. Grozi mu za to 8 lat więzienia i jak się okazuje, mimo tego, że zmarli to jego żona, która była w ciąży i córeczka, wymiar sprawiedliwości nie jest dla niego łaskawy. - Prokuratura przyjęła tę kwalifikację w oparciu o opinię biegłego, który stwierdził, że Arkadiusz K. nie zachował ostrożności. Niemniej ta opinia nie uwzględnia stanu faktycznego, który został ujawniony w toku postępowania, w szczególności zeznań świadków – powiedział w rozmowie z „Super Expressem” mec. Krzysztof Dudek, obrońca Arkadiusza.

"Boję się tamtędy jeździć"

Media nie mają wstępu na salę rozpraw, ponieważ sąd postanowił o wyłączeniu jawności sprawy. We wtorek zeznawało tam dwóch świadków. Przedstawiciel PKP Polskich Linii Kolejowych, który ocenił, że w momencie wypadku było bardzo ślisko na drodze w Manach i znajoma Arkadiusza, której zeznania mrożą krew w żyłach. - Dwa razy jechałam tamtędy autem w zimę i tuż przed torami nie mogłam wyhamować auta, bo była tam szklanka. Pomyślałam, że może to moje opony są złe, więc wymieniłam je na nowe, ale gdy kolejny raz pojechałam na ten przejazd znów nie mogłam się zatrzymać. Wjeżdżałam na tory z bijącym jak szalone sercem i modliłam się, żeby nie jechał pociąg – opowiedziała nam po wyjściu z sali rozpraw. Kobieta przyznała, że 13 grudnia 2021 roku, gdy doszło do wypadku, jej wewnętrzny głos podpowiedział jej, żeby po swoje dzieci do przedszkola poszła na piechotę. - Nasze dzieci razem się bawiły. Byłam w szoku jak się dowiedziałam o wypadku. Teraz boję się już tamtędy jeździć i w ogóle nie korzystam z tego przejazdu. Omijam go szerokim łukiem – dodała kobieta w rozmowie z dziennikarzem „SE”.

Jezdnia była pokryta lodem

- Trudno przypisywać Arkadiuszowi niezachowanie należytego bezpieczeństwa, w sytuacji kiedy jezdnia była pokryta lodem. Żaden manewr nie mógł być możliwy, żeby uniknąć wypadku – ocenił mec. Dudek, który poinformował nas, że planuje złożyć wniosek o uniewinnienie jego klienta. Strony czekają też na uzupełnienie opinii biegłego, który uwzględni stan techniczny jezdni w dniu wypadku. Jak zapowiada adwokat, następna rozprawa, która ma się odbyć 11 lipca, powinna być ostatnią przed wyrokiem sądu. - Jeśli nie uda się uniewinnić mojego klienta, według mnie są tu wszystkie przesłanki do tego, żeby sąd zastosował nadzwyczajne złagodzenie kary - podsumował mecenas.

Świadkowie boją się korzystać z tego przejazdu. Kolejna rozprawa po wypadku w Manach
Sonda
Czy zawsze zatrzymujesz się przy znaku STOP na przejeździe kolejowym?
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki