„Czarna Mańka” zamordowała Paulinę i podpaliła mieszkanie ze śpiącymi w środku dziećmi. 10 lat od koszmarnej zbrodni na Pradze

2025-11-08 5:26

Tę zbrodnię na Pradze-Północ mieszkańcy wspominają do dziś, choć minęło już 10 lat. Magdalena M. (43 l.) zadźgała nożem swoją znajomą, Paulinę L. († 27 l.) w jej własnym mieszkaniu przy Stalowej. Podpaliła pokój wiedząc, że śpią w nim Oliwia († 8 l.) i jej braciszek, Norbert († 1 r.). Rodzeństwo udusiło się dymem.

„Czarna Mańka” zamordowała Paulinę i jej dzieci. 10 lat od koszmarnej zbrodni na Pradze

Paulina L. nie miała łatwego życia. Gdy pierwszy raz zaszła w ciążę i urodziła córeczkę, jej związek się rozpadł. Potem spróbowała szczęścia w miłości po raz kolejny. Owocem tego związku był syn, ale jego ojciec nie poczuwał się do swojej roli. 27-latka mieszkała więc sama z dziećmi, zajmowała na dziko maleńką kawalerkę w przedwojennej, odrapanej kamienicy przy ul. Stalowej. Na życie dla siebie i swoich pociech zarabiała robiąc stroiki, które sprzedawała przy bramie cmentarza na Bródnie. Jakoś zakumplowała się z Magdaleną M., na którą wołano „Czarna Mańka” – z racji czarnych włosów, ponurego spojrzenia i szemranego stylu życia. Daleko jej było do „królowej przedmieścia” z apaszowskich ballad Stanisława Grzesiuka. Mieszkanka Szmulek kradła, napadała na sklepy i salony gier, a pieniądze przepijała, przegrywała lub wydawała na narkotyki.

1 listopada 2015 r. Paulina sprzedawała pańską skórkę i stroiki przy cmentarzu, a wieczorem po powrocie do domu dostała SMS od Magdy. Ta pytała, czy dzieci już śpią, bo chce porozmawiać m.in. o rozstaniu z partnerem, za co obwiniała Paulinę. Była jej też winna pieniądze. Przyszła przed północą. Kobiety pokłóciły się, aż Paulina kazała Magdzie wyjść z mieszkania. Gdy podeszła do drzwi, żeby je otworzyć i wyprosić koleżankę, ta chwyciła leżący na kuchennym stole nóż. Kilkanaście razy dźgnęła Paulinę w szyję i zostawiła ją w kałuży krwi leżącą na podłodze.

Zabójczyni wyszła z mieszkania, ale niedługo później wróciła. Ograbiła zmarłą z pieniędzy, zabrała 1,4 tys. zł i dwa telefony, zdjęła z palców ofiary cztery złote pierścionki, a z szyi łańcuszek. Na koniec podpaliła kosz na śmieci i wyszła. Wzniecając pożar wiedziała, że w pokoju śpią niczego nieświadome dzieci.

Koleżanka zabiła Paulinę i jej dzieci. Trzy białe Aniołki strzegą ich grobu. Powodem pieniądze?

2 listopada rano sąsiad, który pomagał Paulinie w noszeniu stroików na cmentarz, zapukał do jej drzwi. W mieszkaniu panowała złowroga cisza. Wszedł przez okno, przez które z mieszkania buchnął gryzący dym. Na podłodze, w kałuży krwi leżała martwa Paulina. Dzieci nie też nie żyły. 8-letnia Oliwia próbowała dostać się do okna, ale upadła martwa na podłogę.

- Dzieci zmarły w wyniku zaczadzenia – stwierdził później patomorfolog. Miały ślady sadzy w drogach oddechowych, co oznacza, że żyły, gdy w mieszkaniu zaczęła się palić plastikowa, toksyczna boazeria.

Makabryczne odkrycie postawiło na nogi śledczych, ale początkowo prokuratura nie mogła znaleźć motywu zbrodni. Pewnego dnia jednak mundurowi dostali anonimowy telefon.

Jak podaje Helena Kowalik na gazeta.pl - kobiecy głos w słuchawce twierdził, że dobrze zna chłopaka Magdaleny M., a ta 1 listopada miała do niej zadzwonić, poskarżyć się na jego niewierność i wyznać: „Zrobiłam coś głupiego, zobacz w TVN.” Na stronie internetowej telewizji koleżanka zabójczyni przeczytała o tragicznej śmierci matki i dwojga dzieci na Stalowej. Zawiadomiła policję.

Niedługo później funkcjonariusze z Pragi-Północ „zgarnęli” podejrzaną, którą dobrze znali z notowań za kradzieże i rozbój. Gdy przeszukali jej mieszkanie, znaleźli dowody – ślady krwi na butach, dwa skradzione telefony.

Magda M. najpierw mataczyła w zeznaniach, mówiła o Rosjaninie, który miał jej grozić pobiciem, zrzucała na niego winę za obrabowanie i śmierć koleżanki. Jej wersja szybko jednak upadła po weryfikacji, bo Rosjanin Pietia w dniu zabójstwa... akurat leżał w szpitalu. Wtedy „Czarna Mańka” przyznała się do zabójstwa Pauliny. Opowiedziała, jak ją zamordowała, ograbiła i podpaliła mieszkanie, po czym poszła pić, a pieniądze szybko przegrała na automatach. – Przez tę k***ę straciłam mojego chłopaka Karola – miała rzucić na przesłuchaniu. Usłyszała dwa zarzuty – zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i podwójnego zabójstwa.

Wieści o zbrodni szybko rozniosły się po Pradze, a w sąsiadach rodziła się potrzeba linczu. Kilka dni po makabrze ulicami Pragi przechodzi marsz milczenia. Gdy policja planowała dokonać wizji lokalnej, zabójczyni odmówiła udziału. – I dobrze, bo ludzie rozszarpaliby ją mimo kordonu policji. Ta szmata każdego dnia piła i ćpała. Okradała znajomych, żeby mieć na narkotyki i wódkę. Niech zgnije w więzieniu. Albo niech nam ją wydadzą, to sami zrobimy z nią porządek – takie komentarze słyszał reporter „Super Expressu” 10 lat temu.

Kondukt pogrzebowy, widok trzech trumien i zdjęcia młodej mamy obejmującej czule swoje dzieci - to łamało najtwardsze serca.

Dwa lata później Sąd Okręgowy Warszawa-Praga uznał Magdalenę M. winną zabójstwa Pauliny L. i skazał ją na 25 lat więzienia, a za zabójstwo rocznego Norberta i 8-letniej Oliwii - na karę dożywocia.

– Oskarżona działała z niskich pobudek, odebrała życie młodej matce i dwójce dzieci, które miały przed sobą całe życie. Powiedziała, że żałuje, ale nie była to skrucha szczera. Wyjaśnienia kobiety były ukierunkowane na złagodzenie winy – tłumaczył sędzia ogłaszając wyrok. „Czarna Mańka” już nigdy nie wyjdzie zza krat. Można by tę historię zakończyć słowami Grzesiuka z ballady o „Czarnej Mańce”, choć o Magdalenie M. by raczej piosenek nie układał: „Dziś jej nie spotkasz ni w dzień, ni w nocy. Ech, co tam, poszła, pal że ją sześć. Psia krew, ot życia historia licha. Ech, co tam zresztą, nie trzeba łez.”

Najważniejsze numery alarmowe. Czy znasz je na pamięć? Ten QUIZ może kiedyś uratować ci życie
Pytanie 1 z 10
999 – co to za numer?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki