Gang mokotowski opanował areszt na Białołęce. Traktowali strażników, jak chłopców na posyłki

i

Autor: pixabay.com Gang mokotowski opanował areszt na Białołęce. Traktowali strażników, jak chłopców na posyłki

Gang mokotowski opanował areszt na Białołęce. Traktowali strażników, jak chłopców na posyłki

2022-02-14 6:35

Areszt na Białołęce był przez lata pod kontrolą gangu mokotowskiego? Tak wynika z reportażu „Superwizjera TVN”. Dziennikarze ujawnili, że w pewnym momencie w zakładzie karnym przebywali niemal wszyscy wysoko postawieni „mokotowscy”. Mogli korzystać w komórek, zlecać przestępstwa, a nawet handlować narkotykami na terenie więzienia! We wszystko zamieszani byli strażnicy więzienni i adwokaci.

Szokujący materiał ukazał się w sobotę (12 lutego). Z ustaleń dziennikarzy TVN wynika, że w proceder zamieszani byli mundurowi ze Służby Więziennej oraz prawnicy. Przez lata gangsterzy żyli w zakładzie karnym jak u siebie, mając do dyspozycji alkohol i narkotyki, a strażników traktowali jak chłopców na posyłki.

Wszystko skończyło się, gdy w 2019 roku do prokuratury zgłosił się 38-letni Sebastian K. ps. „Łysy”. Od lat odsiadywał tam liczne wyroki i znał więzienie jak własną kieszeń. Dlatego, gdy w zakładzie karnym pojawili się „mokotowscy” zwrócili się z prośbą o pomoc w zorganizowaniu procederu właśnie do niego. - Handel, konkretnie narkotykami, na terenie aresztu zaproponował mi jeden z członków gangu. Zapytał mnie, czy orientuję się, jak wygląda tutaj w areszcie sprawa z handlem narkotykami: czy jest popyt, kto handluje i czym? Powiedziałem, że w chwili obecnej nie ma nikogo, kto by trzymał te kwestie na stałe – powiedział w rozmowie z TVN „Łysy”.

Sąd w Łodzi skazał go na więzienie, bo pomylił osoby?

Sebastian K. prowadził interesy z "mokotowskimi"

Według jego zeznań wszystko zaczęło się w okresie maja i czerwca 2017 roku. Członkowie słynnego gangu obcinaczy palców właśnie wtedy zaczęli być zwożeni na Białołękę. W pewnym momencie na Białołęce siedziało prawie całe szefostwo gangu, między innymi Artur N. pseudonim Arczi, Wojciech S., "Wojtas" i Sebastian L., "Lepa". Trafił tam też słynny "Słowik". Wszyscy miel i na koncie wyroki za narkotyki, haracze i porwania. Prawdopodobnie każdy z nich ma na sumieniu ludzkie życie. „Łysy” załatwiał im marihuanę, amfetaminę i kokainę.

Jak Pablo Escobar

W pewnym momencie „Łysy” zdecydował się powiedzieć o procederze organom ścigania. Jak mogło dojść do korupcji na taką skalę? - Tak naprawdę ktoś nie spojrzał na to kompleksowo i nie zdał sobie sprawy z tego, że umieszczenie tych wszystkich ludzi w jednym miejscu to jest tak naprawdę w jakiś sposób odtworzenie w więzieniu najbardziej niebezpiecznego odłamu grupy mokotowskiej – uważa anonimowy funkcjonariusz operacyjny policji cytowany przez TVN. – Jak Pablo Escobar mieliby swoje więzienie – dodał.

100 tysięcy złotych w tydzień

W proceder zamieszanych było wielu strażników. „Łysy” znając ich wiedział, których da się przekupić. Z czasem udawało się zaangażować coraz więcej pracowników więzienia, w tym oddziałowego. Za przysługi brali jednorazowo nawet 1000 złotych. Ci od „grubszych rzeczy” zarabiali 100 tysięcy w tydzień.

Uprawiał seks z adwokatką

Kurierkami osadzonych były także ich adwokatki. Okazało się, że były związane z przestępcami. „Łysy” twierdzi, że nakrył prawniczkę Monikę Ch. na seksie z jednym z przestępców!

Dlaczego przestępca postanowił przejść na stronę policji? - Chcę powiedzieć, że ja zdecydowałem się ujawnić ten proceder handlu narkotykami i innymi niedozwolonymi przedmiotami na terenie aresztu śledczego, bowiem zostałem oszukany w tych interesach. Mam jeszcze do odbycia karę pozbawienia wolności, która upływa w 2027 roku. W sumie siedzę w zakładach karnych od blisko 17 lat. Uznałem, że czas najwyższy z tym skończyć i zacząć normalnie żyć. Liczę na zastosowanie wobec mnie nadzwyczajnego złagodzenia kary w tej sprawie – zeznał Sebastian K.

Sonda
Jak oceniasz pracę polskiej policji?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki