Odszedł robiąc co kochał, za kierowcą swojego Subaru. Roman Urban zmarł na torze

i

Autor: Archiwum prywatne

Serce pęka

Gdy dojechał do mety, z auta już nie wysiadł. To nie będzie zwykły pogrzeb. Bliscy i przyjaciele usłyszą ostatni koncert Romka

2023-08-02 13:18

„Odszedł szczęśliwy i spełniony" - napisała w mediach społecznościowych pogrążona w żałobie żona Romana Urbana, Anna. Mężczyzna zmarł nagle 29 lipca podczas zlotu właścicieli Subaru na torze w Kielcach. Przed śmiercią zdążył jeszcze ukończyć swój ostatni wyścig. Rodzina poinformowała kiedy i gdzie odbędzie się ostatnie pożegnanie mężczyzny. Nie będzie to zwyczajne pożegnanie.

Roman Urban nie żyje. Padła data pogrzebu

O śmierci Romana Urbana już informowaliśmy. Mężczyzna zmarł nagle w sobotę, 29 lipca. 51-latek brał udział XI Ogólnopolskim zlocie właścicieli Subaru na torze w Kielcach. Nawet złe samopoczucie nie przeszkodziło mu w ukończeniu wyścigu. Po dojeździe na metę jego serce zatrzymało się. Ratownicy medyczni długo walczyli o życie mężczyzny. Niestety, tę walkę przegrali. Roman Urban odszedł robiąc to, co kochał.

W środę, 2 sierpnia, najbliżsi poinformowali o dacie pogrzebu mężczyzny. Ostatnie pożegnanie zmarłego 51-latka odbędzie się w sobotę, 5 sierpnia. Najpierw o godz. 12 w Parafii Rzymskokatolickiej pw. Miłosierdzia Bożego w Ząbkach odprawiona zostanie msza święta pogrzebowa. Tuż po niej nastąpi odprowadzenie zmarłego na cmentarz parafialny w Markach.

Po uroczystościach rodzina zaprasza bliskich, znajomych i przyjaciół Romka na wspólne wspomnienia połączone z poczęstunkiem i wyświetleniem ostatniego koncertu w wykonaniu zmarłego mężczyzny.

Kim był Roman Urban?

Roman Urban był człowiekiem wielu talentów. Zakochany w sporcie samochodowym brał udział w imprezach typu superoes i rallysprint. Próbował swoich sił także w Wyścigach Górskich. Jego pasją były również muzyka i karate. W Warszawie znany był przede wszystkim jako sensei Roman - właściciel i trener Mazowieckiej Akademii Karate. Uczył wytrwałości i dyscypliny, był wymagający wobec młodych sportowców, ale oni go kochali i szanowali.

- Znałam go 18 lat. Nigdy nie widziałam, żeby z kimś się kłócił, był zły albo smutny. Gdziekolwiek się pojawił, był zawsze uśmiechnięty, zarażał optymizmem. Nawet obcy ludzie go kochali. Był fantastycznym człowiekiem - wspomina zmarłego przyjaciela Kaja Widawska.

Mężczyzna pozostawił pogrążoną w żałobie żonę Annę oraz osierocił dwóch cierpiących na niedosłuch synków - 5-letniego Jasia i 8-letniego Stasia. W sieci trwa zbiórka pieniędzy na pomoc rodzinie. Link do niej publikujemy pod artykułem.

Sonda
Czy wspierasz internetowe zbiórki?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki