Kozienice. Robotnicy zginęli w kominie elektrowni. Runęli 200 m w dół! Wciąż nie wydobyto ciał!

2013-12-05 3:00

Tragiczny wypadek w elektrowni Kozienice. Nagle zerwała się platforma, na której wewnątrz jednego z kominów pracowało czterech mężczyzn. Wszyscy runęli w dwustumetrową przepaść. Zginęli w zwałach gruzu i metalu. W czwartek przerwano prace prokuratorów i policjantów. W dalszym ciągu nie można wydobyć ciał robotników.

W elektrowni w Kozienicach przerwano prace śledczych, które rozpoczęły się tuż po tragedii, do której doszło w środę popołudniu. Z wysokości 200 metrów na samo dno komina spadło czterech robotników.

Decyzja o wznowieniu oględzin zapadnie dopiero po tym, gdy strażacy wejdą na komin i sprawdzą wytrzymałość zaczepów stalowych lin, na których zawieszona była platforma, która wczoraj runęła na samo dno konstrukcji, informuje rmf24.pl. W wyniku wypadku śmierć poniosło czterech robotników.

Istnieje prawdopodobieństwo, że 300-metrowe liny także oberwą się i spadną na dno.

- One uderzają o komin i powodują, że z góry spada cały czas różnego rodzaju materiał - mówiła portalowi rmf24.pl Agnieszka Duszyk, prokurator okręgowa z Radomia.

Gdy strażacy wyrażą zgodę na kontynuowanie oględzin, śledczy będą mogli wejść na dno komina specjalnym wejściem znajdującym się na samym dole konstrukcji.

Dramat wydarzył się wczoraj, około godziny 13. Robotnicy pracowali na platformie, która wisiała umocowana na specjalnych linach. Mieli rozebrać stary komin wysoki na 300 metrów. Kiedy mężczyźni znajdowali się na wysokości 200 metrów, nagle coś poszło nie tak... Liny się zerwały, a oni runęli w dół. Nie mieli szans na przeżycie upadku.

- Początkowo wydobyto trzy ciała, po paru godzinach ratownicy natrafili w gruzach na czwarte. Zostało przygniecione ciężkimi elementami konstrukcji - informuje Patrycja Zaborowska (38 l.) z kozienic-kiej policji.

Robotnicy, którzy pracowali przy rozbiórce komina, nie byli etatowymi pracownikami elektrowni. Zatrudniła ich firma ze Zgorzelca wykonująca w Kozienicach prace remontowe.

Trwa ustalanie przyczyn wypadku.

- Została już przesłuchana osoba nadzorująca pracę ekipy wykonującej rozbiórkę, kolejne przesłuchania planujemy w czwartek - mówi Patrycja Zaborowska.

Prokuratura wyjaśnia, czy doszło do naruszenia przepisów BHP oraz narażenia pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. A jeśli tak, to kto ponosi za to winę.

Prokurator Małgorzata Chrabąszcz nie chciała ujawnić danych ofiar. - Będzie to możliwe dopiero po wydobyciu ciał, a to nastąpi nie wcześniej niż w czwartek wieczorem. W ostatniej chwili mogło dojść do nieoczekiwanej zamiany pracownika, pod uwagę musimy brać każdą ewentualność - wyjaśnia prokurator.

Śmierć robotników wstrząsnęła wszystkimi pracownikami elektrowni.

- Rodzinom ofiar zapewnimy pełne wsparcie zarówno psychologiczne, jak i czysto ludzkie - zapewnił Krzysztof Zamasz, prezes firmy ENEA.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki