Pociąg zmiażdżył ciężarną Angelikę i małą Anielkę. Dopiero po tragedii wycięli chaszcze przy torach

2021-12-16 6:27

Śmierć ciężarnej Angeliki (†28 l.) i jej dwuletniej córeczki Anielki w potwornym wypadku na przejeździe kolejowym pod Tarczynem wstrząsnęła całą okolicą. Ludzie zastanawiają się, jak mogło dojść do tego, że citroen z rodziną w środku został zmieciony z torów przez pędzący pociąg! Pojawiają się spekulacje mówiące o tym, że lokalna droga była oblodzona, a dopiero dzień po tragedii wycięto chaszcze, które znajdowały się wzdłuż torów kolejowych.

Za kierownicą auta siedział Arkadiusz (38 l.). Jak pisaliśmy w poniedziałek, wiózł żonę i córeczkę do pobliskiej miejscowości, by odebrać dwoje starszych dzieci ze szkoły. Nie dojechali. Życie kobiety i dzieci zakończyło się na przejeździe kolejowym we wsi Many. Kierowca jako jedyny wyszedł z wypadku bez szwanku. Policja ocenia: - Według wstępnych ustaleń, kierujący nie zachował należytej ostrożności podczas przejazdu przez tory - mówi „Super Expressowi” Magdalena Gąsowska z komendy w Piasecznie. Okoliczni mieszkańcy twierdzą jednak, że do wypadku być może nie doszłoby, gdyby nie stan drogi i pobliskie chaszcze zasłaniające widok. Na zdjęciach z 13 grudnia widać, że wjazd jest ośnieżony. - Przejazd był po prostu oblodzony. Koła aut się ślizgały - słyszymy od mieszkańców. - Droga została odśnieżona w poniedziałek, 6 grudnia, czyli tuż po ostatnich opadach śniegu. Wszystko zostało wykonane zgodnie z przepisami - przekonuje Sylwester Chudzikowski, kierownik Zakładu Gospodarki Komunalnej w Tarczynie. Jednak dopiero dzień po tragedii droga została posypana piaskiem, a krzaki leszczyny, które mogły zasłaniać widok na tory, zostały wycięte.

- Piasek został wysypany ze względu na powiatowy alert o zagrożeniu na drogach - tłumaczy Sylwester Chudzikowski. Polskie Koleje Państwowe przekonują, że przejazd nie stanowi zagrożenia i jest prawidłowo oznakowany.

- Na miejscu jest ustawiony znak „Stop” nakazujący bezwzględne zatrzymanie się przed wjazdem na tory. Ze wstępnych informacji wynika jednak, że samochód nie zatrzymał się i wjechał wprost pod nadjeżdżający pociąg - mówi Karol Jakubowski z zespołu prasowego PKP PLK.

Wypadek pod Tarczynem. Co się stało?

Przypomnijmy, że tragedia miała miejsce 13 grudnia o godz. 15.25 we wsi Many w powiecie piaseczyńskim. Angelika i Arek jechali do szkoły, skąd mieli odebrać starsze dzieci - siedmioletnią Agatkę oraz dziewięcioletniego Antka. Najmłodsza - Anielka (†2 l.) siedziała w foteliku. Była mgła, droga ośnieżona, nie jechali szybko. Gdy przejeżdżali przez tory na niestrzeżonym przejeździe, w auto od strony pasażera uderzył pędzący pociąg towarowy.

Okoliczności makabrycznego wypadku pod Tarczynem nadal badają policja i prokurator. 

Makabra na Woli w Warszawie. Dwie osoby zginęły rozjechane przez pociąg

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki