- Rodzic zaalarmował nas o serii niepokojących zdarzeń. 9-latek miał być namawiany do wejścia do auta.
- Niepokojący incydent z udziałem mężczyzn w białej Toyocie skłonił szkołę do powiadomienia policji.
- Czy to próby porwania, a reakcja władz jest wystarczająca? Poznaj pełne szczegóły tej bulwersującej sprawy.
"Próbowali nakłonić dziecko, żeby wsiadło do auta”
Pierwsze zdarzenie miało miejsce pod koniec września, obok Warsaw Bilingual School przy ul. Radarowej 6 w Warszawie. Według relacji świadków, w rejonie szkoły zatrzymała się biała Toyota z logo znanej aplikacji. W środku siedziało dwóch mężczyzn - jeden z przodu, drugi z tyłu. Słyszmy, że zaczepili dziewięcioletnie dziecko i proponowali mu podwiezienie.
- To wyglądało jednoznacznie - jak próba porwania. Co więcej, nie konkretnego dziecka, a jakiegokolwiek w wieku około 9-10 lat. Byłem wtedy w okolicy. Równie dobrze mogło chodzić o moje dziecko. Dlaczego opinia publiczna nie jest informowana o zagrożeniu? - mówi "SE" ojciec jednego z uczniów.
Według relacji, zareagował przypadkowy rodzic, który spłoszył podejrzanych. Mężczyźni natychmiast odjechali. Wkrótce podobne zdarzenie miało mieć miejsce przy sąsiadującej publicznej szkole podstawowej nr 88, zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej. I kolejne - miesiąc później.
- W obu przypadkach szkoły zgłosiły sprawę policji i poprosiły o dodatkowe patrole. Problem w tym, że przez kolejne tygodnie nikt nie poinformował nas o zabezpieczeniu monitoringu, nikt też nie pojawił się w szkole. A przecież nagrania po kilku dniach są kasowane - tłumaczy rodzic. - Teraz prawdopodobnie nie ma już żadnego śladu po samochodzie, który można było zidentyfikować - słyszymy.
Kiedy w piątek, 31 października, sytuacja się powtórzyła, jego zdenerwowanie przerodziło się w złość.
- To naprawdę bulwersujące. W poniedziałek dyrekcja wysłała komunikat o ponownym zawiadomieniu policji - podkreśla. - Dwóch mężczyzn zachowywało się podejrzanie przed wejściem do szkoły. Zauważyła to jedna z mam. Kiedy zorientowali się, że są obserwowani, rozeszli się w dwóch kierunkach - relacjonuje rodzic.
Według świadków, mężczyźni mogli pochodzić z rejonu Azji Centralnej - „może Gruzja, Azerbejdżan, może Kazachstan”.
Szkoła: „Nie mamy pewności, czy było to realne zagrożenie”
Rodzice uczniów Warsaw Bilingual School ujawnili nam wiadomości, w których dyrekcja przekazała szczegóły dotyczące dwóch niepokojących incydentów w pobliżu placówki. Po pierwszym zdarzeniu szkoła opisała sytuację, w której uczeń trzeciej klasy, oczekujący na rodzica przed budynkiem, został zaczepiony przez dwóch mężczyzn siedzących w białej Toyocie Corolli z oznaczeniami aplikacji Bolt. Dyrekcja poinformowała, że natychmiast zgłoszono sprawę policji i poproszono o zwiększenie liczby patroli w okolicy.
W kolejnej wiadomości, wysłanej 3 listopada, szkoła odniosła się do drugiego niepokojącego sygnału. Jak przekazano, jeden z rodziców miał zauważyć dwóch mężczyzn, prawdopodobnie obcokrajowców, którzy przyglądali się dzieciom w rejonie szkoły. Gdy spostrzegli, że zostali zauważeni, rozeszli się w różnych kierunkach. Placówka podkreśliła, że nie ma pewności, czy sytuacja stanowiła realne zagrożenie, jednak dla bezpieczeństwa sprawę przekazano policji z komisariatu dzielnicy Włochy.
Policja – jak wynika z tej wiadomości – przyjęła zgłoszenie i zapewniła, że okolica dwóch szkół przy ul. Radarowej zostanie wpisana na Mapę Rejestru Zagrożeń Bezpieczeństwa, co ma przełożyć się na częstsze patrole. Szkoła poprosiła też rodziców, by nie czekać i każde niepokojące zdarzenie zgłaszać natychmiast pod numerem alarmowym 112. Zaapelowano, by dzieci oczekiwały na odbiór na terenie placówki. W rozmowie z nami dyrekcja odmówiła szerszego skomentowania sprawy, podkreślając, że wszelkie procedury zostały dopełnione i nie ma dowodów na to, by miało dojść do jakiejkolwiek próby uprowadzenia.
Policja: „Teren objęty nadzorem”
Sprawę potwierdziła "SE" również rzeczniczka komendy rejonowej warszawskiej policji:
– W piątek policjanci otrzymali informację od dyrekcji placówki. Natychmiast skierowano tam patrol - mówi asp. Małgorzata Gębczyńska.
Jak dodała, dyrekcja szkoły przekazała, że o sytuacji dowiedziała się od rodziców, którzy zauważyli, że w rejonie szkoły mogły przebywać obce osoby.
– Miejsce zostało objęte stałym nadzorem zarówno przez dzielnicowego i patrole, jak i funkcjonariuszy operacyjnych. Monitoring został zabezpieczony. Niestety, jest słabej jakości. Policjanci prowadzą rozpoznanie w tym i w innych miejscach. Szkoła pozostaje pod kontrolą patroli. Naszym głównym celem jest zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom – podkreśliła rzeczniczka.
Rodzice wciąż niespokojni
Mimo zapewnień ze strony szkoły i policji, rodzice nie czują się spokojni. – Widzę codziennie, co się dzieje pod szkołą. Od momentu pierwszego incydentu patrol widziałem tylko raz, a jestem tu codziennie, dwa razy dziennie. W okolicy są trzy kamery: przy sklepie, na bloku i na budynku szkoły. I co z tego? – mówi nasz rozmówca.
– To mogło być moje dziecko. I nie wiem, czy ktoś w ogóle poważnie potraktował to, co się stało – dodaje z wyraźnym żalem.
Ojciec apeluje do władz o lepszą ochronę dzieci. Jedno jest pewne – emocje wśród rodziców nie opadły. Wciąż domagają się odpowiedzi na pytania: czy policja zrobiła wszystko, by ustalić, kim byli mężczyźni z białej Toyoty – i czy naprawdę możemy mówić o próbie porwania dziecka.