Pokój Zbrodni

Przyjechał do rodziny, zastał masakrę. Cztery martwe ciała w domu w Warszawie. Szokujące szczegóły

2024-04-12 11:53

33-letni mężczyzna miał przyjechać do Warszawy, by spędzić święta wielkanocne ze swoimi rodzicami i dziadkami. Wybrał się na Ursus, gdzie mieszkała rodzina. Zamiast radości ze spotkania z bliskimi, przeżył prawdziwy wstrząs. Na miejscu zastał bowiem cztery martwe ciała krewnych. Natychmiast powiadomił służby, a prokuratura rozpoczęła śledztwo, które miało na celu ujawnienie szczegółów tego niewyobrażalnego dramatu. Przyglądamy się tym wydarzeniom w programie "Pokój Zbrodni".

Święta wielkanocne to czas, który większość ludzi spędza z bliskimi, choć oczywiście nie wszyscy. Jedni to lubią, drudzy niekoniecznie. 33-letni mężczyzna, który według „Faktu” przyjechał na Wielkanoc do Warszawy, należał prawdopodobnie do tego pierwszego grona. Przyjechał bowiem do stolicy, by spędzić święta u rodziców i dziadków, którzy mieszkali na warszawskim Ursusie. Zjawił się u nich w niedzielę, 31 marca 2024 roku, około godziny 10:00. Zamiast radości, wynikającej z zobaczenia krewnych, mężczyzna przeżył szok. W środku mieszkania zastał bowiem przerażający widok – cztery martwe ciała swoich bliskich. Chwycił za telefon i natychmiast powiadomił służby.

W okolicy szybko zaroiło się od policji. Przyjechało także pogotowie ratunkowe, ale na pomoc poszkodowanym było już niestety za późno. Wszyscy nie żyli. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ochota poinformowała media o wszczęciu w tej sprawie śledztwa, w ramach którego będą badane przyczyny śmierci ofiar, w tym również możliwość targnięcia się sprawcy na własne życie. Mundurowi co prawda nie potwierdzili precyzyjnie doniesień „Faktu”, jakoby ciała odnalazł 33-latek, ale zdradzono, że do ujawnienia zwłok i zawiadomienia służb rzeczywiście doprowadzili „członkowie rodziny” – nie wiadomo, czy dalszej, czy bliższej. Niewykluczone, że do mieszkania przyjechało więcej osób, a nie tylko jedna.

Funkcjonariusze przeprowadzili oględziny miejsca zdarzenia, a później podjęto decyzję o przeprowadzeniu sekcji zwłok zmarłych osób. Jedna z najbardziej prawdopodobnych hipotez mówi o tak zwanym rozszerzonym samobójstwie, czyli tak naprawdę zabójstwie trzech osób i odebrania sobie życia przez czwartą, która zamordowała wcześniej pozostałe.

Ofiary, według ustaleń dziennikarzy, to dwie pary – rodzice oraz dziadkowie 33-latka, który wezwał policję. Nieoficjalnie ci pierwsi mogli mieć około 60 lat, a drudzy – około 80 lat. Mieszkali w domu jednorodzinnym podzielonym na dwa lokale. Magazyn „Fakt” podawał, że na dole żyli rodzice kobiety, która wraz z partnerem mieszkała na piętrze. To właśnie mąż miał zabić teściów oraz żonę, a na koniec odebrać własne życie poprzez powieszenie. To jednak na razie tylko hipoteza, która będzie sprawdzana przez śledczych. Prokurator Szymon Banna z Prokuratury Okręgowej w Warszawie zastrzegał, że z uwagi na dobro postępowania oraz trwające czynności procesowe przekazanie bardziej precyzyjnych informacji nie jest możliwe.

Tymczasem mieszkańcy warszawskiego Ursusa nadal nie mogą otrząsnąć się po tragedii, do której doszło w domu przy ulicy Koronacyjnej. „Super Express” ustalił, że jedną z ofiar była pani Anna, której ciało znaleziono na piętrze. Miała rozległe obrażenia głowy, była przykryta kocem. Na dole przebywali jej rodzice – z podobnymi ranami.

Kobieta dwa dni przed śmiercią opublikowała w sieci wzruszający wpis, z którego można wywnioskować, że poruszona dziękowała bliskim za życzenia urodzinowe. - Przybył mi kolejny rok, a w nowy wchodzę z nadzieją, że będzie jeszcze lepszy – napisała w mediach społecznościowych.

Pod wiadomością znalazło się mnóstwo komentarzy. Można w nich przeczytać, że pani Anna wzbudzała ogromną sympatię ludzi. - Kochamy panią, bo jest pani cudownym człowiekiem – pisali do niej. Podobne słowa padają z ust sąsiadów rodziny, z którymi rozmawiali reporterzy „Super Expressu”. Mieszkańcy mówią, że nadal są w szoku. Z ich relacji wynika, że to była miła, kochającą się rodzina. - Chodzili razem na spacery, byli spokojni i religijni – mówią. Ale znaleźli się także tacy, którzy twierdzą, że w domu nie działo się dobrze już od jakiegoś czasu.

Dziennik „Fakt” rozmawiał z sąsiadami, którzy snuli teorie na temat tego, co mogło być podłożem tej strasznej zbrodni. Ich zdaniem, mężczyzna podejrzewany o dokonanie zabójstwa i odebranie sobie życia miał nie czuć się dobrze w tym domu. - Wciąż słyszał jakieś pretensje. Szczególnie z teściem nie miał dobrej relacji – mówili świadkowie. - Czuł się osaczony, teść nie pozwalał mu nawet pomidora zerwać ze szklarni – dodawali kolejni. Z medialnych ustaleń wynika, że relacja w małżeństwie także od jakiegoś czasu się nie układała.

„Fakt” podawał, że Anna pracowała w domu opieki dla seniorów w Warszawie i była mocno zaangażowana w tę pracę. Aktywna, współpracująca z podopiecznymi, których zdjęcia publikowała chętnie w internecie. Fotografii z mężem na próżno tam szukać. Według sąsiadów, miał być przez nią stłamszony, cokolwiek to znaczy. Warto zauważyć, że nawet gdyby te doniesienia okazały się prawdziwe, to nic nie usprawiedliwia zbrodni i brutalnych morderstw, jakich się dopuszczono. Internauci dodają, że ofiary nigdy nie są winne temu, co robi im oprawca. Odpowiada za to on sam.

Z nieoficjalnych ustaleń śledczych wynika, że w rodzinie mogło dochodzić do konfliktów. Nie układało się od miesięcy, a sprawca kumulował w sobie gniew. Wszystko rozgrywało się za zamkniętymi drzwiami, bo większość osób nie podejrzewała, że u sąsiadów dzieją się złe rzeczy. Nie było słychać awantur, ani żadnych oznak, zwiastujących coś niedobrego.

- To była normalna rodzina, zostawialiśmy sobie wzajemnie klucze, znaliśmy się od lat – powiedział jeden z sąsiadów ofiar w rozmowie z Wirtualną Polską. Rodzina miała tam mieszkać od kilkudziesięciu lat. Pan Zygmunt, jeden z mieszkańców, w rozmowie z WP opowiadał, że pamięta jeszcze poprzednie pokolenia, które żyły w tym domu. Nie skarżyli się na żadne problemy, nie kłócili publicznie. W Wielką Sobotę widział ich w kościele, a wcześniej z zakupami. Pani Urszula, inna sąsiadka, dodawała, że znała ich od małego i nie może powiedzieć złego słowa. - Porządni ludzie – skwitowała.

Dlaczego więc doszło do tragedii? Będą to teraz badać śledczy. Gdy nagrywaliśmy ten odcinek programu, na razie było wiadomo tylko tyle, że trzy z czterech ofiar miały na ciałach rany głowy – córka oraz jej rodzice. Czwarta ofiara, mężczyzna, miał odebrać sobie życie. To wszystko może potwierdzać wstępną teorię, która mówi o rozszerzonym samobójstwie. Ale czemu dokładnie do niego doszło? Nie wiadomo, czy kiedykolwiek poznamy prawdę, lecz mundurowi na pewno będą do niej dążyć. Śledztwo może jeszcze potrwać nawet kilka miesięcy.

Więcej przerażających historii znajdziecie tutaj: Pokój Zbrodni.

Rozszerzone samobójstwo na Ursusie | Pokój Zbrodni

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki