Pan Roman L. († 78 l.) z Siedlec był wyjątkowo żywym seniorem, który nigdy nie był w stanie usiedzieć w miejscu. Wyjątkową kondycją, pomimo podeszłego wieku, zawdzięczał dzięki długim wyprawom swoim rowerem.
Podczas jednej przejażdżki potrafił pokonać nawet 30 kilometrów. Jeździł codziennie, czy to śnieg, deszcz, czy lejący się z nieba żar, ciągle był gdzieś w drodze.
Kuzyn pana Romana często przestrzegał go przed niebezpiecznymi podróżami jednośladem po ruchliwych drogach, a szczególnie podczas zapadającego zmierzchu. W ostatnią podróż swoim rowerem, z której pan Roman L. († 78 l.) nie powrócił żywy, wybrał się do sklepu po chleb.
Tragicznego lipcowego popołudnia senior przyjechał rowerem z Siedlec do oddalonych o ponad 35 km Zdanów do swojego kuzyna.
– Przywitałem wujka na ulicy gdy szedłem do sąsiada pożyczyć motor, by skoczyć po chleb do Międzyrzeca – opowiada Stanisław S. (60 l.) kuzyn Pana Romka.
– Wujek powiedział, że to on skoczy rowerem do o 12 km oddalonego sklepu. Nie chciałem się zgodzić, ale wiedziałem, że rozmową nic nie wskóram. Kiedy od jego wyjazdu minęło półtorej gdzony, a wujka nie było, zacząłem się denerwować. Na dodatek zaczął padać deszcz, a warunki na drodze bardzo się pogorszyły. Wziąłem więc od sąsiada motor i pojechałem na poszukiwania kuzyna. Po przejechaniu kilku kilometrów między Grochówką a Tłuścem zobaczyłem na drodze migające światła. Była tam jakaś stłuczka dwóch samochodów. Za lawetą uczestniczącą w kolizji leżał worek z ciałem wujka. Nie żył już, bo najechał na tył busa i spadł z roweru. Laweta była oświetlona, a miejsce wypadku dobrze zabezpieczone i widoczne. Przy rowerze leżała torba, w której był zapakowany chleb. To było nieszczęśliwe zdarzenie, nikogo nie obwiniamy za śmierć wujka − opowiada dalej 60-latek.