W piątek wieczorem pan Józef Mianowski (86l.) z Woli dostał ataku biegunki. Przerażona żona i córka wezwały do domu pogotowie ratunkowe. Ratownicy przeprowadzili wstępny wywiad i zabrali mężczyznę na izbę przyjęć do szpitala wolskiego. Tam lekarka Anna G., która w tym czasie pełniła nocny dyżur zleciła niezbędne badania, podała kroplówki i kazała czekać. Chwile po tym, jak karetka zabrała pana Józefa na SOR-rze pojawiły się żona i córka. - Pojechałyśmy z mamą, żeby dowiedzieć się co się dzieje i co dalej z tatą. Wypełniłyśmy wszystkie niezbędne dokumenty i podałyśmy kontakt, żeby w razie czego szpital mógł się z nami kontaktować. Sanitariusz poinformował nas, że najprawdopodobniej rano tata zostanie przeniesiony na oddział.
Chwile przed wyjściem powiedziałam tatusiowi, że jakby się coś działo to, żeby dał znać - tłumaczy pani Małgorzata, córka. I razem z mamą wróciły spokojnie do domu. Przed północą 86-letni schorowany emeryt, zamiast zostać w szpitalu i trafić na oddział dostał do ręki wypis i musiał opuścić szpital. Przerażony i ledwo trzymający się na nogach zadzwonił do córki po pomoc.- Po północy zadzwonił telefon. Odbieram i słyszę tatę, który informuje mnie, że dostał wypis ze szpitala i nie ma jak wrócić do domu. - To jest skandal co się wyprawia.
Jak można wypuścić chorego człowieka o północy ze szpitala- bulwersuje się pani Małgosia. Lekarka stwierdziła, że pacjent jest już w dobrym stanie i może sam wrócić do domu. - Stan ogólny pacjenta dobry. Nie stwierdzam wskazań do hospitalizacji w trybie ostro dyżurowym. Pacjent wypisany do domu- napisała w karcie informacyjnej doktorka.