Warszawa. Śmieciarze na nas oszczędzają!

2014-08-06 0:44

Wychodzą na jaw niedoróbki śmieciowej rewolucji! Mieszkańcy musieli bić się o drugi pojemnik na śmieci, choć w domu na Bielanach mieszkają dwie oddzielne rodziny. Na Woli śmieciarze opróżniają pojemniki, ale zostawiają śmieci na podłodze altanki. Z kolei mieszkańcy Białołęki sami muszą biegać po worki na śmieci, choć firma powinna je dostarczyć do każdej posesji.

Śmieciowy patrol "Super Expressu" odebrał już pierwsze sygnały o nieprawidłowościach w odbiorze śmieci. W domu przy ul. Farysa mieszkają dwie 3-osobowe rodziny. Mirosław Kaczyński (55 l.) i jego siostra Marzena Śląskiewicz (43 l.) prowadzą oddzielne gospodarstwa, oddzielnie płacą za śmieci - po 36 zł, ale MPO podstawiło im... tylko jeden pojemnik. - To zwykłe oszustwo, czyżby firma śmieciowa oszczędzała na mnie za moje pieniądze? Ja nie zamierzam kłócić się z siostrą, co wrzucam do pojemnika i jak szybko go zapełniam i chcę mieć drugi pojemnik - zirytował się pan Mirosław. Zgłosił problem na miejskiej infolinii 19 115. A tam jeden z pracowników zaczął go przekonywać, że powinien przedstawić dokumenty o podziale nieruchomości i powoływał się na... prawo budowlane. Drugi raz zadzwoniła siostra. Ostatecznie firma MPO dowiozła wczoraj drugi pojemnik.

Zobacz: Warszawa. Darmowy relaks w plenerowym kinie to hit wakacji

Pracownicy MPO nie popisali się jednak na Woli. Przy ul. Ludwiki 6 zastali wprost zasypaną śmieciami altankę i... zabrali tylko odpady z pojemników. - To, co na ziemi, zostawili. Sprzątnęliśmy za nich i kosze znów są pełne. Do jutra znów pewnie będzie się z nich wysypywać. Jak tak dalej pójdzie, to nam się tu szczury zalęgną! - mówi Beata Lis (30 l.), gospodyni domu.

Część mieszkańców domków jednorodzinnych z Białołęki wciąż nie ma worków, które powinno im dostarczyć MPO, ale ułatwiło sobie zadanie. - Worki dla posesji, gdzie nie zastaliśmy właścicieli, są do odebrania w dzielnicowych Wydziałach Obsługi Mieszkańców - wyjaśnia prezes MPO Krzysztof Bałanda. Z oszczędności? - Dla wygody mieszkańców - odpowiada. - Sytuacja prawie w 100 procentach jest opanowana, choć na pewno będą się zdarzać błędy. W tej skali przedsięwzięcia nie mogę ich wykluczyć. Ale na bieżąco reagujemy na sygnały od mieszkańców - przekonuje prezes Bałanda. Tych sygnałów jest sporo. Codziennie pracownicy MPO odbierają po ponad tysiąc telefonów.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki