Pełen dzieci autokar jedzie Wybrzeżem Helskim koło zoo. Nagle gigantyczna uschnięta topola przewraca się na pojazd. Drzewo upada na dach autokaru. Kierowca jest w szoku i gwałtownie skręca w lewo, rozbijając się na latarni. Przewrócone drzewo spowodowało tragedię - wiele dzieci zostało rannych, kierowca zginął na miejscu...
Taka sytuacja może zdarzyć się w każdej chwili. Bo wzdłuż wielu warszawskich ulic stoją uschnięte drzewa. Wysokie na kilka-kilkanaście metrów drągi straszą we wszystkich dzielnicach. Topole, wierzby, dęby... Nasi reporterzy w ciągu kilkunastu minut zauważyli trzy wielkie drzewa. Uschnięty kikut straszy na ulicy Przybyszewskiego przy Żeromskiego na Bielanach. Przeżarte przez korniki, pozbawione już kory drzewo niebezpiecznie przechyla się nad przejściem dla pieszych u zbiegu ulic Pawiej i Esperanto na Muranowie. Ale najgorzej jest na Wybrzeżu Helskim na odcinku między mostem Śląsko-Dąbrowskim a ulicą Ratuszową. Stoi tu kilkanaście wielkich topól. - To zgroza, żeby takie uschnięte drzewa stały wzdłuż ulic. Wystarczy przecież trochę silniejszy wiatr i pień spadnie na samochody - denerwuje się Kazimierz Potentas, emeryt. - To niebezpieczne. Dlaczego urzędnicy nie kontrolują stanu roślinności wzdłuż ulic? - pyta pan Kazimierz.
Za drzewo przy Przybyszewskiego odpowiada Zarząd Oczyszczania Miasta. Iwona Fryczyńska, jego rzecznik, powiedziała nam, że jutro zbierze się specjalna komisja, która oceni, czy uschnięta lipa nadaje się do wycięcia. Jakby nie było tego widać gołym okiem. Do tego wszystkie dzielnicowe wydziały ochrony środowiska dostaną pismo nakazujące skontrolowanie uschniętych drzew wzdłuż ulic. Tym bardziej że jak pokazały ostatnie burze, takie drzewa to realne zagrożenie.
Podcasty
Playlisty tematyczne
