Warszawa: Przez spółdzielnię jestem bezdomna!

2010-09-17 19:15

Hanna Popiołek (61 l.) poświęciła 14 lat spółdzielni Natolin, gdzie pracowała jako dozorczyni. Gdy się zwolniła, okazało się, że nie ma gdzie się podziać, bo straciła mieszkanie służbowe, a jej wkład na mieszkanie lokatorskie przepadł. Do winy nikt się nie przyznaje, bo spółdzielnia podzieliła się na cztery inne. Ze sprawą problem ma nawet sąd.

Hanna Popiołek (61 l.) przez 14 lat pracowała jako dozorczyni w spółdzielni Natolin. Mieszkała w mieszkaniu służbowym przy ul. Meander, czekając jednocześnie na przydział mieszkania spółdzielczego. Gdy zrezygnowała z pracy i musiała oddać mieszkanie służbowe, zapytała o swój przydział. Na nieszczęście dla niej spółdzielnia była już wtedy podzielona na cztery inne. - Usłyszałam, że w Natolinie i Wyżynach mieszkań nie ma - opowiada pani Hanna. - Odesłano mnie na Kabaty z informacją, że tam mam szukać swojego wkładu i mieszkania - dodaje. Szybko okazało się, że ani pieniędzy, ani mieszkania tam nie ma. Trzy pozostałe spółdzielnie też nie kwapiły się do przyznania jej lokalu.

Gdy w 2002 r. spółdzielni Wyżyny udało się eksmitować panią Hannę z zajmowanej przez nią służbówki, postanowiła walczyć. Skierowała sprawę do sądu. Ta ciągnie się już ponad sześć lat, obecnie po raz kolejny zajmuje się nią sąd okręgowy. W połowie października ma zapaść wyrok, którego wydanie odraczano już dwa razy. Katarzyna Górska, pełnomocnik pani Hanny, która reprezentuje ją z urzędu, przyznaje, że sprawa jest bardzo skomplikowana. Nie tylko z powodu podziału spółdzielni. - Opieramy się na dosyć dawnych dokumentach, ale widać, że żądania pani Hanny są uzasadnione - mówi Katarzyna Górska. - Wszystko zależy jednak od interpretacji sądu - dodaje.

Pani Hania każdego dnia modli się o korzystny wyrok, który zakończy trwające tyle lat piekło. Od eksmisji tuła się po Warszawie. Pierwsze dwa lata spędziła w przytulisku, w końcu znalazła pokój. Zapisała się też na listę oczekujących na lokal komunalny, ale grozi jej, że będzie na niego czekać w noclegowni. Starsza kobieta, u której za 400 zł wynajmuje pokój, chce, żeby się wyprowadziła. - Nie wiem, co będzie dalej. Jestem kłębkiem nerwów, mam 920 zł emerytury i żyję bez meldunku - mówi. Szuka czegoś do wynajęcia, ale ludzie wolą studentów. - Nawet pies ma budę, a ja zostałam bez niczego - dodaje ze łzami w oczach kobieta, która została bez dachu nad głową.

Na prezesie spółdzielni, której poświęciła 14 lat życia, los pani Hanny nie robi żadnego wrażenia. - Niech sąd rozstrzygnie, kto ma rację - stwierdza krótko prezes spółdzielni Wyżyny Krzysztof Gosławski (52 l.).

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki