Warszawa tonie w śmieciach!

2014-09-03 4:00

Miesiąc po wprowadzeniu w 10 kolejnych dzielnicach śmieciowa rewolucja wciąż kuleje. Wciąż nie wszystkie odpady są odbierane na czas, a niektóre zaczynają już gnić w koszach. Obsługujące największą część miasta MPO tłumaczy się, że robi, co może. Mieszkańcy mają dość tych tłumaczeń. - Chcemy mieć czysto, bo za to płacimy - mówią. I coraz bardziej boją się gryzoni lub epidemii.

Śmieciowym firmom nadal nie udaje się uprzątnąć stolicy z odpadów. Zalegają one praktycznie we wszystkich 10 dzielnicach (Bielany, Żoliborz, Białołęka, Targówek, Ochota, Ursus, Włochy, Wola i Bemowo oraz Mokotów), które od 1 sierpnia weszły do nowego systemu gospodarowania odpadami.

- Czasem śmieci piętrzą się aż po sam sufit - mówi Tadeusz Wysiński (70 l.), który mieszka przy ulicy Erazma z Zakroczymia 14 na warszawskiej Białołęce. - Firmy zdecydowanie mają problem z odbieraniem odpadów. Ostatnio widziałem tu nawet szczury - dodaje. Podobnie wyglądają śmietniki na Woli - wokół koszy na ulicy Deotymy pojawiły się już muchy. Tu również za wywóz nieczystości odpowiada MPO, które przejęło większą część śmieciowego rynku.

Władze miejskiej spółki, która wczoraj podsumowała pierwszy miesiąc śmieciowej rewolucji, wydają się jednak z siebie zadowolone. - Jest coraz lepiej, choć część naszych pracowników dopiero uczy się nowych terenów - mówił wczoraj Krzysztof Bałanda (59 l.), prezes MPO. I tłumaczył przyczyny problemów. - Każdy pracownik ma od 80 do 300 kluczy do altanek śmietnikowych. Mamy komplety do 92 proc. nieruchomości, więc jeszcze nie wszędzie

Śmieciowym firmom nadal nie udaje się uprzątnąć stolicy z odpadów. Zalegają one praktycznie we wszystkich 10 dzielnicach (Bielany, Żoliborz, Białołęka, Targówek, Ochota, Ursus, Włochy, Wola i Bemowo oraz Mokotów), które od 1 sierpnia weszły do nowego systemu gospodarowania odpadami.

- Czasem śmieci piętrzą się aż po sam sufit - mówi Tadeusz Wysiński (70 l.), który mieszka przy ulicy Erazma z Zakroczymia 14 na warszawskiej Białołęce. - Firmy zdecydowanie mają problem z odbieraniem odpadów. Ostatnio widziałem tu nawet szczury - dodaje. Podobnie wyglądają śmietniki na Woli - wokół koszy na ulicy Deotymy pojawiły się już muchy. Tu również za wywóz nieczystości odpowiada MPO, które przejęło większą część śmieciowego rynku.

Władze miejskiej spółki, która wczoraj podsumowała pierwszy miesiąc śmieciowej rewolucji, wydają się jednak z siebie zadowolone. - Jest coraz lepiej, choć część naszych pracowników dopiero uczy się nowych terenów - mówił wczoraj Krzysztof Bałanda (59 l.), prezes MPO. I tłumaczył przyczyny problemów. - Każdy pracownik ma od 80 do 300 kluczy do altanek śmietnikowych. Mamy komplety do 92 proc. nieruchomości, więc jeszcze nie wszędzie możemy dotrzeć - dodaje prezes Bałanda. I odsyła niezadowolonych mieszkańców na infolinię MPO pod numer tel. 800-413-323.

Pełne kontenery to bomba biologiczna

- Zalegające przez dłuższy czas odpady komunalne, zwłaszcza organiczne, ulegając rozkładowi pod wpływem temperatury, mogą wydzielać substancje szkodliwe dla środowiska i zdrowia człowieka. Żerujące na odpadkach gryzonie, np. szczury, oraz ptaki i muchy mogą roznosić zarazki takich chorób, jak tężec, dur brzuszny czy czerwonka - mówi Joanna Narożniak, rzeczniczka mazowieckiej inspekcji sanitarnej.

Zobacz też: Wypadek w Murowanej Goślinie! 18-letni idiota zabił Olę i Kamila. Gnał 140 km/h

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki