Warszawa: Zabójcy taksówkarza NIE WYJDĄ z więzienia? Grozi im dożywocie!

2014-10-21 23:02

Oprawcy Mariusz O. (32 l.) i Tomasz R. (37 l.) po roku od tej potwornej zbrodni stanęli przed sądem. W październiku 2013 r. zamordowali taksówkarza Jana B. (?50 l.), by obłowić się na sprzedaży jego mercedesa. Za to bezduszne zabójstwo podyktowane chęcią szybkiego zarobku grozi im dożywocie.

Sprawa makabrycznego mordu na taksówkarzu z korporacji Sawa w październiku ubiegłego roku w końcu trafiła na wokandę. Wczoraj do sądu okręgowego przywieziono zwyrodnialców oskarżonych o zabicie 50-letniego Jana B. oraz kradzież i sprzedaż jego luksusowego mercedesa, wartego ponad 100 tysięcy złotych. Podejrzany o zaaranżowanie całej zbrodni Mariusz O. nie chciał składać wyjaśnień. Sędzia odczytała jego zeznania z października 2013 roku, w których opowiadał, jak wyglądały ostatnie chwile ofiary. - Powiedziałem, że będziemy jechać do Wrocławia, dlatego wcześniej zapraszam go na kawę i obiad u mnie na ul. Kaukaskiej. On do mieszkania wszedł pierwszy, złapałem go za szyję i chciałem obezwładnić, żeby zabrać mu kluczyki od auta. On się wyrywał i krzyczał, więc zacząłem go bić, najpierw pięściami, a później butelkami z piwem. Gdy przestał się ruszać, związałem mu ręce i nogi, a na głowę założyłem foliową torbę, bo lała się krew. Zabrałem mu klucze i papiery od mercedesa, zawinąłem go w materac, później w dywan i wybiegłem z mieszkania.

Zobacz też: Warszawa: Wietnamczycy idą po władzę! Bedą rządzić stolicą?

Wszystko zadziało się spontanicznie

Nie wiem, co chciałem zrobić z ciałem, ale zabójstwa dokonałem sam i nikt mi nie pomagał. Auto sprzedaliśmy z Asią paserowi we Wrocławiu - twierdził po zatrzymaniu. Teraz w sądzie wszystkiego się wyparł. Za to jego kolega Tomasz R. zdecydował się podzielić swoją wersją. - Byłem w mieszkaniu, gdy Mariusz przyprowadził tego mężczyznę. Wszystko zadziało się spontanicznie. Zaczęli się szarpać, bić, próbowałem ich uspokoić. Uderzyłem taksówkarza w głowę i mówiłem mu, że powinien oddać nam auto i zgarnąć pieniądze z ubezpieczenia i że nic mu się nie stanie, ale on dalej walczył. Gdy Mariusz powalił go na ziemię i zaczął tłuc butelką, uciekłem - zeznał. Zabójcę pogrąża również żona ofiary. - Ten mężczyzna próbował umówić się z mężem na kurs do Wrocławia już od sierpnia, ale ciągle odwoływał, coś kombinował. W końcu zdecydował się na 23 października, oferował 1000 złotych. Jan zgodził się, bo potrzebował pieniędzy, ale bał się tego człowieka - mówi wdowa, Bożena B. (40 l.).

Zobacz też: Warszawa: Dzień badania płodności dla kobiet

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki