Andrzej Kopiczyński całe życie szukał miłości. Przez chorobę nie zdawał sobie sprawy ze śmierci ukochanej

2024-04-15 5:29

Polska pokochała go 16 września 1975 roku, w samym środku złotej dekady Gierka. Stał się symbolem czasu niespodziewanej prosperity oraz powiewu zachodniej nowoczesności. Wszyscy chcieli mieć działkę pod miastem a drzwi w domu zamieniano na „łuki Karwowskiego”. Wielkie inwestycje tamtego czasu, czyli Trasa Łazienkowska, Dworzec Centralny i Trasa Toruńska, wyznaczały ambicje bogacącego się społeczeństwa. Dlatego bohater „Czterdziestolatka” pracował przy każdej z nich. Jerzy Gruza, reżyser serialu, o inżynierze Karwowskim mówił, że był „Woody Allenem Polski lat 70. Idealista, pozbawiony sprytu, trochę fajtłapa, uczciwy i naiwny marzyciel”. Twarz Andrzeja Kopiczyńskiego idealnie nadawała się do sportretowania pokolenia urodzonego przed II wojną światową. Jednak jego życie prywatne dalekie było od tego, które prowadził serialowy bohater. 15 kwietnia 2024 roku obchodziłby 90. urodziny.

Rozbrajanie min i szaber

Jego rodzina na początku lat 40. cudem uniknęła zsyłki na Sybir. A zaraz po wojnie ojciec Andrzeja Kopiczyńskiego został aresztowany za działalność polityczną (w latach 30. należał do PSL-u). Dlatego właśnie utrzymanie częściowo spoczęło na barkach nastoletniego chłopca. W ten sposób poznał powojenną biedę, a niedożywienie z tamtych lat dawało mu o sobie znać w kolejnych dekadach. Początkowo najmował się u okolicznych chłopów do rozbrajania min, które rozrywały krowy – robiło to wielu jego rówieśników. Nie wszyscy mieli szczęście i niektórzy przypłacili to zajęcie życiem.

Gdy jego matce udało się wychodzić zwolnienie ojca, rodzina przeniosła się do Wrocławia – poniemieckiego miasta, gdzie zjeżdżali amatorzy szabru z całej Polski. Kopiczyński także dołączył do rabowania opuszczonych mieszkań dawnych mieszkańców. Jak sam wspominał:

Wszyscy kradliśmy ołowiane rury z mieszkań, bo ołów bardzo dobrze „szedł”. Chodziliśmy sprzedawać nasze łupy na „szaber plac” na placu Grunwaldzkim. Jak skończyły się ołowiane rury, to handlowałem słoikami, wekami. Schodziły jak świeże bułeczki. Zarabiałem swoje pierwsze pieniądze, które oddawałem rodzicom.

Doświadczenie ulicznego handlarza dało mu nie tylko pierwszą szansę na zarobek, lecz stanowiło także pierwsze doświadczenie aktorskie. Wykorzystał je z sukcesem podczas egzaminu do szkoły teatralnej w Łodzi, gdy wyjazdowa komisja zjawiła się we Wrocławiu. Tak oto zaczęła się przygoda jego życia. 

Kobiety go anektowały

W profesjonalnym teatrze mogli go początkowo poznać widzowie z Olsztyna, potem Bydgoszczy a wreszcie Szczecina. Choć w każdym z tych miast miał swoje oddane wielbicielki, od których dostawał listy miłosne, to słynna jest zwłaszcza historia z tego ostatniego przystanku przed Warszawą. Żona miejscowego prominenta miała być tak głęboko zauroczona aktorem, że zdesperowany mężczyzna zaoferował Kopiczyńskiemu fortunę za opuszczenie stolicy województwa zachodniopomorskiego. Wtedy odmówił, lecz kilka lat później i tak przeniósł się do Warszawy na zaproszenie Adama Hanuszkiewicza z Teatru Narodowego.

W jednym z wywiadów wyznał kiedyś: „kobiety mnie anektowały, co uważam za proces niezwykle przyjemny” i pewnie dlatego pozwalał im na to bez oporu. Choć miał duże powodzenie, żonaty był aż czterokrotnie. Co ciekawe, sam przyznawał się do trzech małżeństw a informacja o tej pierwszej partnerce, którą poślubił jako dwudziestolatek, wyszła na jaw dopiero po śmierci aktora. To właśnie z nią wyjechał do pracy w olsztyńskim teatrze. Związek był owocem studenckiego romansu, a młodzieńcza miłość rozpadła się, gdy zamieszkali razem w stolicy Warmii i Mazur. Ona zakochała się bowiem w innym mężczyźnie. Dlatego postanowił o niej zapomnieć.

Ale nie rozpaczał długo. Był już wtedy zakochany po uszy w innej koleżance po fachu, Marii Chwalibóg. Miała wówczas miała status olsztyńskiej gwiazdy, a ich związek zakończyły dopiero przenosiny Andrzeja Kopiczyńskiego do Warszawy. W Teatrze Narodowym aktor stracił głowę dla młodszej o dwanaście lat Ewy Żukowskiej.

To z nią doczekał się córki Katarzyny.

Miłość do grobowej deski

O ile dla widzów stałym związkiem Andrzeja Kopiczyńskiego był ten z Anną Seniuk, serialową Magdą Karwowską, o tyle w życiu prywatnym miłość do grobowej deski poznał na rok przed ostatnim odcinkiem „Czterdziestolatka”.

Z Moniką Dzienisiewicz-Olbrychską, wówczas świeżo po rozstaniu z Danielem Olbrychskim, spotkali się na planie serialu „Życie na gorąco”. Kręcili w go Jałcie. Aktorka wspominała tamten czas tymi słowami:

Andrzej grał latynoskiego senatora, ja jego kochankę, amerykańskiego szpiega. Jałta była przepiękna, szalenie romantyczna i zakochaliśmy się w sobie.

Po powrocie do Polski Andrzej Kopiczyński przez pewien czas prowadził podwójne życie – z jednej strony pozostawał mężem Ewy Żukowskiej, z którą miał dziecko, z drugiej uczuciowo był już zaangażowany w relację z inną kobietą. Wreszcie zrozumiał, że nie może tego dłużej tak ciągnąć. Porzucona partnerka nigdy jednak nie wybaczyła mu zdrady, a jego relacja z córką ucierpiała w wyniku rozstania.

Katarzyna Kopiczyńska w wywiadzie dla „Życia na gorąco” wspominała:

Rodzice rozstali się, gdy miałam cztery lata. Zamieszkałam z mamą i babcią. Ale tata mnie odwiedzał. Z moją babcią był w dobrej relacji. Nie mam wątpliwości, że kochał mnie bezwarunkową, ojcowską miłością, nawet jeśli nie był ze mną przez cały czas. Choć po rozwodzie z mamą nie zostaliśmy zintegrowaną rodziną. W ogóle nie uczestniczyłam w „nowym“ życiu taty, które ułożył sobie z ostatnią partnerką, Moniką Dzienisiewicz-Olbrychską. Z ich domu nie mam więc żadnych wspomnień. Ja po prostu tatę miałam dla siebie, w moim (i mojej mamy) domu, na różnych wyjściach, wycieczkach i wyjazdach

Z Moniką Dzienisiewicz-Olbrychską pobrał się dopiero po dwóch dekadach. Obydwoje zmarli w 2016 roku.

Nie pamiętał, że kiedykolwiek był żonaty

Po raz ostatni aktor pojawił się publicznie w kwietniu 2014 roku na gali zorganizowanej dla ekipy „Czterdziestolatka”. Nie krył swojego wzruszenia. Kilka tygodni po tym wydarzeniu do mediów dotarła informacja o problemach aktora z pamięcią oraz słuchem. Rodzina początkowo nie dopuszczała myśli, że może to być Alzheimer. Jak nieco później ujawnił „Super Express”, Andrzej Kopiczyński przestał poznawać najbliższej rodziny, a choroba postępowała niezwykle szybko.

25 czerwca 2016 roku jego żona jechała w odwiedziny do szpitala, gdzie Andrzej Kopiczyński przebywał od kilku miesięcy. Wciąż tliła się w niej nadzieja, że mężczyzna, z którym spędziła czterdzieści lat, powróci i uśmiechnie się znowu, gdy ją rozpozna. W drodze doznała jednak udaru mózgu, który okazał się śmiertelny. On jednak nie pamiętał już wtedy, że kiedykolwiek był żonaty. Odszedł cztery miesiące po niej.

Spoczywa w skromnym grobie na Starych Powązkach. Takim, który i jemu podobałby się najbardziej, mówiła jego córka, gdyż sam był skromnym człowiekiem, kochającym przede wszystkim przyrodę oraz spokój.

Sonda
Lubiłeś oglądać serial "Czterdziestolatek"?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki