Krystyna Przybylska, mama Anny Przybylskiej: Ania prosiła, abym była przy niej do końca...

2014-10-24 11:38

Cała Polska wciąż nie może się pogodzić z odejściem Ani Przybylskiej (?36 l.). Jej mama, pani Krystyna, z bólem wspomina ostatnie godziny spędzone z córką. Do końca była przy niej. Patrzyła, jak odchodzi. - "Mamusiu, proszę cię, nie idź, proszę, zostań" - prosiła. Zostałam i siedziałam z nią do rana - wspomina mama gwiazdy.

- W sobotę jeszcze byliśmy z nią na spacerze. Jarek i ja. Pojechaliśmy na molo, po morzu pływały żaglówki, cudnie świeciło słońce. Ania powiedziała: "Chociażby dla takiego widoku warto było przyjechać" - wspomina mama Przybylskiej w wywiadzie dla "Vivy!". - A potem we dwie pojechałyśmy na lody, kupiła pięć opakowań. Zjadłyśmy je po kryjomu, bo Szymka trochę bolało gardło. W domu ugotowaliśmy jej ulubione ziemniaczki, uwielbiała je - dodaje.

Zobacz: Krystyna Przybylska w ten sam sposób straciła męża i córkę. Kim jest mama Ani Przybylskiej?

Ania była szczęśliwa, że w obliczu śmierci może mieć przy sobie ukochaną matkę. Martwiła się tylko, że opieka nad nią będzie dla mamy zbyt dużym obciążeniem. - Miała wyrzuty sumienia, że tak się niby poświęcamy dla niej, a ja jej na to powiedziałam: "A co innego mamy do roboty? Matka jest tylko jedna, sama mówiłaś". Wieczorem przyszła pielęgniarka Ela, powiedziała, że mogę pójść do domu i odpocząć. A Ania na to: "Mamusiu, proszę cię, nie idź, proszę, zostań". Zostałam i siedziałam z nią do rana - wspomina pani Krystyna.

Mama Ani zdradziła również, w jaki sposób lekarze odkryli, że aktorka ma guza trzustki. - Zaczęła robić badania i latem 2013 roku okazało się, że to nie kręgosłup, tylko trzustka. Guz, słowo "rak" nie chce mi przejść przez usta. Może jakaś pomyłka, może błąd diagnozy? Ale okazało się, że nie, to była prawda. Nikt nie może sobie wyobrazić, co czuje wtedy matka. Nigdy jednak nie padły takie słowa: "Mamo, umieram". Jeśli chodziła się modlić do kościoła, to o życie, a nie o śmierć - wyznaje Krystyna Przybylska.

W ostatnich dniach z Anią była również jej przyjaciółka i menedżerka, Małgorzata Rudowska, która również zdecydowała się opowiedzieć o swoich wspomnieniach. - Jeszcze w piątek Ania pomogła Oliwce w lekcjach i zawiozła dzieci do szkoły, jak zwykle. Ona wszystkim w domu rządziła. Ale w sobotę była już bardzo słaba, siedziała w fotelu, rozmawiałyśmy prawie godzinę, ja płakałam, ona nie. Dopiero wtedy widziałam, że zrezygnowała, nie to, że się poddała, zrozumiała tylko, że jest bezsilna... - wspomina Rudowska.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki