Anna Gornostaj z Barw szczęścia: Przez teatr wpadłam w długi

2018-06-29 4:21

Anna Gornostaj (58 l.) razem z mężem założyła w Warszawie Teatr Capitol. Dziś jest to jedno z ulubionych miejsc nie tylko warszawiaków. Na spektakle ściągają tam fani komedii z całej Polski. Aktorka opowiada nam o blaskach i cieniach bycia dyrektorem i aktorką w jednym.

Anna Gornostaj

i

Autor: Andrzej Lange

– Dokładnie 10 lat temu powstał Teatr Capitol w Warszawie, który jest w całości dziełem pani oraz pani męża Stanisława Mączyńskiego. Czy to było trudne wyzwanie?

– To było bardzo, bardzo trudne wyzwanie. Żebyśmy wiedzieli jak trudne, to byśmy się tego chyba nie podjęli. Na szczęście nie mieliśmy wyobraźni. Dzięki temu stworzyliśmy ogromne przedsiębiorstwo, które dziś zatrudnia 170 osób z personelu administracyjno-technicznego plus 150 aktorów.

– Aktorzy, którzy mają swoje teatry, twierdzą, że ich prowadzenie to nie jest łatwa sztuka. Można z tej działalności w ogóle czerpać satysfakcję?

– To jest nasze życie, robimy to z pasji. A jak się coś robi z pasji, to jest duża szansa, że to wyjdzie. Na szczęście mamy przygotowanie biznesowo-ekonomiczne. Mąż zdobył doświadczenie, pracując w show-biznesie u Amerykanów. Moi rodzice całe życie prowadzili największy lunapark w Polsce, więc siłą rzeczy obserwowałam, jak prowadzi się własny interes. Umiemy zarobić pieniądze, których ten teatr potrzebuje. Bo teatr tak naprawdę nie zarabia. Obok teatru prowadzimy więc klub muzyczny, wynajmujemy wnętrze na bankiety, mamy swoją kuchnię z kelnerkami i kucharkami. No i mamy ogromny impresariat. Bardzo dużo jeździmy z teatrem po Polsce i świecie. W sezonie gramy około 70–80 spektakli miesięcznie na miejscu, a do tego wyjeżdżamy około 180 razy w roku.

– Spoglądając wstecz na ostatnie 10 lat: co było dla pani największą porażką, a co największym sukcesem?

– Największa porażka była w pierwszym roku naszej działalności. Mieliśmy problem z repertuarem. Pomieszało się przez chorobę aktora i przez brak mojej wyobraźni. Bo kompletnie wtedy nie umiałam przewidzieć, czego publiczność będzie od nas oczekiwać. Pierwszy rok był dla nas traumatyczny, myśleliśmy, że się zatopimy. Mieliśmy też długi i to gigantyczne, niewyobrażalne. I największy sukces był wtedy, kiedy myśmy z tych długów po dwóch latach wyszli.

– Czy z okazji jubileuszu przewidujecie coś specjalnego?

– W związku z naszym 10–leciem robimy spektakle dedykowane publiczności. Polega to na tym, że aktorzy wychodzą do publiczności. Po spektaklu można spotkać się ze swoim ulubieńcem, sfotografować się z nim, poprosić o autograf, pogadać o życiu. Z okazji jubileuszu zapraszamy widzów na trzy premiery. Zaczęliśmy już „Dwie pary do pary”. Potem mamy niewiarygodnie śmieszną farsę pod tytułem „Cud”. Na koniec roku szykujemy fantastyczny „Wykrywacz kłamstw” Wasilija Sigariewa. I tu wreszcie zrobię coś dla siebie: będę miała przyjemność zagrać w tej sztuce.


– Młodzi aktorzy często idą na łatwy i szybki zysk. Częściej można zobaczyć ich twarze w reklamie, niż w ambitnej roli...

– Ten zawód bardzo się zmienił. Zaczął kojarzyć się ludziom z dużymi pieniędzmi. I bardzo dużo młodych ludzi idzie do tego zawodu nie dla pasji, ale właśnie dla pieniędzy i tak zwanej taniej popularności. Przyciąga ich popularność seriali, do których wrzuca się młodych ludzi, dając im przy okazji przyzwoite pieniądze i nie każe im się uczyć u czeladnika... Bo aktorstwo to jest zawód rzemieślniczy. Aktor musi szlifować swoje rzemiosło w teatrze! Ktoś, kto gra nawet i 5 lat w serialu, ale nigdy nie grał w teatrze, tak naprawdę nic nie potrafi! Tylko teatr daje aktorowi dalsze przetrwanie.

– Aktorzy są jednak kojarzeni szerszej publiczności głównie z ról serialowych.

– Tak i nie ma w tym nic dziwnego. Aktor musi sobie „robić twarz”. Rola w serialu nie jest niczym złym, jeśli przy tym aktor szlifuje warsztat. Mam dwie dziewczyny, które wyszły z serialu, nie skończyły akademii teatralnej, a są znakomite. Marta Wierzbicka bardzo poważnie podchodzi do spraw teatru, ona czeladuje. Podpatruje, uczy się, rozmawia. A Patricia Kazadi, czując się niepewnie na scenie, poprosiła o profesora do emisji głosu. To pierwsza znana mi aktorka, która miała odwagę poprosić o pomoc! I od pierwszej próby do premiery zrobiła ogromny postęp! Tylko teatr uczy rzemiosła.

– Pani również gra w serialu. Postać Róży z „Barw szczęścia” miała być epizodem, a rozrosła się do dużej roli.

– Tak i ja się bardzo cieszę z tej mojej Róży. „Barwy szczęścia” stały się dla mnie drugim domem, a Róża jakby drugą mną. Mam tam swoje dzieci, wnuki, męża i to jest strasznie śmieszne. Czuję się tak, jakbym miała drugą rodzinę. Od kiedy dorosłam do roli matki i babci i mam te swoje filmowe dzieci i wnuki, to po nich widzę upływ czasu. A ta postać stała się taka ciepła, dobra. Ludzie na ulicy zaczepiają mnie, mówiąc do mnie „pani Różo”. Moja córka powiedziała, że jak kiedyś będzie miała córkę, to nazwie ją Róża!

– Jak wyglądają pani plany na resztę roku? Te zawodowe i te bardziej prywatne?

– Lato będzie bardzo pracowite, bo nagrywamy nowe odcinki „Barw szczęścia”. Strasznie chciałabym pojechać już na wakacje, bo jestem bardzo zmęczona. Chcemy z mężem zwiedzić Ukrainę, zobaczyć Kamieniec Podolski i inne sienkiewiczowskie miejsca. Potem trochę w Grecji, bo kocham ją najbardziej na świecie. A we wrześniu lecimy z teatrem do Stanów Zjednoczonych i znowu zaczyna się praca. W tym roku z okazji jubileuszu ciągle mamy jakieś uroczystości, do tego premiery. A jeszcze trzeba liczyć się z tym, że coś po drodze dojdzie. Bo w zawodzie aktora praca zawsze chodzi stadami. Nie ma czasu na odpoczynek, bo aktor jak nie gra, to czeka na telefon. Jest takie powiedzenie: aktor jest wściekły dwa razy: jak gra i jak nie gra.

Kim jest Anna Gornostaj?
Jest absolwentką PWST w Warszawie. Na scenie teatralnej funkcjonuje od 1982 roku, najpierw występowała na deskach Teatru Narodowego, następnie w Ateneum, a od 2008 roku w założonym przez siebie i męża Teatrze Capitol. Wystąpiła w wielu popularnych serialach, m.in. „W Labiryncie”, „Zmiennikach” czy „Pensjonacie pod Różą”. Od dziesięciu lat jest gwiazdą „Barw szczęścia”, wcielając się w rolę Róży Cieślak.
Jej mężem jest Stanisław Mączyński (61 l.). Mają dwoje dzieci, Basię (28 l.) i Jerzego (23 l.).

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki