Anna Matusiak-Rześniowiecka: Zatrzymać widza o 6 rano to wyzwanie! [WYWIAD]

2017-03-17 12:00

Prowadziła programy TVP Polonia, a później poranny show "Kawa czy herbata?". Po kilku latach Anna Matusiak-Rześniowiecka (33 l.) wróciła do Telewizji Polskiej i znów budzi Polaków - tym razem w nowym programie śniadaniowym "Dzień dobry, Polsko". Choć zazwyczaj to ona zadaje pytania gwiazdom show-biznesu i innym swoim rozmówcom, dziś stanęła przed wyzwaniem odpowiadania na pytania Adriana Nychnerewicza.

Anna Matusiak

i

Autor: ARCHIWUM

Jak czujesz się po drugiej stronie? Zwykle to Ty zadajesz pytania. Dziś musisz na nie odpowiadać.

- Wiesz, że faktycznie czuję rodzaj dyskomfortu. Na szczęście Ty przepytujesz, więc jakoś mi raźniej (śmiech). Uwielbiam rozmawiać z ludźmi, ale o ICH życiu, o ICH pasjach, o ICH projektach. Mówienie o sobie nie jest dla mnie naturalne, więc oszczędź mnie, proszę! (śmiech)

Postaram się! Zacznijmy więc od nowej pracy. Właśnie zaczęłaś przygodę z nowym programem śniadaniowym TVP "Dzień Dobry Polsko". Jaka jest Twoja rola w nim?

- Z wielką radością prowadzę ten program wspólnie z Michałem Cholewińskim w każdy czwartek. Marzy mi się sytuacja gospodarzy, którzy przyjmują gości w swoim domu i chcą ich obdarować najlepszymi emocjami, ugościć najlepiej, jak potrafią. W tym przypadku sytuacja będzie oczywiście nieco odwrócona, bo to goście – widzowie przyjmują do swoich domów nas – prowadzących. Ale wiesz, co mam na myśli? Chodzi mi o ten rodzaj klimatu. Chciałabym, żeby udało nam się zbudować atmosferę rodzinną, przyjacielską, ciepłą, energetyczną. Na tyle magiczną, żeby „przeszła” przez ekran. Pamiętaj, ze programy poranne, towarzyszące szykowaniu się do pracy czy szkoły ogląda się specyficznie. Nie rozsiadasz się z colą i popcornem wygodnie w fotelu. Raczej jesteś gdzieś obok. To wyzwanie zatrzymać widza mimo porannego pośpiechu, skupić uwagę, mimo wczesnej pory. Na pewno bardzo się postaramy, żeby widz chciał z nami rozpoczynać dzień.

Jakimi tematami będziecie/będziesz się zajmować i na jakie cieszysz się najbardziej? Jesteś przecież zwierzęciem kulturalno-showbiznesowym.

- Bardzo bliska jest mi też tematyka kobieca. Oczywiście z racji pasji i wykształcenia oraz dotychczasowych zawodowych doświadczeń zawsze się cieszę na tematy teatralne, kobiece, filmowe, showbiznesowe. Ale powiem Ci też szczerze, że uwielbiam tematy z zupełnie innej bajki, wtedy mogę sobie pozwolić na "prawdziwe" wyciąganie wiedzy z gościa. "Prawdziwe", a więc nieskażone osobistą wiedzą. Chociaż oczywiście zawsze gruntownie się przygotowuję. Uważam, że to bardzo ważne. I że każdy dziennikarz – nawet najbardziej doświadczony powinien się solidnie przygotowywać.

To Twój wielki powrót do telewizji. Przed laty prowadziłaś program "Kawa czy herbata", później autorski program "Na tapecie" w Superstacji. Cały czas jesteś związana z radiem, ale czy brakowało Ci telewizji?

- Ładnie to brzmi – "wielki powrót". Wychowała mnie telewizja i radio. Zaczynałam w Telewizji Regionalnej Zagłębia Miedziowego TVP w Lubinie. Potem przez kilka lat pracowałam w ośrodku Telewizji Polskiej we Wrocławiu i W Polskim Radiu Wrocław. Po przeprowadzce do Warszawy w 2009 roku związałam się z Telewizją Polonia, gdzie prowadziłam programy: "Kulturalni PL" i "Polska 24". Z TVP POLONIA przeszłam do TVP1 i zostałam gospodynią „Kawy czy Herbaty”. Moim radiowym domem jest POLSKIE RADIO RDC. Tam stawiałam swoje pierwsze warszawskie kroki, a dziś mam przyjemność prowadzić różnorodne pasma i audycje. Oprócz tego piszę wywiady z Gwiazdami dla portalu Plejada. Zawsze lubiłam łączyć różne rodzaje dziennikarstwa i naprawdę spełniona czułam się wtedy, kiedy wszystkie te formy jakoś współistniały  w moim życiu. Ale faktycznie telewizyjna przerwa sprawiała, że czegoś mi mocno brakowało. Praca przy dużych telewizyjnych produkcjach, a taką z całą pewnością jest program "Dzień dobry Polsko" to adrenalina, której nie da się opisać słowami, ani niczym zastąpić.  No może skokami na bungee. Nie wiem – nie próbowałam (śmiech).

Oznaki sympatii i dziesiątki (!) komentarzy z gratulacjami od dziennikarzy i gwiazd, gdy pojawiły się informacje o nowej pracy, zaskoczyły Cię?

- To na pewno bardzo miłe. Co się będziemy oszukiwać – łechcze ego (śmiech).  Przy okazji dziękuję tym wszystkim, którzy dobrze mi życzą.

Jak myślisz, na czym polega Twoja siła, za co Twoi rozmówcy i słuchacze Cię tak uwielbiają? Wiem, że tak jest!

- I co ja Ci teraz mam odpowiedzieć? (śmiech). Dziękuję, że tak mówisz. To dla mnie ważne. Zaufanie i sympatia rozmówców i odbiorców to absolutnie najważniejsza sprawa w tym zawodzie. Jedni mnie lubią, inni nie. Jak w życiu. Nie da się podobać każdemu. Chociaż oczywiście byłoby miło...  Pytasz, na czym polega moja siła... Bardzo staram się słuchać rozmówcy. To rozmówca jest ważny – nie ja. Rozmawiać z człowiekiem,a nie "mizdrzyć" przed kamerą czy do mikrofonu. O solidnym przygotowaniu już Ci wspominałam. Przygotowanie świadczy – moim zdaniem – o szacunku do gościa. A nawet jeśli nie zgadzam się z jego poglądami, czy filozofią życia – zawsze go szanuję. Wierzę, że widza i słuchacza nie da się oszukać.  Dlatego nikogo nie udaję.

Po tylu latach przed kamerą odczuwasz jeszcze stres? Zwłaszcza teraz, kiedy rusza nowy program i na pewno zastanawiacie się, czy to wypali?

- Lubię ten rodzaj stresu. To nie jest normalne! Stres z definicji nie jest przecież niczym przyjemnym. Ale ten, towarzyszący nowym wyzwaniom zawodowym jest wyjątkowy bo połączony z ekscytacją. Pewnie bez względu na wykonywany zawód.  Tworzymy nową rzecz. Poznajemy się. Docieramy. Wszyscy mamy ambicje, plany i marzenia, że to będzie perełka. Trzymajcie za nas kciuki!

Czwartek tydzień temu. Godzina 05:55, pięć minut przed wejściem na antenę i Twoim debiutem w programie. Co wtedy czułaś?

- Zawsze bardzo lubiłam te kilka minut przed wejściem na antenę – zarówno radiową, jak i telewizyjną. Oczywiście – im większa produkcja i większy zasięg – tym większe emocje i adrenalina. "Dzień dobry Polsko" to spore przedsięwzięcie. O 5:55 wiesz, że za chwilę pojawisz się w domach tysięcy widzów. To niepowtarzalne uczucie.

Jak Ty oceniasz ten pierwszy raz?

- Jestem w stosunku do siebie bardzo krytyczna. Zawsze znajdę mnóstwo momentów i elementów do poprawy. I chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się być w pełni zadowoloną. Po debiucie wracałam do domu z poczuciem, że zaczęło się coś bardzo ciekawego i energetycznego. Coś, co ma szanse stać się fantastyczną przygodą, ale do pełni szczęścia i zadowolenia z siebie jeszcze chwila.

Zdarza Ci się jeszcze, że oglądasz lub słuchasz swoich wywiadów?

- Rzadziej, niż na początku, ale jeśli mam chwilę to staram się to robić. Właśnie po to, żeby analizować błędy. Mam też na szczęście uczciwych recenzentów wśród najbliższych – którzy nigdy nie mówią, że jestem NAJ. Raczej zwracają uwagę na to, co można było zrobić lepiej. Jestem im za to wdzięczna, nawet jeśli w pierwszym odruchu czuję się urażona i zdarzy mi się nawet „strzelić focha”. Jestem zodiakalnym lwem, a lwy lubią być perfekcyjne. (śmiech)

Aniu, niejednokrotnie mówiłem Ci, że jesteś dla mnie wzorem. Kogo Ty cenisz? Od razu zaznaczam: nie musisz odwdzięczać się tym samym komplementem! (śmiech)

- (śmiech) Moim pierwszym i najważniejszym wzorcem była Grażyna Torbicka. Nie pamiętam dokładnie tego momentu, ale jestem przekonana, że to właśnie ona zasiała w głowie małej dziewczynki, jaką wówczas byłam myśl: "Jak będę duża – zostanę dziennikarką". A potem mikrofon z dezodorantu – klasyka. Cenię wielu dziennikarzy. Najbardziej tych solidnie przygotowanych do rozmowy i traktujących gościa z szacunkiem. Nie lubię agresywnego dziennikarstwa. Oczywiście mogę się nie zgadzać z gościem, ale jeśli zapraszam go do studia to nie po to, żeby atakować, tylko po to, żeby posłuchać, co ma do powiedzenia i jaki jest jego punkt widzenia.

Przez lata przeprowadziłaś setki wywiadów z gwiazdami polskiego show-biznesu. Które na zawsze zapadną Ci w pamięci, z kim najbardziej lubisz rozmawiać?

- Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Jest kilka takich wywiadów, które w sobie noszę. Sensem mojej pracy i pasji jednocześnie są ludzie – ich historie. Spotkanie z takimi postaciami, jak Stanisława Celińska, Piotr Fronczewski, Andrzej Wajda, Joanna Sarapata, Stan Borys, etc. to zawsze ważny czas. Z takich spotkań wracam z poczuciem, że mam najwspanialszą pracę na świecie. Ale bardzo lubię rozmawiać również z tzw. "normalnymi" ludźmi – nie z pierwszych stron gazet. W Polskim Radiu RDC w piątki wieczorem do mojej autorskiej audycji "Kobiecy wieczór" zapraszam kobiety z różnych światów. Historie życia, kariery, drogi do szczęścia każdej z nich są tak powalające, że nie raz przecierałam oczy ze zdziwienia albo ukradkiem obcierałam łzy. Prawdziwi ludzie! Tylko oni mają moc. Wykreowana historia nigdy się nie obroni. Nie ma w niej prawdy. Nie ma emocji. A emocje są najważniejsze.

Nie raz spotkaliśmy się przed kamerami. Nie pamiętam żadnych Twoich wpadek! Jakieś musiały być! Jakie?

- A nie pamiętasz, jak nas złapała głupawka? I nie mogliśmy się przestać śmiać... Ale widzowie kochają takie wpadki. One pokazują, że wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi. Lubię naturalność w telewizji. Moich studentów dziennikarstwa zawsze uczyłam, że jeśli na antenie zapomnisz słowa albo kolejnego punktu scenariusza to powiedz to głośno. Jak w życiu. Jeśli rozmawiasz z kolegą i wyleci ci myśl – to mówisz: "Co to ja miałem Ci powiedzieć? Hmm...nie pamiętam... Jak mi się przypomni, to wrócimy do tego wątku". Jeśli tak samo zrobisz na antenie – pewnie przypomni Ci albo współprowadzący, albo wydawca na tzw. "ucho". Przecież w reżyserce i na planie jest mnóstwo osób, których nie widać, ale bez których program nie miałby się szans pojawić. Ale jeśli chcesz taką naturalność udawać – zagrać – to moim zdaniem widz tego nie kupi. Wracamy do wątku sprzed chwili. Nie ma prawdy – nie ma emocji.

A co wkurza Cię w naszym show-biznesie? A komu/czemu media powinny poświęcić więcej uwagi?

- Czasami mam wrażenie, że ten świat – świat showbiznesu nie istnieje. Jest jakąś sztucznie wykreowaną wydmuszką. Zawodowo zajęłam się m.in. showbiznesem również po to, żeby zbadać te mechanizmy, zrozumieć je, przeanalizować z medioznawczego punktu widzenia.  I przyznam, że wielu nadal nie rozumiem. Nie dlatego, że są skomplikowane, ale dlatego, że aż trudno uwierzyć, że to działa. Świetnie je ujął Woody Allen w filmie "Zakochani w Rzymie". Jeden z bohaterów – Włoch ze średniozamożnej rodziny  staje się nagle sławny, bo któregoś dnia wychodzi z domu i widzi tłum fotoreporterów. Wszyscy chcą mu zrobić zdjęcie. Każdy pyta, co jadł na śniadanie – relacjonując do największych stacji telewizyjnych tę informację, jako news dnia. Bohater nie może się w tym odnaleźć. Chce żyć normalnie. Ucieka przed tłumem paparazzi. Ale gdy pewnego dnia ten tłum postanawia wziąć na celownik innego – przypadkowego przychodnia, zostawiając w spokoju mężczyznę tak nagle, jak nagle uczynił z niego sławnego człowieka – brak sławy zaczyna być dla niego nie do zniesienia. Czy nie tak wygląda polska showbiznesowa rzeczywistość? My też przecież podnosimy do rangi „gwiazdy” ludzi, którzy kompletnie nic nie zrobili, nie mają żadnego dorobku, ani żadnej ciekawej propozycji do zaoferowania odbiorcom – poza wyretuszowanymi zdjęciami siebie na instagramie.  Ale cieszę się z zalewu tego typu pseudocelebrytek, bo to sprawia, że znowu zaczniemy doceniać wartość i poziom. Jestem pewna. Nie wkurza mnie to, raczej z ciekawością się przyglądam, a czasami mnie to po prostu bawi. Na szczęście wśród naszych gwiazd – również tych bywających na salonach i chętnie stających na ściankach nie brakuje wartościowych, mądrych ludzi, z którymi miło się spotkać i porozmawiać i którzy popularność wykorzystują nie tylko do łechtania własnego ego, ale też do wspierania akcji charytatywnych, dawania radości potrzebującym. Ta funkcja showbiznesu jest nieoceniona.

Osiągnęłaś już bardzo wiele, telewizja, radio, pisanie. Ale na pewno stawiasz sobie kolejne cele, masz zawodowe marzenia. Jakie one są? Z kim, gdzie, jak chciałabyś porozmawiać?

- Samorozwój zawsze był, jest i pewnie będzie moim największym celem. Chodzą mi po głowie różne projekty – medialne i około medialne. Kto wie – może niektóre uda się jeszcze kiedyś zrealizować. A może gdzieś po drodze pojawią się inne. Życie to sinusoida, a jedyną pewną cechą charakterystyczną pracy w mediach jest ich nieprzewidywalność. To jest w nich jednocześnie niepokojące i  piękne. Nauczyłam się nie planować, tylko brać od losu to, co daje i dawać z siebie wszystko, żeby nie rozczarować siebie i tych, którzy we mnie wierzą. Jestem bardzo uczciwa zawodowo (życiowo zresztą też) i pracowita. Cieszę się, że wbrew pozorom w tych coraz bardziej komercyjnych czasach to wciąż popłaca. Wywiad życia – mam nadzieję – jeszcze przede mną!

A o czym marzysz prywatnie? To moje jedyne prywatne pytanie, doceń to!

- Doceniam (śmiech). I tym bardziej chciałabym uniknąć banału w mojej odpowiedzi, ale chyba się nie da, bo ja naprawdę marzę po prostu o... szczęściu. A szczęście dla mnie to rodzina, tupot małych stópek w domu, piękne podróże, czerpanie z życia pełnymi garściami, obserwowanie w spokoju i harmonii jak dojrzewają dzieci, pogodna i uśmiechnięta starość z wnukami u boku... Nuda? (śmiech).  To ja poproszę taką nudę... Ale przede wszystkim – żeby nie było tak dalekosiężnie – szczęście to dla mnie zdrowie moje i wszystkich tych, których kocham. O każde marzenie można zawalczyć, jeśli siły i energia życiowa nie zawodzą.

Rozmawiał Adrian Nychnerewicz

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki