Arkadiusz Bazak: W dzieciństwie prześladowało mnie UB - HISTORIA ŻYCIA

2012-02-27 3:00

Obsadzany był głównie w rolach rycerzy i mundurowych. Arkadiusz Bazak (72 l.) od lat 60. stale gra w produkcjach filmowych i na deskach teatralnych. Ostatnio wystąpił nawet w serialu TVN - "Naznaczony". Tylko nam ten znany aktor opowiada o swoim życiu.

Moja rodzina mieszkała w Warszawie od pokoleń. Urodziłem się na Szmulkach, dzielnicy na prawym brzegu Wisły. Miałem osiem miesięcy, gdy wybuchła wojna. Ojca Niemcy wywieźli do obozu w Mauthausen... Nigdy nie zapytałem, w jakich okolicznościach. Wiem tylko, że gdy wrócił, był kompletnie przewrócony psychicznie. Matka została sama z dwójką małych dzieci. Nie pamiętam wiele z wojny, ale pamiętam dzień wyzwolenia Warszawy. Brat walił kamieniami w pociski i odłamek wbił mu się w nogę. Ja w efekcie zabawy z bratem i kolegą miałem odłamek w pośladku. Nosiłem go tam kilka lat, aż chirurg mi go wyciął.

Ale posiadanie starszego brata miało też lepsze strony. W 1945 r., gdy miałem 6 lat i szedłem do szkoły, komisja zrobiła mi egzamin. Uznali, że jestem zdolny i od razu chcieli posłać do trzeciej klasy. Myślę, że to była właśnie zasługa starszego brata. Sam nie wiem, kiedy i jak nauczyłem się przy nim pisać i liczyć. W końcu poszedłem od razu do drugiej klasy, a gdy miałem 13 lat, byłem już w liceum. Miałem więc, jak to po wojnie bywało, kolegów w wieku siedmiu, ale i 14 lat. Siłą rzeczy, ci starsi wciągnęli mnie do organizacji patriotycznej. Rozrzucaliśmy ulotki: "Pomścimy Katyń". Nawet nie wiem, skąd o nim wiedziałem. Mieliśmy straszliwe plany, chcieliśmy wykoleić transport wojskowy. I któregoś dnia przyszło do domu UB. Przewrócili cały dom. Bardzo to przeżyłem. Do dziś mam po tym traumę. Nie zabrali mnie jak innych kolegów, od których chcieli wymusić, kto z dorosłych za tym stał. Nie zabrali mnie, bo leżałem z 40-stopniową gorączką chory na zapalenie płuc. To były straszne czasy, za kawał o Stalinie szło się do więzienia. Kiedyś pierwsze systemy wartości poznawało się, obcując z kolegami na podwórku. Ale ja 200 metrów od domu miałem salezjan z Bazyliki Najświętszego Serca Jezusowego, którzy po wojnie prowadzili u siebie coś w rodzaju domu kultury. To oni dali mi kościec etyczno-moralny. Choć nigdy nie byłem pokorny. W dziesiątej klasie obraziłem się na szkołę. Pojechaliśmy na wycieczkę do Strugi, gdzie z kilkoma kolegami odłączyliśmy się od grupy i sami wróciliśmy do domu. Za niesubordynację zostałem zawieszony w prawach ucznia. W moim przekonaniu kara była niewspółmiernie wysoka. I mimo że później cofnięto mi karę, i mimo że nauczyciele przychodzili do domu prosić, bym wrócił do szkoły, nie poszedłem na egzaminy do następnej klasy. Powtórzyłem 10 klasę. A i tak maturę zdałem w wieku 17 lat.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki