Barbara Bursztynowicz - gwiazda "Klanu": Dlaczego nie potrafi długo się gniewać na męża? [wideo]

Barbara Bursztynowicz (68 l.) kojarzy się głównie jako Elżbieta Chojnacka z serialu „Klan”. Aktorka przyznaje, że czasem ma dość rutyny, ale mimo wszystko z radością od 26 lat jeździ na plan telenoweli. Prywatnie gwiazda wiedzie poukładane, choć wcale nie nudne życie u boku męża Jacka Bursztynowicza. Twierdzi, że szczęściem dla obojga było, że na siebie trafili.

Barbara Bursztynowicz. Recepta na piękno to uśmiech

i

Autor: Akpa/Mieszko Piętka Barbara Bursztynowicz
Barbara Bursztynowicz: Gwiazda „Klanu” nagrywa męża i publikuje w sieci filmiki!

Gra pani w „Klanie” od pierwszego odcinka. Czym jest dla pani praca w jednym z ulubionych seriali Polaków?

Dwadzieścia sześć lat „Klanu” i mojej z nim przygody można porównać do małżeństwa, które przeżyło ze sobą ponad ćwierć wieku. To naprawdę duża sztuka. Uczymy się od siebie bardzo dużo, nawzajem pomagamy. To czas spędzony razem z tej bardzo pozytywnej strony. Z drugiej strony nie ukrywam, że jest rutyna, która nam towarzyszy już od jakiegoś czasu. Trochę jak w małżeństwie. Mimo wszystko cieszę się, że w tym trwam, bo przez tyle lat na planie zawiązały się fantastyczne przyjaźnie. Czasami wdziera się niecierpliwość i bywa, że mamy siebie już dość. Ale to tylko na chwilę, bo potem mija i tęsknimy za sobą wzajemnie. Jesteśmy w pewnym sensie na siebie skazani. Dwadzieścia sześć lat wytrzymaliśmy ze sobą i myślę, że damy radę żyć kolejne lata nie przeszkadzając sobie nawzajem, a wręcz przeciwnie - pomagając sobie. To jest właśnie związek - „Klan” i ja (śmiech).

A czy miewa pani tak, że czasem nie chce się jechać na plan serialu?

Tak, bo trudno od nas wymagać permanentnej cierpliwości. Jednak czasami chcielibyśmy jakiejś odmiany. Kojarzymy się jak wiadomo z jedną postacią. Trudno, żebyśmy się nie kojarzyli. Tak już bardzo zapadliśmy widzom głęboko w pamięć, ze nasze osobowości są tak ukształtowane, że inaczej być nie może, chociaż oczekujemy jakiejś burzy. Czekam, aż moja postać - Elżbieta zrobi coś, na co by się dotąd nie odważyła. Bo ona żyje życiem innych. Wszyscy przychodzą do niej po rady, ale nigdy nikt nie zapyta jak ona się czuje. Przydałoby się jakieś zdarzenie, które pokazałoby ją w centrum uwagi.

Serial serialem, ale pani idzie z duchem czasu i prężnie działa na Instagramie. Rozmówki z pani prawdziwym mężem, które są w sieci mają swoje grono fanów. Skąd decyzja o tym, żeby pokazywać jednak kawałek prywatności?

Mój mąż jest bardzo dowcipny i czasami nieświadomie w doskonały sposób puentuje pewne moje zaczepki. Kiedyś je zapisywałam z myślą o scenariuszu jakiejś komedii. Później przyszła pandemia i tak się nudziliśmy, że zaczęłam nagrywać nasze rozmówki. Kiedy zaczęłam je publikować na Instagramie okazało się, że jest bardzo serdeczny odzew, więc kontynuujemy.

Umawiacie się wcześniej, co powiecie, czy te dialogi są raczej spontaniczne?

Raczej biorę męża z zaskoczenia. Nigdy nie umawiamy się na scenki ani, co powiemy. Jacek jest oporny na to, by coś powtarzać, więc mam zawsze tylko jedną szansę. On jest aktorem jednego dubla (śmiech). Chociaż zdarza się, że nie mamy możliwości, żeby coś zarejestrować i wtedy spisujemy i odgrywamy, ale to wtedy widać, że jest zaplanowane a nie spontaniczne.

Razem z mężem uchodzicie za jedną z najbardziej dobranych par show-biznesu. A czy w waszym 47-letnim związku bywają momenty, że chcielibyście się pozabijać?

Nie. Gdybyśmy chcieli się pozabijać to chyba nie warto byłoby być ze sobą. Nie mamy aż takich temperamentów ostrych, ale kłócimy się. Jesteśmy bardzo różnymi osobami. Na szczęście nigdy nie trwamy w gniewie zbyt długo. Nie ma u nas cichych dni. Obrażamy się na siebie najwyżej na kilka godzin, albo krócej. Nie warto się na siebie gniewać, bo szkoda życia. Często wiemy o co się zaraz pokłócimy, a mimo to jedno drugie prowokuje i to jest straszne, ale to dla oczyszczenia związku. Nie jesteśmy nudni wobec siebie (uśmiech). Ciągle lubimy ze sobą przebywać i ze sobą rozmawiać, wymieniamy ze sobą poglądy na różne tematy. Umiemy się słuchać nawzajem. Znamy się jak łyse konie. Ja już wiem, kiedy mój mąż powie „nie”.

Czy są to kłótnie, np. o niewyniesione śmieci?

Akurat śmieci mój mąż sam z siebie wynosi bardzo regularnie. Prędzej spory są w sprawach zawodowych i tu najczęściej ani jedno ani drugie nie chce ustąpić.

Jak jest recepta na taki mimo wielu różnic, to jednak udany związek?

Nie ma recepty na szczęśliwy związek. My po prostu mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na siebie i zaczęliśmy się jakoś dopasowywać. Wiadomo, najpierw jest wielka miłość i namiętność, a potem to się zmienia w przyjaźń i w przywiązanie, choć nadal miłości u nas nie brakuje. Trwamy ze sobą na dobre i złe, bardzo się wspieramy i ciągle pracujemy nad sobą. Dopełniamy się i jesteśmy sobie za to wdzięczni.

Rozmawiała Martyna Rokita

Więcej w naszym wywiadzie wideo!

Sonda
Oglądasz "Klan"?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki