Beata Kozidrak wspomina czasy liceum. Potrafiła doprowadzić nauczycielki do łez!

2019-03-01 8:18

BEATA KOZIDRAK została nową jurorką w programie „Śpiewajmy razem. All Together Now”, gdzie zastąpiła Ewę Farną. Opowiedziała nam, jak odnajduje się w roli kapitana aż 100-osobowego jury oraz o swoich początkach na scenie. Zdradziła też, że posiada pewien ukryty talent.

Top Trendy 2012: Beata Kozidrak

i

Autor: archiwum se.pl

- Ekipa programu zdążyła się już zżyć w poprzednim sezonie. Jak pani została przyjęta przez nich jako nowy kapitan?

- Myślę, że ci, którzy mnie znali wcześniej, wiedzieli, jak będzie. Ci, których poznałam dopiero tutaj, na planie, być może myśleli, że będę władcza, zbyt pewna siebie, ale chyba się mile rozczarowali. Gdy tylko się poznaliśmy, już na pierwszym spotkaniu poczułam, że to będzie naprawdę bardzo wesoła ściana. Każdy z nas reprezentuje inny gatunek muzyczny i tworzy w życiu inną sztukę, ale wszyscy kochamy muzykę – i to zobaczycie w programie.

- To jedyny program w Polsce, w którym uczestników ocenia aż stu jurorów, a pani stanęła na ich czele. Pamięta pani nazwiska wszystkich?

- Nadal się poznajemy, ale do takiej zabawy nie jest to konieczne. Muszę przyznać, że na początku podchodziłam do tego programu z pewną obawą. Zwykle nie biorę udziału w tego typu produkcjach, gdzie musimy w tak bezlitosny sposób oceniać wykonawców, analizując każdy występ, ale ten nie do końca taki jest. Świetnie się tutaj odnajdujemy, bawimy i czekamy na wzruszenia. Zabawa na naszej jurorskiej ścianie tak się rozkręca, że nie mogę się już doczekać kolejnych odcinków. Nawet kiedy jesteśmy zmęczeni, bo nagranie trwa od rana do późnych godzin wieczornych, między występami uczestników śpiewamy a capella. Tu jest nieustająca wokalna impreza!

SE TV 09 Wywiad

i

Autor: WBF Beata Kozidrak

- Ewa Farna, którą pani w tym sezonie zastąpiła, potrafiła czasem dość surowo ocenić uczestników. A jaką pani jest jurorką w tym programie? 

- To nie jest taki program, w którym analizujemy występy uczestników dogłębnie. Mamy jedno narzędzie do oceniania – albo wstajemy albo nie. Jeśli nie wstaję, to znaczy, że występ, który usłyszałam, do końca mnie nie porwał. To wystarczy. Gdybym chciała analizować każdego uczestnika, to chyba zanudziłabym widzów i nie byłoby to fajne. Oczywiście komentujemy występy, a nasze komentarze są różne. Nie powinniśmy jednak na przykład oceniać repertuaru. Pamiętam jednego z uczestników, który nie miał do końca fajnego repertuaru, ale za to przepięknie śpiewał i postanowiłam to nagrodzić, bo czułam, że ma potencjał. Te osoby naprawdę wykazują się odwagą, stojąc na scenie przed nami i przed milionami telewidzów. Czasami jest tak, że podczas ich występów słyszę różne nieczystości, ale oceniając ich nie biorę pod uwagę tych pierwszych dźwięków, bo to często wynika po prostu z nerwów.

- Co musi się w takim razie wydarzyć na scenie, aby pani wstała i zaśpiewała razem w uczestnikiem?

- Nie musi to być koniecznie repertuar bliski mojemu sercu, ale wstaję, kiedy słyszę dobry głos. Czekam na nie, ale też na osobowości. Głosów mamy w Polsce sporo, ale brakuje osobowości. Uczestnik może się nawet czasami pomylić, zafałszować, ale musi mieć w sobie coś takiego, co sprawi, że mogę dać mu szansę. Czekam też na piękną balladę, która mnie wzruszy, na wykonanie prosto z serca. Nie chodzi o idealne śpiewanie. Chodzi o emocje.

- Gdyby to pani miała wystąpić przed taką ścianą i mogła zaśpiewać tylko jeden utwór, aby poderwać do tańca jak najwięcej osób, którą piosenkę ze swojego repertuaru by pani wybrała?

- To jest zupełnie inna historia, bo moje utwory wszyscy znają, przynajmniej te najważniejsze: „Biała armia”, ”Dwa serca, dwa smutki”, „Ta sama chwila”. Mogłabym długo wymieniać, ale ja czuję, że publiczność kocha też  - o czym zresztą rozmawialiśmy z moimi koleżankami i kolegami z planu – ballady, kiedy zaczyna się śpiewać delikatnie, a później dochodzi do ekstremalnego napięcia wokalnego, aż do ekstazy. Kocham to.

- W ubiegłym roku obchodziła pani razem z zespołem 40-lecie Bajmu. Czy istnieje jakaś recepta na to, żeby podczas koncertu porwać tłumy? Ma pani jakiś patent?

- Nie ma na to recepty. Albo się w sobie coś takiego ma albo nie. Często ludzie mnie pytają, dlaczego ktoś wygrał jakiś talent show, dostał propozycję nagrania płyty i nagle jest o nim cicho. Nie ma na to odpowiedzi. To po prostu trzeba w sobie mieć. Nawet kiedy ktoś decyzją jurorów nie znajdzie się w pierwszej trójce, to już sam udział w tego typu programie spowoduje, że się ośmieli, że będzie mieć odwagę, aby rozwijać swój talent i iść dalej.

- Tego nie da się nauczyć?

- Myślę, że prawdziwą osobowość można od razu zauważyć. Ja mam taką umiejętność - może to jest związane z moim doświadczeniem. Na przykład kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Dawida Podsiadło, od razu powiedziałam, że będzie gwiazdą.

- Ma pani detektor młodych talentów?

- Tak.

- Dla wielu uczestników w tym programie to często pierwsze publiczne wystąpienie w życiu. Jak pani wspomina swój pierwszy występ?

- Zaczęłam śpiewać jeszcze w liceum. Pamiętam, że na jednej z akademii śpiewałam „Ave Maria” i strasznie się denerwowałam. Ale kiedy zobaczyłam łzy w oczach moich profesorek, zdałam sobie sprawę, że mój głos działa na ludzi. To były moje pierwsze występy na scenie. Czułam, że tu jest moje miejsce na ziemi.

Emisja w TV:
Śpiewajmy razem. All Together Now
środa 20.30 Polsat

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki