Kasprzyk: Będę urządzać wieczorki dla seniorów

2009-04-05 16:00

Ewa Kasprzyk (52 l.) często gra kobiety przebojowe i odważne, jak dyrektor Żak z serialu "Na dobre i na złe". Nam zdradza, czy rozbierze się dla "Playboya", kto ją ubiera i o pomyśle na własny biznes

- Rozmawiamy w garderobie Teatru Kwadrat. Za chwilę założy pani berecik i wejdzie na scenę, by w "Upiorze w moherze" zagrać rozmodloną kobietę, której los zesłał za sąsiada geja. To chyba nie jest postać, z którą by się pani utożsamiała?

- Nie należę do zastępu moherowych beretów, ale nie zamierzam nikogo potępiać czy ośmieszać. Tacy ludzie też istnieją i mają prawo do normalnego i godnego życia - jak godnego w ramach polskiej emerytury - każdy wie. Nasz spektakl to komedia. Moja bohaterka ciągle ogląda telewizję, modli się i jest zła, bo ma za sąsiada geja, ale w gruncie rzeczy spory z tym gejem wypełniają jej czas.

- Jakież to jej życie byłoby nudne, gdyby nie sąsiad gej...

- No właśnie (śmiech). Ta postać jest szalenie ludzka. Spotykamy setki osób, które każdą złotówkę pięć razy obrócą, zanim coś kupią, i takie, które noszą w sobie zawiść, zapiekłość, nieumiejętność wybaczenia, że ktoś jest inny.

- W teatrze gra pani dewotkę, a media spekulują, czy Ewa Kasprzyk rozbierze się dla "Playboya" czy nie?

- Dziennikarze piszą głupstwa, a internauci komentują: czy wyście poszaleli, taką starą babę rozbierać? A serio, to wszystko zaczęło się od mojego udziału w programie Kuby Wojewódzkiego. Żartowaliśmy sobie. I na temat "Playboya", i na temat tego, czy mogłabym tak założyć nogę na nogę, jak Sharon Stone w "Nagim instynkcie". Coś tam powiedziałam i zaczęło się. Potem wszyscy do mnie dzwonili i pytali, czy noszę majtki i czy rozbiorę się w "Playboyu".

- A rozbierze się pani?

- I pani też?! Jak by mi zapłacili, tobym się rozebrała. Teraz takie cuda robią ze zdjęciami, że na pewno wyglądałabym lepiej niż młoda dziewczyna. Ale powiem szczerze, że chyba jednak wolę, żeby mnie rozbierał ktoś bliski. A poza tym ważne jest też, żeby mnie ktoś dobrze ubierał. A teraz będzie to robił projektant Michał Starost. Będzie specjalnie dla mnie szył stroje na różne gale.

- Jak to fajnie być gwiazdą. Siedzimy, rozmawiamy sobie i pani rzuca od niechcenia: będę mieć własnego projektanta...

- Rzeczywiście ten zawód ma pewne plusy. Ale muszę powiedzieć, że to nie jest łatwe znaleźć odpowiedniego projektanta. Zdarza się, że ktoś może zaprojektować piękną suknię, ale nie dla mnie. A chodzi o to, żebym ja w niej wyglądała pięknie i świetnie się czuła.

- Ma pani spore doświadczenie w graniu ról przedsiębiorczych kobiet. Czy mogłaby pani poprowadzić swój biznes, może agencję aktorską?

- Najchętniej założyłabym agencję matrymonialną. Mam nawet pomysł, że zrobię to, gdy nie będę grała. Marzy mi się urządzanie wieczorków dla seniorów. Żeby się poznawali, żeby nie byli samotni.

- Wyswatała już pani kogoś?

- Jeszcze nie. Obserwuję jednak moje starsze koleżanki, takie koło "70". Jak mają iść na zabawę np. w sanatorium, zachowują się zupełnie jak nastolatki. Tak samo jest z moim ojcem. Ma 85 lat i jest wdowcem; mama umarła. Ma znajome, z którymi czasem się umawia. Jak tylko ma iść z nimi na tańce, to jest jak młody chłopak, oczy mu się świecą.

- Nie ma pani mu tego za złe?

- A skąd! Chciałabym, jak będę w jego wieku, mieć ten sam błysk w oczach i żeby mi się jeszcze faceci podobali.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki