Markowski: Biegam z Patrycją nago po ogrodzie

2009-01-02 8:00

Szalenie zajęty, ale dla nas zrobił wyjątek. Z Grzegorzem Markowskim (56 l.), legendą polskiego rocka, spotykamy się w warszawskim studio nagraniowym S4, gdzie powstaje najnowsza płyta z jego udziałem.

Płytę nagrywa ją wspólnie z gitarzystą Ryszardem Sygitowiczem, i choć nie kryje zmęczenia, to na pytania odpowiada z emocjami, z jakich znamy go ze sceny.

- Sześć krzyżyków na karku, a ty w Szczecinie grałeś w sylwestra 2007 plenerowy koncert. Po co ci to?

- Nigdy nie miałem pomysłu na sylwestra...

- Nie lepiej z żoną pójść potańczyć?

- Ludzie dziękują mi za "Takie tango", które śpiewa Krzysio Cugowski, a raz na Gubałówce myśleli, że jestem ze Skaldów. Mam dość znaną gębę i ta rozpoznawalność czasami męczy.

- Jakieś złe doświadczenia?

- Kiedyś byłem na sylwestra we Wrocławiu. Gdy wszyscy byli trzeźwi, to jeszcze dało się usiedzieć, ale po dwóch godzinach, gdy z głów już parowało, miałem trzysta osób w kolejce. Każdy chciał zdjęcie i autografik. Można było oszaleć.

- W Szczecinie było kameralniej?

- Pojechaliśmy tam zagrać, ale zabraliśmy też swoje kobity. Wynajęliśmy część lokalu, zamówiliśmy jedzonko i była zabawa.

- To twój sylwester marzeń?

- Skąd! Marzę o sylwestrze w gronie 10-12 osób, gdzieś w górach, w jakimś schronisku, żebym mógł zrobić kulig...

- Jest takie przysłowie: Jaki Nowy Rok, taki cały rok...

- Ucieszył mnie ten koncert i nawet to, że wracaliśmy do domu pociągiem, nie było kłopotem. Mieliśmy przerwę w występach i byłem na głodzie. Nakładałem wokale w nowej płycie, którą nagrywam z Ryszardem Sygitowiczem. To bardzo wyczerpujące zajęcie i na występy publiczne nie miałem czasu.

- A tęsknisz za nimi?

- Bardzo. Zobacz Prince'a. Doszedł do wniosku, że jeżeli ludzie mają ochotę go posłuchać, to niech do niego przyjadą, i wybudował sobie salę koncertową. Ale przecież to jest pierdolec kompletny. Kompletny brak pokory. Nie chcę tak.

- Posiedziałeś w pociągu cały dzień i nie zmieniłeś zdania.

- Nie zmieniłem, ale zgadzam się, że podróże bywają nieznośne. Na lotniskach każą mi zdejmować te moje bransoletki powiązane w siedem supełków, ale mówi się trudno. To lekcja pokory dla każdego artysty. Ludziom zamożnym odbija, a artysta, jeśli w pewnym momencie nie zje mielonego w Rzeszowie o czwartej nad ranem na dworcu i lekko się nie podtruje, to przestaje czuć życie.

- A nie tęsknisz za życiem, jakie prowadził twój dziadek organista. Życiem godnym, no i ta pewna pensja u proboszcza.

- (śmiech) Godność jest przypisana wiekowi i dlatego od pewnego momentu trzeba zacząć się bać śmieszności. Zobaczyłem trochę starszego od siebie Neila Younga, który próbuje na scenie robić energetyczne show. Trzęsie się, jakby dopadł go rój pszczół. Jest po prostu śmieszny.

- Starszy pan bez godności.

- Coś w tym stylu. Też już mam swoje lata i boję się, żebym nie stał się karykaturą samego siebie.

- Bywasz jako artysta poniżany i upokarzany?

- Zdarza się. Kiedyś poczułem się jak śmieć w Radiu Zet. Zaniosłem im nową piosenkę. Siedział Wojtek Jagielski i Karolina Korwin-Piotrowska i oznajmili, że tę piosenkę trzeba skrócić. Spytałem, czy jest słaba? Oni na to, że jak się wytnie solówkę, to będzie fajniejsza, bo solo jest tutaj niepotrzebne.

- Zabolało?

- Strasznie. Kolega muzyk przez dwa tygodnie przygotowywał się do tej solówki i nie była to przebierka palcami po gryfie, ale ciekawa partia muzyczna. Wstałem i trzasnąłem drzwiami. Stwierdziłem, że jakoś bez Radia Zet sobie dam radę, mając zaplecze w postaci kolegów i tych kilkunastu piosenek, które wykonujemy.

- Zawsze można zagrać VIP-om do kotleta.

- Ale też nie jest to łatwy chleb. Raz mieliśmy zamknięty koncert dla prywatnej firmy. Skończyliśmy, a żona prezesa, która się spóźniła, pyta czy możemy "Autobiografię" zagrać jeszcze raz...

- Co ty na to?

- Czy jak w teatrze ktoś się spóźni, to mu aktorzy powtarzają scenę? Przepraszam, byłem w toalecie, może pan pierdolnąć tę kwestyjkę jeszcze raz? To upokorzenie i mnie to strasznie wkur...

- Zaśpiewanie "Autobiografii" drugi raz to dla ciebie taki wielki wysiłek?

- Spotykasz kobietę i przeżywasz uniesienie. W ciągu godziny nie przeżyjesz sześciu orgazmów. Podobno teoretycznie jest to możliwe, jak pisał Lew-Starowicz, ale w praktyce już po jednym mężczyzna ma dosyć.

- Piosenka jak kobieta. Pięknie powiedziane.

- Bo tak jest. Podchodzą ludzie pod mój dom w pytają, czy mógłbym wykonać na urodzinach piosenkę w ogrodzie. Mówię: "Nie śpiewam w ogrodach na urodzinach". Ludzie są nieustępliwi i pewni siebie. Nie trafia do nich, że nawet za 100 tys. zł bym nie zaśpiewał. Możemy sobie oczywiście zadać pytanie, czy gdyby leżał milion dolarów, bym się nie złamał...

- Sting śpiewa w ogrodach....

- Stonesi zagrali teraz za 4 miliony dolarów, Amy Winehouse też pojechała do Rosji, bo jakaś 14-letnia pannica ją lubi, a tata powiedział, że bardzo proszę. Trwało 50 minut, kosztowało 2 miliony dolarów.

- Pękłbyś?

- Nie wiem. Miałem już w życiu propozycje m.in. reklam, po których przez lata bym nie musiał pracować. Ale to nie dla mnie. Można sobie poleżeć dzień, dwa, trzy, a potem muszę w czymś uczestniczyć, a najlepiej w muzyce.

- Co złego widzisz w reklamie?

- Nie chcę w telewizorze żreć batona. Gdybym zobaczył się na ekranie trzy razy dziennie w jakichś rajtuzach w ciapki - to sięgam po flaszkę i za trzy miesiące nie ma Perfectu. Bo bym się zapił od razu. I tak muszę ostrożnie traktować alkohol, bo go bardzo lubię.

- Pijesz?

- Uważam, żeby tylko nie za często.

- Patrzysz na wnuka i...

- ...chętnie wypiję jego zdrowie. Jestem w dobrej formie. Parę kilo powinno być mniej, ale już sobie obiecałem, że po zimie łapię hantle i gitarę.

- ...i wnuka chwytasz chyba też?

- Mój wnuk to jest mister. To wspaniały, 11-miesięczny człowienio, który już prawie chodzi. Przygląda mi się, bawi się moimi okularami, moimi kolczykami, wisiorkiem, i przepięknie słucha muzyki.

- Taki mały i już słucha Perfectu?

- Nie Perfectu. Gram mu na gitarze ballady, Stonesów... Siadamy przy pianinku i walimy po klawiszach, a on patrzy na ułożenie moich palców i widzi, które dźwięki są fajne. Dusza artysty!

- Twoja córka Patrycja powinna zamieszkać w Józefowie?

- Powinna i mam nadzieję, że jeszcze tak będzie. Pewnie to nastąpi za kilka lat, jak się dokumentnie zmęczy Warszawą.

- Dwa słowa o Patrycji. Nie masz wrażenia, że estrada dla kobiety to ciężki kawałek chleba?

- Dwa razy cięższy od chłopa. Powinienem się cieszyć, że dostała talent od Boga, ale byłem smutny.

- Kiedy zrozumiałeś, że jest uzdolniona muzycznie?

- Miała 5 lat. Jechaliśmy starą ładą i ona zaśpiewała chórek z piosenki Erica Claptona. Zaśpiewała głos niebywale trudny, jakiś tam wtopiony w tło. Gdy wyłuskała sobie ten dźwięk, myślę sobie: Kurczę! To będzie bardzo dobrze słyszące dziecko. Wtedy próbowałem ją namówić na instrument, ale się nie dało.

- Zagrałeś w kilku filmach. Jak to wspominasz?

- Stres jak cholera. Śpiewanie jest łatwiejsze, bo w filmie mówię cudzym tekstem. Widziałem na własne oczy lwa w ogrodzie zoologicznym. Wyszedł przed klatkę, nie był na swoim terenie i baby, które sprzątają, zagoniły go ścierkami do klatki. A w klatce wejdziesz do niego - to urwie ci jaja z głową w sekundę. Na planie filmowym czułem się jak ten lew poza klatką.

- Czy w klatce, czy poza nią ludzie i tak cię uwielbiają...

- Z jedynym tylko Hołdysem nie rozmawiam. Żal do mnie może też mieć kilka kobiet o to, że nie spełniłem danych im obietnic.

- Ciekawie, co im naobiecywałeś?

- No wiesz. Ha, ha: Będziesz miała futro! Będziesz miała brylanty! Takie tam. A potem okazało się jak zawsze, że mężczyzna to świnia.

- Podobno nie szanujesz gardła i biegasz nago po śniegu.

- Dał mi Stwórca gardło dość mocne i takie biegi robiliśmy sobie z Patrycją wielokrotnie. Żeby odparować po saunie.

- I tak na golasa?

- A co!

- Sąsiedzi nie są zgorszeni?

- Mamy wysoki płotek, a jakby chcieli coś dojrzeć, bardzo proszę - nie mam się czego wstydzić.

- Robiłem wywiad z Bogusławem Sobczukiem, oskarżonym o molestowanie seksualne... Jego kłopoty zaczęły się od tego, że kąpał się z synem nago i nago chodzili wszyscy po domu. Nie widzisz kłopotu?

- Nie róbmy się chorzy umysłowo. Każdy z nas widział dzieciaki w sklepie, które składają się na prince polo, gumę i oranżadę. Zawsze im coś dorzucałem, ale już koniec z tym. Wróci dziecko do domu, a tata spyta: Skąd to masz? Taki pan z dużym nosem mi to dał - dzieciak odpowie, i kryminał gotowy.

- Ojciec biega z córką nago po śniegu. Nie widzisz w tym żadnego niebezpieczeństwa?

- Nie, ale zgadzam się, że nagość można wykorzystać też i w perfidny sposób. Jeżeli ktoś się boi nagości, to zaczyna się w jego głowie jakaś podwójna gra z samym sobą.

- Co o twoich poglądach myśli twój brat ksiądz? Nie ma z tym problemu?

- Rafał ma bardzo otwarty umysł. Jest zakochany w ludziach i bardzo otwarty na świat. Poza tym w raju wszyscy chodzili na golasa. Nie był zdziwiony naszymi zwyczajami. Nagość na świętych obrazach jest przecież od setek lat i nikt się tym nie oburza.

- W jednym z wywiadów powiedziałeś, że trudno utrzymać ci ręce przy sobie, gdy widzisz piękne piersi. Nie dostałeś nigdy po gębie?

- Nie. Bardzo często robię mammografię kobietom. To najczęściej dziewczyny, które znam i one już się przyzwyczaiły, że uwielbiam łapać za cycusia.

- A ich mężczyźni?

- Robię to tak, żeby mężczyźni nie widzieli. Poza tym nie robię tego nachalnie, to tylko takie muśnięcie. To jest taka erotyczna gra - nie najwyższych zresztą lotów. Przez te wszystkie pedofilie i molestowania zaczynamy bać się tych normalnych odruchów.

- Miałeś 15 lat, kiedy urodził ci się syn.

- Tak, oprócz Patrycji mam syna. Matka była rok starsza ode mnie. Związek był krótki, burzliwy. To było moje pierwsze spotkanie z kobietą.

- Macie kontakt?

- Mieliśmy przez krótki czas. Piotr to fajny facet, jest zaganiany. To człowiek sukcesu, ma dwie córki i nosi moje nazwisko. Życie płata takie... nie powiem dramaty. Dramatem to jest wojna, a nowe życie zawsze jest nowym życiem.

- Czy to jakiś kłopot, że o to pytam?

- Trochę tak. To jest coś, co się nie powinno w moim życiu zdarzyć.

- Ktoś mi mówił, że trzeba płacić za wywiad z tobą?

- Bzdury.

- To skąd te informacje?

- Nasz menedżer robi sobie czasami takie żarty. Ty zagłębiłeś się w tę moją osobę i mój życiorys. A zdarza się, że przychodzi, jakaś młoda panna i pyta: Jak to się wszystko zaczęło? I kurwa, co? Mam mówić, od 14. roku życia mam zap... przez 40 lat ze szczegółami i wypruć sobie to gardło. Te pytania są przewidywalne. Kończę taki wywiad, a po chwili przychodzi taka druga i za pół godziny zadaje to samo pytanie. Wtedy Adam mówi: "Proszę 2oo tys. złotych wpłacić na szczytne cele". Jakaś selekcja musi być.

Grzegorz Markowski (56 l.)

Wokalista legendarnego zespołu Perfect, z którym związany jest od 1979 roku. Jego największe przeboje to "Autobiografia", "Nie płacz, Ewka", "Chciałbym być sobą" i "Niepokonani". Jego wokal słyszymy również w czołówce słynnego serialu "07 zgłoś się". Ma córkę Patrycję (30 l.) i syna Piotra (41 l.). Mieszka w podwarszawskim Józefowie

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki