Jacek Borkowski: Córka poszła w moje ślady WYWIAD

2011-02-28 3:00

Aktor Jacek Borkowski nie ukrywa, że jego doświadczenie zawodowe miało wpływ na rozwój jego córki. Karolina próbowała swoich sił w aktorstwie, ale teraz przyszedł czas na prowadzenia własnego biznesu.

- Dlaczego nie nazywacie państwo rzeczy po imieniu? To, że Karolina została aktorką, to chyba nic zdrożnego?

Jacek Borkowski: - Oczywiście, że nie. I jasne, że w swoim czasie pomagałem jej, jak tylko mogłem. I zawsze śmieszyły mnie uwagi w stylu "tak, jej to łatwiej, bo tatuś jej załatwił". A jak młodzi przejmują np. firmy po rodzicach, to co, oni też im to załatwili? To przecież jasne, że jak można pomóc, to się pomaga. Miałem swoje doświadczenia aktorskie, to przekazałem je córce.

Karolina Borkowska: - Na tym to właśnie polegało, na przekazywaniu pewnej wiedzy, a nie na załatwianiu ról. Zresztą ja mam taką naturę, że zawsze chcę wszystko sama. Ostatnią rzeczą, o jaką mogłabym prosić tatę, byłaby prośba o "wkręcenie" mnie do świata kina czy teatru.

- Czegoś tu jednak nie rozumiem. Z jednej strony przyznajecie oboje, że aktorstwo was łączy, z drugiej pan nie uważa Karoliny za aktorkę...

J.B.: - Bo ona teraz zajmuje się czymś innym. Skończyła dziennikarstwo, ma własną agencję PR-owską. Jest specjalistką od reklamy, funkcjonowania mediów. Natomiast zagranie kilku ról to trochę za mało, żeby móc kogoś określić mianem aktora. Choć to teraz często się dzieje.

- Dlaczego zrezygnowała pani z grania w serialach? Prasa pisała, że nagle zniknęła pani z ekranów...

K.B.: - To nie było tak nagle. Złożyło się na to wiele spraw. Przede wszystkim - rozwód taty, jego związek z nową partnerką, narodziny dwojga dzieci. Tyle na ten temat wypisywano, tyle nieprawdziwych historii, że mnie to bardzo dotknęło. Zrobił się szum, paparazzi, a ja wtedy dopiero co skończyłam 18 lat. A w tym wieku bardzo się takie rzeczy przeżywa. I mój kontakt z ojcem też wówczas się rozluźnił. No i jakoś tak pomyślałam sobie, że na co mi to wszystko, że to mnie raczej nie interesuje. I postanowiłam zdawać na dziennikarstwo, a potem iść w tym kierunku. Teraz dziękuję, że nie przyjęli mnie do Akademii Teatralnej. Nie muszę teraz nikomu udowadniać, że to ja najlepiej nadaję się do takiej czy innej roli.

- I to był dobry wybór? Tak z ręką na sercu?

J.B.: - Jestem zwolennikiem niewtrącania się w życie dzieci. Jeśli Karolina tak postanowiła, to szanuję jej decyzję. To, co robi, jej działania PR-owskie, całkiem dobrze się sprzedają.

K.B.: - Tak, jestem teraz szczęśliwa. Mam już swoich klientów, kroi mi się umowa z 20 drużynami amerykańskiego futbolu. I to wszystko sama załatwiam!

- Podobno jednak dzieci aktorów aktorstwo mają we krwi... Może więc, gdyby dostała pani jakąś superrolę...

K.B.: - Nie mówię, że nie. Ale to naprawdę musiałaby być świetna rola, którą akceptowałabym od początku do końca.

- Mimo że odeszła pani od seriali, to jednak nadal z aktorstwem jest związana. Gra pani w Teatrze Żydowskim... Zresztą, razem z tatą!

K.B.: - To są głównie działania PR-owskie. Postanowiłam zająć się jego promocją, bo zasługuje na to. To jedyny teatr w Europie, który gra w jidysz.

J.B.: - Ja zaś korzystam z ich gościnności i gram tu "Psychoterapię, czyli seks grupowy", to coś w rodzaju kabaretu, opartego na znakomitych tekstach Jacka Chmielnika.

- Czy jakoś się państwo uzupełniacie zawodowo?

J.B.: - Jasne, reklamując swój spektakl, korzystam z podpowiedzi Karoliny, która na reklamie zna się jak mało kto.

K.B.: - A ja już się z tatą nie wykłócam, co jeszcze niedawno mi się zdarzało.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki