Pod Teatrem Powszechnym nie jest spokojnie. Po premierze obrazoburczej sztuki codziennie dochodzi do protestów i spięć zwolenników z przeciwnikami "Klątwy".
- Grożą nam, ludzie przychodzą pod teatr, dlatego dla naszego bezpieczeństwa przed teatrem stoi policja - mówi nam rzecznik prasowy teatru.
- Te sceny, które były opublikowane w mediach, to jest bluźnierstwo. Takie wybryki manieryczne, te seksy nie seksy i inne rzeczy to jest skandal. Obrazili moje uczucia religijne. To nie jest sztuka, to jest hańba. Nie wiem, jak się teatr z tego podniesie. Dyrektor wciąga teatr w błoto - pomstuje Grażyna Wasilewska-Miernicka ze Stronnictwa Pracy, jedna z protestujących.
- Oczywiście, obawy są ogromne i straszne byłoby, gdyby spektakl spadł. To nie jest pusta prowokacja. Mieliśmy kontakt z osobami bardzo wierzącymi, to jest pani garderobiana, pani bufetowa. One miały duży dystans, a gdy spektakl już powstał, ich wypowiedzi były zaskakujące. Na korzyść spektaklu. Bo one go zobaczyły - broni się Jacek Beler (34 l.), jeden z aktorów grających w "Klątwie".
Na razie mimo protestów spektakl będzie grany dalej. Za każdy pokaz na konto teatru wpływa ponad 20 tys. zł z biletów, a te są już dawno wyprzedane.
Ratusz umywa ręce. Twierdzi, że nie jest cenzorem i nie wpływa na repertuar, mimo iż dotuje placówkę z pieniędzy podatników.
Na razie Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła z urzędu dochodzenie w sprawie obrazy uczuć religijnych.