Doda od lat słynie z widowiskowych, dopracowanych co do sekundy występów, które zapadają w pamięć widzów na długie lata. Tym razem jednak przygotowania do sylwestrowego show przynoszą więcej stresu niż radości. Artystka nie ukrywa, że warunki, w jakich przyszło jej pracować, są skrajnie trudne, a lista problemów rośnie z każdą godziną prób. Na swoich InstaStories zdecydowała się na szczere wyznanie, które zaniepokoiło fanów.
Zobacz też: „Cała droga wypisana na twarzy”. Doda pokazuje, jak wygląda cena sukcesu. Te zdjęcia dzielą 23 lata
Sylwestrowy koszmar Dody. Mróz, uprzęże i sekundy grozy
Niskie temperatury to jednak dopiero początek problemów. Jak się okazuje, przygotowywane show jest jednym z bardziej skomplikowanych w jej karierze. Artystka zdradziła, że na scenie liczą się dosłownie sekundy, a najmniejszy błąd może zakończyć się katastrofą.
W tle pracuje sztab ludzi, którzy czuwają nad bezpieczeństwem i logistyką całego przedsięwzięcia. Doda podkreśla, że to ogromna odpowiedzialność, bo od synchronizacji każdego elementu zależy powodzenie występu. Problemy na próbie okazały się jednak na tyle poważne, że w ostatniej chwili zapadła decyzja o zmianie koncepcji.
Nie da się opisać, jak jest zimno. Nie da się tego opisać... dwie godziny próby - zamarła mi twarz, nie byłam w stanie nią ruszać w ogóle... Mamy parę komplikacji związanych ze sceną, z choreografią. Bardzo dużo różnych czynników: alpiniści, podwieszania, najmniejsze sekundy, najmniejsze zawahanie zapięcia uprzęży, wypięcia i leżymy z całym show. Naprawdę mnóstwo czynników się na to składa, pracy bardzo wielu ludzi, więc czekam i jeszcze raz muszę wyjść i jeszcze zrobić jedno wejście, ponieważ musieliśmy zmienić całą koncepcję - powiedziała na InstaStories Doda.
Zobacz naszą galerię: Doda walczy o sylwestrowe show. Katastrofa wisi w powietrzu?