Dorota Kamińska: Drobne gesty mają znaczenie

2013-11-27 3:00

Dorota Kamińska, aktorka filmowa i teatralna, współautorka programów telewizyjnych i radiowych, m.in. "Oskar" oraz "Damski wytrych", od lat zaangażowana w ochronę środowiska. Miłośniczka aktywnego spędzania wolnego czasu, żeglowania i Mazur walczy z ludźmi, którzy niszczą przyrodę i stara się żyć zgodnie z naturą

- W jednym z wywiadów opowiadała pani o prowadzeniu domu według ekologicznych zasad? Co to oznacza?

- Troskę o środowisko należy zacząć od zmiany własnych przyzwyczajeń. Od lat segreguję śmieci, jeszcze zanim zostało to wymuszone przez odpowiednie ustawy. Oszczędzam również wodę i energię elektryczną. Jeśli sprzątam w kuchni, to wodę mam włączoną tylko wtedy, kiedy potrzebuję coś spłukać. Nie używam górnego światła podczas oglądania telewizji i czytania książek. Zamiast oświetlać cały pokój mam włączone tylko oświetlenie punktowe. Zupełnie bez potrzeby marnuje się zbyt dużo energii i wody, a wytworzenie ich zanieczyszcza środowisko. Nawyk oszczędzania wody wyniosłam z łódki, gdzie w baku mam jej ograniczoną ilość. To są drobne gesty, ale wierzę, że mają ogromne znaczenie.

- Od dawna pływa pani łódką?

- Bakcyla żeglowania połknęłam 10 lat temu, od dwóch lat posiadam własną łódkę. W tym czasie zauważyłam wiele pozytywnych zmian na Mazurach, właśnie tam spędzam większość sezonu żeglarskiego. Jeziora nie są już tak bardzo zanieczyszczone, a na brzegach nie widać już tak wielu śmieci. Samorządy zauważyły, że warto dbać o środowisko, ponieważ czyste jezioro i odpowiednia infrastruktura przekładają się na większą liczbę turystów. Ekologia jest już nie tylko modna, ale zaczęła się opłacać. Jeszcze tylko zachowania turystów pozostawiają sporo do życzenia.

- Brak śmieci nad jeziorami i czyste ulice to dla pani ekologia? Czy większego znaczenia nie mają działania systemowe?

- Jeszcze raz powtórzę, drobne gesty mają znaczenie. Nie niszczę drzew i krzewów, nie wyrzucam śmieci na ulicę czy za burtę łódki, chyba że są to organiczne resztki. Zwracam uwagę, jeśli zauważę, że ktoś zaśmieca ulicę czy wywozi śmieci do lasu, nie dbając o to, jak będzie odebrane moje zachowanie. Jestem za rozwiązaniami systemowymi. Uważam, że należy wprowadzić wysokie kary za niszczenie, zaśmiecanie ulic czy lasów. Przykładem jest Singapur, jedno z najczystszych miast na świecie, gdzie za rzucenie niedopałka czy gumy na ulicy grozi kara kilkuset dolarów. Wysokie i nieuchronne kary najskuteczniej zmieniają mentalność. Wierzę również w znaczenie szczytu klimatycznego oraz akcji organizowanych przez Green- peace. Trzeba o tym ciągle mówić i uczulać ludzi na ten temat, a wtedy jest szansa, że powoli zaczną zmieniać swoje postępowanie i chronić środowisko. Dużo podróżuję po Polsce, widzę zmiany zachodzące na polskiej wsi. Często są one jednak tylko estetyczne, ale nie mentalne. Na wsiach przed domem pojawiają się już wypielęgnowane trawniki i zadbane ogródki, ale psy nadal całe swoje życie spędzają na krótkich łańcuchach, przywiązane do rozwalających się bud. Już w przedszkolu powinniśmy uczyć dzieci, jak należy traktować zwierzęta, które są przecież wrażliwymi i czującymi istotami.

- Apeluje pani, aby wprowadzić nowy przedmiot do szkół - ochronę środowiska?

- Środowisko naturalne jest nasze wspólne, każdego dotyczy w takim samym stopniu i wszyscy za nie odpowiadamy. To powinien być przedmiot szkolny, prowadzony przez odpowiednio przygotowanego nauczyciela. Człowieka z pasją i wiedzą, który potrafiłby nawet małym jeszcze dzieciom wpoić odpowiednie nawyki i nauczyć zasad postępowania w środowisku naturalnym, np. że nie wolno zabijać czy znęcać się nad zwierzętami, bo każda istota ma swoje miejsce.

- Ma pani wyraziste poglądy na temat zabijania zwierząt. Czy w takim razie je pani mięso?

- Tak, jem, ale nie jest podstawą mojej diety. Głównie żywię się warzywami i rybami. Oburza mnie jednak bezmyślne mordowanie zwierząt. W jednym z tygodników był ostatnio tekst o Polskim Związku Łowieckim. Pod pretekstem troski o środowisko naturalne co roku dla rozrywki zabijanych jest około miliona zwierząt. O ile mogę zrozumieć odstrzał chorej lub okaleczonej zwierzyny, o tyle strzelanie do zdrowych osobników jest dla mnie zwykłym morderstwem. Nie przekonują mnie argumenty o regulacji populacji czy dokarmianiu zwierząt. Kolejnym problemem jest zanieczyszczenie środowiska ołowiem. Rocznie transport i przemysł zanieczyszcza środowisko 340 tonami ołowiu, a przez myśliwych do środowiska trafia 300-600 ton tego pierwiastka, który znajduje się w nabojach. Jak mówią myśliwi: "jedna kaczka, jedna paczka", a paczka to 25 naboi. Niestety, na myśliwych nie ma siły. Ich lobby w Sejmie jest bardzo silne, do związku należy aż 20 procent posłów. Przerażające jest to, że mordowanie zwierząt jest traktowane jako sport i jak twierdzi jeden z zacytowanych myśliwych: "zabijanie to niestety najbardziej ekscytująca rzecz na świecie".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki