Super Express: Czy dostrzega Pani zmianę, jeśli chodzi o zdrowie psychiczne młodych ludzi i świadomość – zarówno wśród nich, jak i rodziców?
Ewa Drzyzga: – Paradoks polega na tym, że świadomość rzeczywiście rośnie. Widać ruch młodych, którzy angażują się w różne działania, często dzięki fundacjom. Cieszy mnie, że powstają lekcje, na które młodzież naprawdę chce chodzić. W raporcie, o którym słyszeliśmy (raport fundacji Unaweza - przyp.red.), trzy najważniejsze zajęcia to te o emocjach, potrzebach i granicach. Ale jednocześnie mamy przerażające statystyki dotyczące kryzysów psychicznych i samobójstw wśród młodych ludzi. Z jednej strony większa świadomość, z drugiej – większe osamotnienie. To trudne do pogodzenia. Dziś płakałam, jak większość osób, bo padło wiele ważnych słów o tym, że młodzi muszą być wreszcie usłyszani i mieć odwagę mówić. Ale moja refleksja jest taka: oni często nie mówią, bo boją się oceny. I to nie od rówieśników – najpierw od dorosłych. Sama biję się tu w pierś. W szkole często uczy się dzieci, że pytania są głupie, a błędy – karane. Tymczasem błędy powinny być lekcjami. Martyna Wojciechowska też o tym mówiła. Niestety wciąż mamy kulturę wytykania pomyłek zamiast nauki na nich.
Zobacz także: Ewa Drzyzga z dwoma facetami u Eltona Johna! Gwiazda TVN przyćmiła Amerykanki. "Ewciu! Ogień"
Jako rodzice często staramy się chronić dzieci przed błędami. Czy to dobre podejście?
– To naturalny instynkt – skoro sami doświadczyliśmy bólu, chcemy oszczędzić go naszym dzieciom. Ale to jedno z najtrudniejszych zadań: pozwolić im popełniać błędy. My, dorośli, mamy tu dużą lekcję do odrobienia. Są rodzice, którzy zaniedbują dzieci, bo są zapracowani i zabiegani. Ale jest też druga grupa – nadopiekuńczy rodzice, którzy również nie pomagają. Potrzebna jest równowaga. Pocieszające jest to, że coraz częściej mamy świadomość tego problemu. A od świadomości wszystko się zaczyna – wtedy możemy zadawać właściwe pytania, mówić wspólnym językiem i to daje nadzieję.
Czy jako mama inaczej odbiera Pani te dane o zdrowiu psychicznym dzieci?
– Jeszcze zanim zostałam mamą, trudno mi było ich słuchać. A odkąd nią jestem, jest to jeszcze trudniejsze – pojawia się lęk, gęsia skórka i odruch, żeby od razu zadzwonić do dzieci i upewnić się, czy wszystko jest w porządku. Największym błogosławieństwem jest jednak, gdy to dziecko samo przychodzi i mówi: "Mamo, nie jest okej". Bo to znaczy, że jest relacja i zaufanie. I tego wszystkim rodzicom życzę.