Filmowa św. Faustyna: Święta to ja nie jestem [WYWIAD z aktorką]

2019-05-10 5:13

Jest gwiazdą seriali „Zakochani po uszy” i „Barwy szczęścia”. Ale teraz jeszcze większą popularność przyniósł jej film „Miłość i miłosierdzie”, w którym Kamila Kamińska (31 l.) wcieliła się w siostrę Faustynę Kowalską. Jaka naprawdę jest młoda aktorka? Szalona, niebezpieczna czy może jednak święta?

„Super Express”: – Czy na co dzień masz „święte” usposobienie, czy też masz w sobie odrobinę szaleństwa?
Kamila Kamińska: – (śmiech) Słuchając opowieści o Faustynie, np. jej posłuszeństwie, czasami łapałam się za głowę: o nie, to ja tak nie mam. To ponoć już dobrze – wiedzieć o swoich słabych i mocnych stronach. Gdy słuchałam o tym, że się głośno śmiała, to myślałam o, to tak jak ja! Mam różne twarze, może z racji zawodu, a może usposobienia. Lubię być kameleonem. Zmieniam się. Gdzieś w środku natomiast staram się dbać o swój rdzeń. Lubię pobyć Kamilą. Czasami dominuje w niej spokój, a czasami szaleństwa. Taka już jestem.
– Co cię skłoniło do przyjęcia tej roli?
– Było to dla mnie wspaniałe wyzwanie aktorskie. Chęć zmierzenia się z tak niezwykłą postacią, jaką jest św. Faustyna, poznania jej samej, jej historii, a także tego, co sprawiło, że jej kult rozszerzył się na cały świat. Zobaczyłam w niej prostą w szlachetności dziecka dziewczynę, którą od razu polubiłam, chciałam dowiedzieć się więcej. Poza tym pojawiło się zbyt wiele znaków nakazujących, żebym zagrała św. Faustynę, że byłoby to chyba zabawne gdybym zrezygnowała z tej roli.
– Co było najtrudniejsze w przygotowaniach do wcielenia się w tę postać?
– W samych przygotowaniach najtrudniejsze było skupienie się, wejście w ciszę. Gdy jednak to się stało, otworzyło się przede mną morze możliwości. Chodząc ścieżkami św. Faustyny, wraz z nią przechodziłam walkę na przemian ze spokojem wewnętrznym. Ważnym punktem dla mnie było zrozumienie, że nie muszę wiedzieć o Faustynie wszystkiego, by ją zagrać, lecz znaleźć sedno, jej esencję. Z technicznego punktu widzenia trudnością było niemruganie podczas sceny umierania oraz przechodzenie płynnie z języka angielskiego na polski i odwrotnie, ponieważ nagrywaliśmy sceny w dwóch wersjach językowych i czasami wydawało mi się, że po angielsku idzie lepiej! Śmialiśmy się nawet, że sceny nieme też gramy po angielsku.
– Postać Faustyny cię fascynuje?
– Tak. Z wielu powodów. W tym, jak była sobą, w tym, jaką głęboką relację miała z Jezusem, co przenosiło się na relacje z innymi, np. z ks. Michałem Sopoćko. Rozmawialiśmy dużo o tym z Michałem Kondratem, reżyserem filmu, i Maćkiem Małysą, odtwórcą roli ks. Michała na próbach. Wydaje mi się, że relacje to rdzeń opowiadania. Przynajmniej z mojego aktorskiego punktu widzenia. Faustyna miała w sobie determinację, by pójść za głosem wewnętrznym, mówiąc spojrzeniem wiary – zaufała Jezusowi całkowicie. Jej droga dojrzewania w wierze i spełniania poleceń Jezusa jest bardzo ciekawa i inspirująca. Zbliża. Po ludzku. Bo każdy z nas upada, czasami wątpi, ma swoją drogę. Obserwując Helenkę, czyli Faustynę, widzę sens w podnoszeniu się, szukaniu swojej drogi, zaufaniu.

Chodząc ścieżkami św. Faustyny, wraz z nią przechodziłam walkę na przemian ze spokojem wewnętrznym. Ważnym punktem dla mnie było zrozumienie, że nie muszę wiedzieć o Faustynie wszystkiego, by ją zagrać, lecz znaleźć sedno, jej esencję.

– Czy studiowałaś jej historię?
– Przeczytałam „Dzienniczek”, wszystkie zeszyty. Moim zdaniem przez jego pryzmat wiele można się dowiedzieć o historii Faustyny. Poza tym przeczytałam o niej kilka artykułów, wspomnień, listów, a także słuchałam opowieści, co było chyba najbardziej fascynujące i takie „żywe”.
– Co ci sprawiało największą przyjemność podczas kreowania tej roli?
– Właśnie to wyciszenie. Towarzyszący temu spokój i gorące serce. To bardzo przyjemne. Obudziły się we mnie na ten czas duże pokłady cierpliwości i miłości, które nie miały momentów, ale trwały w Obecności. W pewnym stopniu trwają do dziś, choć czasami przysypiają i inne uczucia górują, ale cóż, taki już żywot człowieczy! (śmiech)
– Jak praca nad tą rolą wpływa na ciebie?
– Doświadczyłam wielu emocji związanych z treścią „Dzienniczka”. Być może ze względu na dużą wrażliwość i rozbudowaną wyobraźnię. Być może też dlatego, że miałam coś usłyszeć o swoim życiu. Faustyna swoje życie przeżyła, a jej misja trwa do dziś i będzie trwać w rękach wielu ludzi. To, co jest ważne, to usłyszeć, co ja mam do zrobienia w swoim życiu. Wcale to nie musi być łatwa wiadomość, ale prowadzi do prawdziwej wolności. Ta rola jest dla mnie ważna. Jest moją drugą główną filmową rolą, pierwsza (Ewa w filmie „Najlepszy” w reż. Łukasza Palkowskiego) była główną żeńską u boku Jurka (Jakub Gierszał). Obie role nauczyły mnie bardzo wiele. Dzięki nim rozwijam się jako człowiek i aktorka. Dojrzewam. Każda rola jest po coś. Św. Faustyna na pewno przygotowuje mnie do czegoś następnego.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki