Teraz Koszałka zrealizował dokument "Wyrok na życie" o kobietach osadzonych w zakładzie karnym w Krzywańcu. Temat więzienia i więźniów wydaje się już nieco wyeksploatowany przez film. Autor "Wyroku na życie" oponuje:
- Powstaje sporo filmów o więzieniach, ale głównie męskich, pokazujących je jako miejsce przemocy, w którym tworzy się więzienna subkultura. Chciałem złamać ten stereotyp. W zakładach karnych dla kobiet więźniarki egzystują inaczej. One stwarzają sobie namiastkę normalności, domu - wieszają obrazki, firaneczki, kładą serwetki, zapraszają się na ciastka, kawę... Gdy zobaczyłem to pierwszy raz - a na dodatek więzienie w Krzywańcu jest położone pięknie, w lesie - pomyślałem sielanka. Paradoksem jest też to, co pokazałem w moim filmie, że to miejsce staje się rodzajem wyzwolenia - jedna z kobiet skazana na długie lata więzienia za morderstwo mówi, iż dopiero w więzieniu czuje się dobrze - nikt nią nie pomiata, nie bije, nie poniża...
Marcin Koszałka mówi, że bohaterki "Wyroku na życie" najbardziej zaskoczyły go zaufaniem, jakim go obdarzyły, i szczerością, z jaką opowiadały o sobie w miejscu, gdzie nie należy być ufnym i szczerym, bo się przegrywa. Ale też reżyser przygotowywał siebie i swoje bohaterki do tego filmu długo.
- Rok jeździłem do Krzywańca, spotykałem się z nimi. Nie udawałem mentora, ważnego pana reżysera - wspomina Koszałka. - Opowiadałem im o moich słabościach, wadach, lękach, o ojcu, matce... Dałem im swoją intymność, one odpłacały swoją... Zaufały mi tak bardzo, że nie stawiały warunku, iż film nie może ukazać się publicznie bez ich zgody.
Kasia, która została skazana wraz z matką, w więzieniu wyszła za mąż za chłopaka odsiadującego wyrok w oddziale męskim, Flora z niewielkim wyrokiem też może stanie na ślubnym kobiercu, Wiesia, 30 grudnia ub.r. wyszła na wolność...
- Ciąg dalszy? Na razie nie przewiduję dalszego ciągu - mówi Marcin Koszałka - na razie nie...