Janusz Głowacki i Olena Leonenko byli w sobie zakochani na zabój. Ich historia zaczęła się w 1998 roku. Olena była wówczas młodą artystką pochodzenia ukraińskiego, a Głowacki — uznanym już pisarzem, dramaturgiem i scenarzystą. Poznali się podczas pracy nad spektaklem. Zaiskrzyło natychmiast, a uczucie szybko przerodziło się w związek, który przetrwał niemal 20 lat. W jednym z wywiadów Leonenko wspominała, że od początku coś ich połączyło, mimo że każdy z nich był wówczas w innym związku. I choć byli razem, przez długi czas mieszkali osobno – ona w studiu, on we własnym mieszkaniu.
- To była miłość od pierwszego wejrzenia, ale wtedy oboje byliśmy w innych związkach. Po premierze Janusz wyjechał do Nowego Jorku. Dzwonił kilka razy dziennie. Troszczył się o mnie. Niespostrzeżenie wszedł w moje życie i wypełnił je. To się zaczęło w 1998 roku i trwa do dziś - opowiadała Leonenko na łamach "Expressu Ilustrowanego", gdy Głowacki jeszcze żył. - Wynajęłam studio przy Grzybowskiej, gdzie mogłam dłużej spać i mieć próby z muzykami. A poza tym Janusz miał poważne kłopoty ze snem. (...) Denerwowało mnie to - dodawała w wywiadzie dla magazynu "Viva!".
Relacja pary łączyła życie artystyczne z prywatnością. Leonenko opowiadała, że jako partnerka jednego z najbardziej znanych polskich pisarzy czuła silną presję. W swoich wypowiedziach przyznała, że część życia przy nim była dla niej trudna — i że przez lata czuła się "na marginesie". Szczegóły poniżej.
Nagły koniec podczas wakacji. Głowacki odszedł w ramionach Leonenko
19 sierpnia 2017 roku pisarz zmarł niespodziewanie podczas wakacji w Egipcie — w trakcie urlopu, co było ogromnym szokiem zarówno dla Leonenko, jak i ich bliskich. Mężczyzna miał odszedł w ramionach swojej ukochanej i do samego końca nie zdawać sobie sprawy z tego, że umiera. Partnerka była wówczas przy nim.
- Dzień przed śmiercią poszedł popływać. Był straszny upał. W pokoju żalił się, że jest mu za gorąco. Poprosiłam, żebyśmy pojechali do szpitala. Odmówił. (...) Do ostatniej chwili nie wiedział, że umiera. W ostatnich godzinach mówił, że chce żyć - powiedziała Olena Leonenko w "Vivie!". - Janusz umarł, a ja umarłam zaraz po pogrzebie. Wcześniej musiałam wszystkiego dopilnować. Potem się rozsypałam. Nadal jestem w żałobie - dodała.
Janusz Głowacki był autorem takich dzieł jak sztuka "Antygona w Nowym Jorku", współautorem filmu "Rejs" i wieloletnim świadkiem przemian literackich i teatralnych. Po jego śmierci Leonenko zajęła się wydaniem jego ostatniej książki "Bezsenność w czasie karnawału". Dzięki temu ich relacja, choć zakończona dramatycznie, nadal pozostaje obecna — nie tylko w kuluarach, ale także w pamięci polskiej kultury. Miłość w kobiecie do męża także trwa po dziś dzień.
Galeria zdjęć: Janusz Głowacki i Olena Leonenko byli ze sobą do samego końca. Rozdzieliła ich śmierć