Joanna Koroniewska i Maciej Dowbor we wspólnym programie? Para dostawała już propozycje. Dlaczego dotąd je odrzucali?

2025-05-09 14:18

Joanna Koroniewska wraca na srebrny ekran z przytupem! Właśnie ruszył program „Zróbmy sobie dom”, którego gospodynią została gwiazda. Jakie ma rady dla wszystkich, którzy szykują remont? Dlaczego, gdyby nie aktorstwo, zostałaby architektką? I czy chciałaby kiedyś poprowadzić program razem z mężem?

- Ostatnio mogliśmy cię widywać na deskach teatru, na dużym ekranie czy w sieci, gdzie działasz bardzo aktywnie, rzadko jednak w telewizji. Zdążyłaś trochę zatęsknić?

- Rzeczywiście, długo reglamentowałam sobie telewizję. Trochę za nią tęskniłam, ale to jednak bardzo szczególny rodzaj pracy. Nie zdajemy sobie na co dzień, jak wielką i angażującą machiną jest telewizja. Żeby to mogło się udać, trzeba w dany projekt wejść na 150 procent. Trochę się tego bałam, ale było warto! Po pierwsze, w programie „Zróbmy sobie dom” praca była rozłożona w czasie na przestrzeni roku, więc mogłam ją sobie dozować, ale też jest to format remontowy, a ta tematyka jest mi bardzo bliska.

- Co było dla ciebie najważniejsze, kiedy sama tworzyłaś swoją wymarzoną domową przestrzeń?

- Uważam, że najważniejsze w domu jest światło. Jeżeli go brakuje, to trzeba zrobić wszystko, żeby je wpuścić. Oprócz tego dziennego znaczenie ma też to, które sami wykreujemy. Mając za sobą wiele remontów, nauczyłam się, że może ono nam w bardzo ciekawy sposób budować przestrzeń i klimat naszego domu. My się bardzo przyzwyczailiśmy, żeby w salonie stawiać na górne światło, ewentualnie jakieś boczne kinkiety, ale mamy teraz bardzo wiele innych ciekawych patentów, które pozwalają tym oświetleniem fajnie grać, jak choćby LED-y, światła przy karniszach, szyny świetlne czy reflektory. Ważna jest też przestrzeń, więc trzeba w domu pootwierać wszystko, co się da. To co buduje wnętrze, to też choćby podłoga, która, w zależności od typu, może nam przestrzeń optycznie zwiększyć lub zmniejszyć. No i kolory! Operowanie niemi daje niesamowite możliwości, ale nie jest łatwe, bo czasem znaczenie mogą mieć nawet delikatne różnice w tonach. Na efekt końcowy składa się więc bardzo wiele elementów, z którymi nawet specjaliści mają czasami problem, a co dopiero nasi uczestnicy, którzy są przecież amatorami.

Joanna Koroniewska nie zgadza się na hejt. Ma w planach specjalny projekt

- Poprzeczkę ustawiliście im naprawdę wysoko. Jak sobie poradzili?

- My, Polacy, potrafimy się odnaleźć wszędzie, to chyba nasza największa zaleta. Jesteśmy narodem nieprawdopodobnie kreatywnym, pracowitym i zaradnym. W tym programie bardzo to widać, bo wszyscy sobie poradzili. Oczywiście jedni lepiej, inni nieco gorzej, zdarzały się błędy, ale trzeba też pamiętać, że nasi uczestnicy mieli na poszczególne zadania bardzo określony czas, w którym musieli się zmieści.

- Wystawiacie tu na próbę zarówno ich umiejętności techniczne i kreatywność, ale też siłę ich związków. Co było dla nich trudniejsze?

- Myślę, że jedno i drugie, choć była jeszcze trzecia sprawa, czyli ciągła obecność kamer. To nie jest program reżyserowany, więc wszystkie emocje, które tu widać, naprawdę miały miejsce na planie. Fajnie było jednak widzieć, jak uczestnicy w trakcie trwania zdjęć coraz bardziej się otwierali, co raz mniej bali się mówić o sobie, ale też oceniać pracę rywali, co początkowo nie przychodziło im łatwo. Mam poczucie, że jest to format tak naprawdę dla każdego. To program który daje różne rozwiązania, pokazuje, jak za cenę małego mieszkania w centrum dużego miasta można stworzyć sobie piękny dom na obrzeżach, który będzie spełnieniem marzeń. Wiele z pomysłów naszych uczestników widzowie będą też mogli wykonać sami w domu. Mam, nadzieję, że będzie to więc dla nich isnpiracja, by samemu coś zmienić, nawet, jeśli będą to drobne zmiany.

- Nie boisz się remontów i chętnie stawiasz im czoła. Takie podejście nie zdarza się często, bo dla wielu tu trudny i stresujący czas...

- To prawda, że są to rzeczywiście trudne przejścia, chyba dla każdego. Dlatego, choć sama remonty kocham, to jednocześnie ich nienawidzę (śmiech). Zawsze, gdy zaczynam kolejny, przypominam sobie dlaczego. Świetnie rozumiem, że ludzie czasem wolą latami remont odkładać na później, zwłaszcza, gdy na co dzień po prostu brakuje czasu. To jednak, co bardzo w nich lubię, to świadomość, jak wiele można zmienić na etapie projektu, bo nad wszystkim można popracować tak, żeby było lepiej, taniej, mądrzej itd. W trakcie remontu możemy zrobić i zmienić wszystko. To daje ogromne możliwości. Jasne, że ten proces to także ciągłe gaszenie kolejnych pożarów, ale to normalne i staram się do tego po prostu przyzwyczaić, choć mam świadomość, że gdybym miała się zajmować tym zawodowo, pewnie długo bym nie wytrzymała, bo każdy remont bardzo przeżywam.

- Niedawno wyznałaś, że gdybyś nie związała się z aktorstwem, to pewnie zostałabyś architektką. Co cię tak w tej dziedzinie pociąga?

- Chyba najbardziej sama idea zmiany, z którą to się wiąże. Lubię wszystko, co wymaga wyobraźni i pozwala kreować. Lubię to, co nieoczywiste, a tak jest z wnętrzami, które wymagają dużego remontu. To jest ten moment, kiedy wchodzisz, i ty już widzisz, jak ono może świetnie wyglądać. To cudowne uczucie, kiedy potem i inni mogą to zobaczyć. Uwielbiam zmieniać, przeprowadzać metamorfozy. To sprawia, że chce mi się żyć, bo widzę przed sobą kolejne wyzwanie.

- W podobnym formacie remontowym przez lata mogliśmy widzieć twoją teściową, Katarzynę Dowbor, która prowadziła „Nasz nowy dom”. Jak zareagowała, gdy dowiedziała się, że idziesz w jej ślady? Dostałaś jakieś rady?

- Długo nie mogłam mówić o tym projekcie, więc i moja mama o tym nie wiedziała, ale kiedy już jej powiedziałam, to w ogóle nie była zaskoczona, bo – czym się bardzo szczycę – szanuje mnie i moje doświadczenia w tej materii. Mama widzi, że ten program nie jest jakąś przypadkową szansą, którą otrzymałam, tylko po prostu znam się na tym. Dostawałam wcześniej sporo podobnych propozycji, ale je odrzucałam, natomiast tematyka remontów to rzeczywiście moja pasja. Jasne, że nie wiem o tej branży wszystkiego, ale naprawdę sporo wnętrz już w swoim życiu przerobiłam. Mama podeszła więc do tego projektu bardzo pozytywnie, ale też trzeba podkreślić, że program „Zróbmy sobie dom” różni się pod wieloma względami, choćby tym, że tutaj zwycięską parę wybierają widzowie. To jest produkcja realizowany z dużym rozmachem, ale też – co ważne – nie jest to program interwencyjny. Tu przychodzą ludzie, którzy po prostu chcą spełnić swoje marzenia. Myślę, że każdy widz dostrzeże w uczestnikach cząstkę samego siebie.

- Aktualnie w tej samej stacji zarówno ty, jak i twój mąż, Maciej Dowbor, macie swoje własne programy. Czy jest szansa, by kiedyś zobaczyć was w jakieś wspólnej produkcji?

- Dostawaliśmy już takie propozycje, ale z różnych względów żadnej dotąd nie przyjęliśmy. Życie nauczyło nas, żeby nigdy nie mówić „nigdy”, choć myślę, że gdybyśmy mieli się zgodzić na taki projekt, to musiałoby to być coś, co jest dla nas ważne, w czym moglibyśmy poczuć, że naprawdę się spełniamy, znaczenie miałby więc tutaj sam pomysł. Nie mówimy „nie”, ale ponieważ jest nas teraz i tak sporo, i w telewizji, i w mediach społecznościowych, musimy też trochę dawkować naszą obecność w państwa domach (śmiech).

Emisja w TV:

"Zróbmy sobie dom", pon., godz. 20.55 w TVN

Sonda
Kibicujesz małżeństwu Koroniewskiej i Dowbora?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki