Krystyna Mazurówna, jurorka programu Tylko Taniec: Nie chodzi o machanie nogami

2012-03-09 3:00

Krystyna Mazurówna (73 l.) jest jedną z najwybitniejszych polskich tancerek i choreografów. Od 45 lat mieszka w Paryżu. Teraz została jurorem w show "Tylko taniec. Got to dance".

- Czy programy w rodzaju "Tylko taniec. Got to dance" mają sens?

- Według mnie tak. Uczestnicy są zachwyceni, bo mogą zaprezentować się szerokiej publiczności. Widzowie chętnie oglądają program, więc zapewne podoba się im, potrzebują go. Dyrekcja stacji też jest zadowolona, bo oglądalność idzie w górę. No, nie mówiąc o jurorach... (śmiech).

- Ale jurorowanie, ocenianie innych to niewdzięczna rola. Dlaczego pani się jej podjęła?

- Nie ukrywam, że wolę pracować jako choreograf, ale jurorowanie też wchodzi w zakres moich obowiązków, jako tancerki i choreografa właśnie. W życiu każdego artysty przychodzi taki czas, że jego doświadczenie zawodowe może służyć innym.

- A jaki powinien być juror tego rodzaju show?

- Taki, jakim staram się być: surowy, ale sprawiedliwy, uczciwy i otwarty na różnorodne rodzaje tańca.

- To znaczy, że są tańce niezbyt bliskie pani sercu?

- Nie kryję, że nie przepadam za tańcami brzucha. W czasie eliminacji do "Tylko taniec..." pojawiło się kilka przedstawicielek tego gatunku. Ale jedna z nich była naprawdę znakomita. Jej taniec był lekko erotyczny, ale ani przez moment wulgarny, pełen wdzięku i lekkości, co jej zresztą powiedziałam. Ten występ był dla mnie rzeczywiście miłym zaskoczeniem.

- Zwykle żałujemy uczestników show, którzy nie doszli do finału, ale oni jeszcze mają szansę. To często zwycięzcy są przegrani, zwłaszcza gdy potem nie błyszczą na scenie...

- Przekucie zwycięstwa w tanecznym show w sukcesy sceniczne zależy od charakteru, osobowości, pracowitości tancerza. Aby coś osiągnąć, musi sobie najpierw zadać pytanie: czego chce? Jeżeli chce tańczyć i robi to - to już wygrał! A czy będzie zaangażowany do rewii w Hollywood, czy nie, to już zupełnie inna sprawa. Można być zdolnym i pracowitym, ale - na przykład - nie mieć szczęścia...

- Co jest najważniejsze w tańcu?

- To, co w każdej działalności artystycznej - mieć coś do powiedzenia... Dotyczy to także tańca, bowiem nie chodzi w nim tylko o machanie nogami, ale o to, jaką emocję tym machaniem chce się przekazać widzowi.

- Była pani wychowanką Leona Wójcikowskiego, tańczyła w paryskiej rewii z Josephine Baker... Co bierze się od tych największych?

- Uczą pokory, ale i niepoddawania się. Jeżeli ktoś kocha taniec i chce tańczyć, niech tańczy. Niech tańczy do ostatniego tchnienia, jak Josephine... Ale też niech zastanowi się, czy swoim tańcem ma coś do powiedzenia widzowi. Do precastingów zgłosiło się kilkunastu pseudo Michaelów Jacksonów. Gdy stawali przed jury, za każdym razem mówiłam, że żaden z nich nie dorasta mu do pięt. A nawet gdyby się tak zdarzyło, co niemożliwe, zawsze będzie tylko drugim. Nigdy nie będzie lepszy, bo nie może... A sztuka polega na kreatywności.

- Pani troje dzieci jest świetnymi muzykami. Córka jednak uczyła się w szkole baletowej. Nie żałuje pani, że zmarnowała talent?

- Ja niczego nie żałuję, bo to był jej wybór. Chociaż świetnie tańczyła, miała wrodzoną harmonię ruchów, delikatność, której ja nie mam, i była dobrze notowana. Niemniej została pianistką. I dobrze, bo ten zawód może uprawiać dłużej. Ale Ernestyna wykorzystuje swoje umiejętności taneczne. Niedawno zaprosiła mnie na spektakl operetki w Paryżu, w którym akompaniowała na fortepianie. W pewnym momencie zerwała się od instrumentu i wykonała ognistego kankana (co było przewidziane w programie), po czym wróciła do fortepianu...

- Co zawdzięcza pani tańcowi, a w czym taniec pani przeszkodził?

- Przeszkodził mi w ukończeniu wyższych studiów. Zapisałam się, co prawda, na polonistykę na UW, ale byłam na... jednym wykładzie, po którym miałam randkę i zamiast zostać polonistką, zostałam matką... Tańcowi zawdzięczam zaś silny charakter, dyscyplinę i poczucie, że wszystkiego w życiu można się nauczyć, tak jak szpagatu ze skoku czy piruetu w lewo. Dzięki tańcowi wiem, że zawsze dam sobie radę w życiu.

- Tęskni pani za tańcem?

- Ależ nie tęsknię, bo... wychodzę na scenę i tańczę! Nie dalej jak w listopadzie ub.r. tańczyłam w Poznaniu w Starym Browarze. Odbyły się dwa spektakle, które przygotowaliśmy rzetelnie trzy miesiące. To było bardzo miłe doświadczenie.

piątek, 20.00, Polsat

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki