Krystyna Tkacz: Rodzina nie chciała, żebym była aktorką

2010-05-12 2:50

Choć zagrała w ponad 70 filmach, wciąż jest głodna ról. - Odczuwam wielki niedosyt. Jest tak mało interesujących propozycji. Szkoda... - mówi Krystyna Tkacz (63 l.). Popularna aktorka opowiada "Super Expressowi" o studiach, pracy w teatrze i zdradza, o czym marzy.

Jak zareagowała rodzina, gdy dowiedziała się, że zdaje do szkoły teatralnej? Dziadek cieszył się, że idę na studia. Babcia mówiła, że nie będą mnie tam chcieli, a ciocia... A ciocia pytała: "Po co się tam pchasz?". Babcia marzyła, że będę nauczycielką, po szkole muzycznej mogłam prowadzić chór, uczyć gry na fortepianie. Za pierwszym razem do warszawskiej szkoły teatralnej się nie dostałam. Byłam jednak uparta. Mając przykre doświadczenia z Warszawą, w następnym roku poszłam do Krakowa i tam, przyznam, zdałam świetnie. Po egzaminie wstępnym wezwał nas rektor i który powiedział: - Kochane dzieci! Wybraliście sobie trudny zawód. Dzisiaj zdaliście najłatwiejszy egzamin... Poszliśmy do knajpy i śmialiśmy się z niego. "Co on wygaduje? My, wybrańcy losu, zdaliśmy najłatwiejszy egzamin?! Przecież tylu konkurentów pokonaliśmy".

Przeczytaj koniecznie: Krystyna Tkacz: Zostałam sierotą mając 4 lata

Dziś przy każdej kolejnej premierze przypominam sobie jego słowa. Bo każda premiera to trudny egzamin. Zaraz po dyplomie trafiłam do Poznania. Z naszego roku zaangażowano Marzenę Trybałę (60 l.), Janusza Rewińskiego (61 l.) i mnie. Cały rok odprowadził nas na dworzec. Byliśmy pierwszymi, którzy jechali grać w prawdziwym teatrze. Już w pociągu uczyliśmy się tekstu, bo wchodziliśmy na zastępstwo, od razu do dużych ról w "Czarownicach z Salem" Arthura Millera.

Dostałam zakwaterowanie w hotelu czwartej kategorii. Byłam taka szczęśliwa! W akademiku mieszka się z dwoma, trzeba osobami, a tam cały pokój miałam tylko dla siebie i tylko 4 minuty spacerem do teatru. Naturalną siłą rzeczy było, że jeśli grało się dużo i dobrze, zauważała to prasa, dyrektorzy teatrów, reżyserzy, którzy chodzili na premiery. Kiedyś aktora znało się przede wszystkim z teatru. I jeśli aktor z tzw. prowincji dostał pracę w Warszawie, w teatrze, telewizji i w filmie, znaczyło, że na to zasłużył, że się wyróżniał. A dziś... A dziś nie wiem, jak to działa. Świat wokół mnie się zmienił.

Patrz też: Danuta Błażejczyk: Miłość to święto, to cud i miód

Gdybym złapała złotą rybkę... Hm, poprosiłabym ją o bardzo dużą kasę. Żeby spełnić materialne marzenia mojej najbliższej rodziny. Ludzie narzekają na pieniądze, ale pieniądze dają poczucie wolności. Banalnie, co? Ale tak chciałabym kupić siostrzenicy Julci dobry samochód...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki