Wojciech Pokora: Krzyczeli do mnie - Marysiu, ugotuj mi kluski

2011-02-16 20:16

Wojciech Pokora (77 l.) - tego aktora przedstawiać nie trzeba. Stworzył dziesiątki komediowych postaci. Wzruszał i bawił do łez.

Pierwszą sztuką, w której wystąpiłem, były "Parady" Potockiego. Grałem z Barbarą Krafftówną i Wiesławem Gołasem. Razem z Wiesiem wymyśliliśmy sobie scenę pojedynku. Z tym przedstawieniem pojechaliśmy do Francji. Otrzymaliśmy rewelacyjne recenzje, a dziennik "Le Figaro" napisał: "Takiego stylu szermierki, jak w wykonaniu Gołasa i Pokory nie widziała Francja od czasów >>Trzech muszkieterów<<".

Jestem uczulony na Gołasa

Na Gołasa byłem i jestem strasznie uczulony. Nie mogę go słuchać, patrzeć na niego, bo zaraz się śmieję. Zazwyczaj trudno jest mnie rozśmieszyć, ale ten drań ma w sobie coś takiego, że doprowadza mnie do łez. Czasem musiałem schodzić ze sceny, gdy wspólnie graliśmy, bo nie byłem w stanie mówić.

Patrz też: Wojciech Pokora: Zostałem aktorem, by podrywać panny

Pamiętam, gdy w sztuce "Romulus Wielki" wcielałem się w podwładnego, który przynosił tacę z jedzeniem. Byłem Rzymianinem i chodziłem w sandałach. Zostawiałem je za kulisami, bo garderoba znajdowała się na drugim piętrze. Któregoś razu Gołas długo mnie zagadywał, po czym w ostatniej chwili przypomniał, że mam już wchodzić na scenę. Wsunąłem nogi w te sandały, chciałem iść i nagle runąłem na ziemię jak długi.

Okazało się, że Wiesio przybił mi je gwoździami do sceny. Cały teatr się śmiał, dla mnie to była katastrofa. Do dziś jednak jesteśmy z Gołasem najlepszymi przyjaciółmi, a te żarty wspominamy z łezką w oku.

Perukę pożyczyłem od żony

O ile lubiłem grać w teatrze i uważam, że nieźle mi to idzie, o tyle uważam, że w filmie gram bardzo źle. Nie udało mi się jednak odmówić Stasiowi Barei. To był wspaniały reżyser, dusza człowiek. Zanim jednak namówił mnie na zagranie w filmie "Poszukiwany, poszukiwana", upłynęło sporo czasu.

Ten film ukazałby się niedługo po tym, kiedy w Polsce popularny był film z 1959 r. "Pół żartem, pół serio", w którym Tony Curtis oraz Jack Lemmon grali dziewczyny i zrobili to tak wspaniale, że nikt lepiej by tego nie zrobił. Nie chciałem ich naśladować, więc broniłem się jak mogłem. Nie chodziło o to, że bałem się grać kobietę, ale nie było sensu kopiować tego, co było dobre. W końcu musiałem się zgodzić.

Moja żona Hania miała dość nachodzenia nas w domu i powiedziała mi, żebym to zrobił, żeby się odczepili. Zastrzegłem jednak, że muszą wyrobić się w miesiąc, bo mam wykupione wczasy w Bułgarii i nie chcę, żeby mi przepadły. Skończyliśmy w trzy tygodnie.

W filmie grałem w sukienkach i peruce Hani, bo wtedy peruki były modne. Kupowane miałem tylko buty, bo żona ma małą stopę, a ja bardzo dużą. Zrobiłem to, choć nie miałem do tego serca, nie przyłożyłem się. Gdybym inaczej do niego podszedł, to może byłbym jeszcze lepszy. Tak czy inaczej zdobyłem dzięki filmowi ogromną popularność. Musiałem zmieniać numery telefonów, mieszkania.

Niektórzy krzyczeli za mną "Marysiu, Marysiu ja cię angażuję, ugotuj mi kluski!". Strasznie mnie to męczyło, ale miało też swoje plusy, bo to były ciężkie czasy. Wszystko kupowało się na kartki - benzynę, alkohol. Mogłem korzystać z popularności i otrzymywać szybciej to, o co inni musieli walczyć.

Jestem na emeryturze

Moją żonę Hannę poznałem, gdy zdawała do szkoły teatralnej. Przygotowywałem ją do egzaminów i spodobała mi się od pierwszego wejrzenia. Nie od razu jednak pozwoliła mi się do siebie zbliżyć, ale jakoś się dogadaliśmy i jesteśmy już razem od 50 lat. Dziś jestem na emeryturze, odpoczywam, ale grywam jeszcze w teatrze. Mam dwie córki. Młodsza Magda mieszka w Bretanii, starsza Anna w Polsce. Z wnuków tylko wnuczka Agata poszła w moje ślady i uczy się w szkole teatralnej. W sumie mam cztery wnuczki i jednego wnuka Zbysia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki