Mimo życia naznaczonego tragediami, zrobiła międzynarodową karierę. Imieniem Anny German nazwano nawet asteroidę!

2021-10-22 10:58

Słowiczym głosem zachwycała cały świat – od Mongolii po Kanadę. Śpiewając, Anna German niosła ludziom nadzieję, której sama tak potrzebowała, życie nie raz bowiem boleśnie ją doświadczało. Nawet w najtrudniejszych momentach artystka nie poddawała się jednak i nie przestawała tworzyć do samego końca.

Anna German

i

Autor: archiwum se.pl Anna German
Grób Anny German - Niezapomniani

Okrzyknięta została mianem „najlepszego głosu pokolenia”, a jej sława wyszła daleko poza granice naszego kraju. Nazywana w Polsce mianem „Białego anioła” artystka we Włoszech określana była mianem „Słowika Neapolu”, Rosjanie zaś do dziś mówią o niej „nasza Anuszka”. O skali jej popularności za naszą wschodnią granicą niech świadczy fakt, że radzieccy astronauci nazwali nawet jej imieniem jedną z asteroid!

Rosyjskie korzenie

Nie bez znaczenia dla jej wielkiej kariery z ZSRR był fakt, że znakomicie mówiła po rosyjsku. Urodziła się w 1936 r. w Urgenczu, na terenie dzisiejszego Uzbekistanu. Rodzinne szczęście nie było jej jednak pisane. Ojca straciła w wieku zaledwie dwóch lat, gdy funkcjonariusze NKWD aresztowali go pod zarzutem szpiegostwa, a następnie rozstrzelali. Anna razem z matką, babcią i nowo narodzonym bratem, który niedługo później też zmarł, trafiła wówczas na zesłanie. Tuż po wojnie kobiety przeniosły się w poszukiwaniu lepszego życia do Polski. Szczęście znalazły we Wrocławiu.

Droga na szczyt

Tu przyszła gwiazda studiowała geologię, namówiona przez matką na wybór bardziej pewnego zawodu. Miłość do muzyki postanowiła więc realizować inaczej.

Anna German

i

Autor: archiwum se.pl Anna German

Namówiona przez koleżankę, zgłosiła się do Estrady Wrocławskiej. Koncertując, zaczęła zarabiać pierwsze pieniądze, a scena coraz bardziej zaczęła ją kusić.

Przełom nastąpił w 1963 roku, gdy jej piosenka „Tak mi z tym źle” zdobyła drugą nagrodę na festiwalu w Sopocie. Rok później podbiła także Opole z utworem „Tańczące Eurydyki”. Gdy jej kariera nabierała tempa, poznała swojego przyszłego męża Zbigniewa Tucholskiego. Wydawało się wówczas, że nic nie może zmącić jej szczęścia.

Zabrakło czasu...

Przerwał je dramatyczny wypadek, któremu uległa w 1967 r. wracając z koncertu we Włoszech. Powrót do sprawności zajął artystce kilka lat. W 1970 r. wszystko znów zaczęło układać się dobrze – nagrała świetnie przyjętą płytę „Człowieczy los”, w wkrótce po ślubie ze Zbigniewem para powitała na świecie synka.

Wówczas jednak wykryto u niej nowotwór kości. Nie poddawała się jednak chorobie przez następne 10 lat, aż ta przykuła ją do łóżka. Pomagała jej wiara, którą na nowo w sobie wtedy odnalazła. Obiecała sobie, że gdy wyzdrowieje, będzie śpiewać w koście, nie zdążyła już jednak spełnić tego marzenia, odchodząc w 1982 r. w wieku zaledwie 42 lat.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki