Mogę zagrać nawet kobietę

2009-03-07 11:00

Borys Szyc, gdy tylko stanął na scenie i pojawił się na ekranie, został zaliczony do najbardziej obiecujących polskich aktorów. W ciągu niespełna 10 lat zagrał w kilkudziesięciu filmach, występując równoległe w teatrze (Współczesny w Warszawie).

Został wyróżniony nagrodą Zbyszka Cybulskiego, Feliksem, nominacją do Orła (za rolę w "Symetrii"), Wiktorem (2007).

Należy do tych artystów, którzy mają tzw. naturalną prawdę, a przy tym zawodową intuicję i instynkt. Nie boją się też żadnych ról. Szyc grał już więźnia cwaniaczka, gliniarza, antyterrorystę, hitlerowca, geja...

Uwagę zwrócił na siebie rolą w "Symetrii" (2003) w reżyserii Konrada Niewolskiego. Nie była to rola główna, raczej większy epizod, ale był tak soczyście zagrany, że młody blondyn o jasnym wejrzeniu dzisiaj narzeka raczej na... przepracowanie. Ale stara się nie odmawiać ról.

- Kiedyś wziąłem sobie za punkt honoru, by udowodnić, że w Polsce można uniknąć zaszufladkowania. Nie jest dla mnie problemem przyjąć rolę homoseksualisty. Mogę nawet zagrać kobietę, byle to miało jakiś sens i w całości tworzyło artystyczną wartość - podkreślał w jednym z wywiadów.

Widzowie i krytycy doceniają jego rolę kelnera Tytusa w hicie "Testosteron", którą ani na krok nie ustępował w kunszcie zawodowym aktorom: Piotrowi Adamczykowi czy Krzysztofowi Stelmaszykowi, ale też nie starał się wybijać na pierwszy plan, choć rola dawała taką możliwość.

Prywatnie Borys Szyc jest uważany za niespokojnego ducha. Sam przyznaje, że wciąż gdzieś go gna. Ale ten napęd, ta siła przełożona na postaci sceniczne i ekranowe przynosi piękne owoce. A on mówi: - Chcę po prostu grać - jak najwięcej.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki